niedziela, 1 listopada 2015

rozdział bonusowy

rozdział zawiera scenę +18

*

Luke

 Otworzyłem oczy i potarłem je dłońmi, starając się bardziej rozbudzić i po prostu nie zasnąć z powrotem. Rolety w pokoju były zasłonięte, ale i tak przedostawała się przez nie niewielka ilość światła, więc podejrzewałem, że było już prawie południe. Normalnie nie spałem aż tak długo, ale ostatnio przez Michaela coraz częściej zdarzało mi się to robić.
 Spojrzałem w bok i zaśmiałem się cicho, gdy wcale nie zauważyłem jego twarzy zaraz przed moją, ale jego głowę praktycznie zwisającą z łóżka. Złapałem go dłonią w pasie i pociągnąłem w moją stronę, bo choć jego upadek na podłogę mógłby być dość śmieszny, wiedziałem że później byłby na mnie zły przez pół dnia.
 - Mhm, co - powiedział z zaspaniem, marszcząc lekko brwi. - Jeszcze chwila.
 Nawet nie miałem planu, póki co go budzić, tym bardziej jeśli objął mnie teraz ręką, wtulając się we mnie, a jego głowa znalazła się tak blisko mojej, że czubki naszych nosów się dotykały. Rysy jego twarzy złagodniały i wiedziałem, że zasnął już z powrotem, nie mając z tym najmniejszego problemu. Na jego policzku odbita była poduszka, a włosy odstawały mu w każdą możliwą stronę (jeszcze bardziej niż w ciągu dnia) i wyglądał tak uroczo, że nawet nie do końca chciałbym go budzić. Jego koszulka podwinęła się do góry, odsłaniając kawałek skóry i lekko przesunąłem palcami po jego boku, obserwując jak pojawia się tam gęsia skórka.
 Michael poruszył się na swoim miejscu i mruknął coś pod nosem, przez co przez chwilę myślałem, że się obudzi, ale nic z tego. Podniosłem dłoń do jego twarzy i zacząłem przesuwać palcami przez jego włosy, na co on uśmiechnął się leniwie przez sen i tylko przybliżył głowę bliżej mojej ręki. Przez dłuższą chwilę zostaliśmy właśnie w takiej pozycji, aż nie usłyszałem dźwięku mojego telefonu, co znaczyło, że dostałem nową wiadomość.
 Odsunąłem się od Michaela i sięgnąłem po komórkę, chcąc to sprawdzić. Nie byłem zdziwiony, widząc że to Calum, bo skoro Michael był tutaj, to jedyną inną opcją był jeszcze Ashton, a z nim pisałem o wiele rzadziej. Pokręciłem głową z rozbawieniem, bo Cal chciał umówić się na wieczór i wiedziałem już, co to znaczy - pokłócił się ze swoją dziewczyną. 
 - Luke - jęknął Michael z niezadowoleniem.
 Spojrzałem na niego przez ramię i uniosłem pytająco brwi, choć podejrzewałem, o co mu chodziło. Jego jedno oko było dalej zamknięte, a drugie spoglądało na mnie niewyraźnym wzrokiem, gdy wyciągnął ręce w moją stronę. Odłożyłem telefon, po czym odwróciłem się z powrotem do niego i objąłem go w pasie, a nogę przerzuciłem przez jego biodra. Zacząłem całować go po całej twarzy, na co zmarszczył nos i próbował się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliłem.
 - Miałeś tylko mnie przytulić, a nie mnie budzić - powiedział, kładąc dłoń na mojej piersi i odpychając mnie trochę.
 - Pora wstać, kotek - odpowiedziałem.
 Uniosłem się na rękach i przesunąłem nad niego, siadając na jego biodrach. Michael zrobił oburzoną minę, po czym schował swoją twarz w dłoniach, jakby dzięki temu mógł schować się przede mną i pójść z powrotem spać. Złapałem za jego nadgarstki i pociągnąłem je w dół, a on zmrużył na mnie oczy, próbując wyglądać groźnie.
 - Nie będę już więcej u ciebie spał.
 - Jasne - rzuciłem, ani trochę mu w to nie wierząc i pochyliłem się bardziej nad nim, żeby z uśmiechem dodać: - Nie możesz spać beze mnie.
 Michael patrzył na mnie przez chwilę bez słowa i w końcu westchnął głośno, co można było uznać za jego przyznanie mi racji. Zszedłem z niego i stanąłem na podłodze, po czym przeciągnąłem się, dalej czując na sobie jego spojrzenie.
 - Nie masz zamiaru wstać z łózka, prawda? - spytałem, a on pokiwał głową z uśmiechem. - Nie przyniosę ci tutaj śniadania, musisz sam ruszyć dupę.
 - I dlatego właśnie jesteś Lucyferem - skomentował, unosząc się do pozycji siedzącej i pocierając swoje oczy dłońmi.
 Złapałem za krawędź kołdry i pociągnąłem ją, ściągając z niego jej materiał, za co zostałem obdarzony bardzo nieprzyjemnym spojrzeniem. Postanowiłem to zignorować i złapałem za jego dłonie, ciągnąc go do góry.
 - Nawet zrobię ci coś do jedzenia, no chodź - powiedziałem, a on wreszcie niechętnie wstał.
 Podniósł dresy z podłogi i założył je na siebie, po czym poprawił koszulkę, upewniając się że nie była podwinięta. W przeciwieństwie do niego nie kłopotałem się z tym, żeby się ubrać i w samych bokserkach ruszyłem do drzwi. Michael wolno poszedł za mną, a że jeszcze nie do końca kontaktował z rzeczywistością, wpadł prosto na moje plecy. Zaśmiałem się lekko i objąłem go ramieniem, prowadząc ze mną przez korytarz.
 - Lepiej, żebyś zrobił coś naprawdę dobrego - odezwał się Michael i spojrzał na mnie, starając się zachować poważną minę.
 Byliśmy już przy końcu schodów, gdy zatrzymałem go i przycisnąłem lekko do ściany, zaskakując go kompletnie. Michael wydawał się nagle o wiele bardziej rozbudzony niż jeszcze kilkanaście sekund wcześniej i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, czekając co zrobię.
 - Oczywiście, wszystko co najlepsze dla mojego ulubionego kotka - odpowiedziałem i musnąłem krótko jego usta.
 Na jego twarzy pojawił się wesoły uśmiech, ale zanim mógł zareagować bardziej, po korytarzu rozległ się głos mojej mamy.
 - Luke Robert Hemmings! Daj spokój biednemu Michaelowi i idź coś ubierz!
 Michael zaśmiał się lekko, a ja jęknąłem z niezadowoleniem, po czym wolno spojrzałem w dół, gdzie stała mama z rękami założonymi na biodra. Ok, może nie był to zbyt dobry widok do zobaczenia dla niej, skoro byłem w samych bokserkach, przyciskając Michaela do ściany, ale naprawdę było to o wiele bardziej niewinne niż mogło się wydawać.
 Odsunąłem się od niego i uśmiechnąłem w jej stronę, na co ona pokręciła głową, jakby chciała mi przekazać, że i tak się z tego nie wywinę. Później jej wzrok skierował się na Michaela, a wtedy uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, a on pomachał do niej niezręcznie.
 - Właśnie wychodzę z domu, ale w salonie zostawiłam jedzenie, więc zjedzcie je i bądźcie grzeczni chłopcy.
 Michael pokiwał głową z zadowoloną miną, słysząc że od razu mógł już zjeść, nie musząc czekać, aż ja coś przygotuję. Dla mnie to też było o wiele lepiej, bo niekoniecznie chciało mi się cokolwiek robić.
 - Dzięki, mamo! - zawołałem i pokonałem kilka ostatnich stopni.
 Stanąłem przy niej, po czym pocałowałem jej policzek, a ona westchnęła cicho i pokazała na mnie palcem.
 - Gdy tu wrócę, liczę na to, że będziesz ubrany.
 Zaśmiałem się pod nosem, a gdy spojrzałem na Michaela przez ramię, zobaczyłem, jak bardzo czerwony zrobił się na twarzy. Pożegnaliśmy się z nią i zamknąłem drzwi na klucz, a Michael nie czekając nawet na mnie, poszedł prosto do salonu. Gdy wszedłem do pomieszczenia, siedział już rozłożony na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora i zajadając się jedzeniem przyrządzonym przez moją mamę.
 Usiadłem obok niego i od razu objąłem go ręką w pasie, przyciągając go jak najbliżej mnie i nie zostawiając między nami najmniejszego kawałka wolnej przestrzeni. Szczerze mówiąc, nawet nie byłem jakoś specjalnie głodny, po prostu pomyślałem, że to najwyższy czas, żeby wstać z łóżka, a śniadanie było do tego dobrym pretekstem.
 - Kocham twoją mamę - powiedział Michael po chwili.
 - A mnie? - spytałem i uśmiechnąłem się do niego.
 Michael zrobił zamyśloną minę, a później pokręcił przecząco głową i jak gdyby nigdy nic dalej skupiał swoją uwagę na telewizorze. Czując moje spojrzenie na sobie, w końcu odwrócił głowę w moją stronę, a wtedy uniosłem wysoko brwi, czekając aż powie to, na co liczyłem.
 - Ok, kocham cię - powiedział, wzdychając głośno i brzmiąc przy tym, jakby było to dla niego tak bardzo trudne do powiedzenia.
 - Wow - skomentowałem.
 Ściągnąłem rękę z jego ciała i oparłem brodę o moją dłoń, gdy też zacząłem patrzeć na film lecący w telewizji. Wiedziałem, że mi się przygląda i nie musiałem długo czekać, aż położył dłoń na mojej nodze, pochylając się w moją stronę.
 - Kocham cię najbardziej - powiedział przy moim uchu.
 Uśmiechnąłem się szeroko i odwróciłem głowę do niego, po czym musnąłem jego usta, a gdy chciałem pogłębić pocałunek, odsunął się ode mnie, krzywiąc się.
 - Nie całuj mnie, nie myliśmy zębów, to obrzydliwe.

*

 Gdy tylko zauważyłem, że przed domem Michaela nie było samochodu jego rodziców, od razu wszedłem do środka, nie kłopocząc się pukaniem. Wcześniej zawsze to robiłem, ale teraz starałem się raczej powstrzymywać, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo nie znoszą mnie aktualnie państwo Clifford. Nie było słychać ani dźwięków rozmów ani głosu z telewizora, co tylko upewniało mnie, że nikogo oprócz Michaela tutaj nie było. Wiedziałem, że Rose była u Ashtona, dlatego o niezręczne spotkanie z nią akurat nie musiałem się martwić.
 Zamiast pójść do pokoju Michaela, wszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę, po czym rozejrzałem się po jej wnętrzu. Szybko znalazłem pełną butelkę wody, oparłem się o blat i zacząłem z niej pić dużymi łykami. Chwilę później usłyszałem kroki na schodach i uśmiechnąłem się pod nosem, Michael jakby doskonale wiedział, że właśnie tutaj przyszedłem.
 - Hej, kotku - mruknąłem, gdy tylko pojawił się w drzwiach i zatrzymał się nagle, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
 Moje spojrzenie przesunęło się po całej jego sylwetce i na dłużej zatrzymało się na jego gołym torsie. Miał na sobie tylko bokserki, bo pewnie nie spodziewał się, że ktokolwiek tutaj teraz będzie.
 - Widzę, że jak zawsze sam wpuściłeś się do środka - skomentował, po czym westchnął głośno, chcąc pokazać mi, jak bardzo ta sytuacja mu nie odpowiadała, chociaż mogłem zobaczyć cień uśmiechu na jego twarzy.
 Pokiwałem głową i odłożyłem butelkę na bok, po czym wyciągnąłem ręce w jego stronę. Michael podszedł bliżej, po czym oplótł mnie ramionami w pasie, wtulając się w moje ciało i już ani trochę nie wyglądało na to, żeby był niezadowolony z mojej obecności. Położyłem dłonie na jego biodra i oparłem kciuki nad bokserkami, a wtedy zacząłem lekko pocierać nimi o skórę. Michael mruknął cicho, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi, gdzie zostawił kilka drobnych pocałunków.
 - Stęskniłem się za tobą - powiedziałem cicho, a on zaśmiał się lekko.
 Podniósł głowę tak, żeby mógł na mnie spojrzeć, ale zanim mógł się odezwać, moje usta mocno przywarły do jego. Nie mogłem się oprzeć, żeby go nie pocałować, mając go tak blisko mnie. Przez kilka minut całowaliśmy się, a gdy Michael chciał pogłębić pocałunek, odsunąłem się od niego z zadowoloną miną.
 - Widzieliśmy się wczoraj wieczorem - powiedział w końcu to, co chciał prawdopodobnie powiedzieć wcześniej.
 - To było kilkanaście godzin temu - mruknąłem, wysuwając do przodu dolną wargę. - To zdecydowanie za dużo czasu bez ciebie.
 Przez to, że Michael przyciskał się do mnie, mogłem poczuć, jak jego serce zaczęło bić szybciej po moich słowach. Musiał przygryźć dolną wargę, by nie zacząć uśmiechać się szeroko i zaczął przesuwać palcami przez moje włosy.
 - Mam pewien pomysł - dodałem, całując jego nos. - Nikogo nie będzie tu jeszcze długo, co?
 Poruszałem znacząco brwiami, na co on przewrócił oczami i pokręcił głową. Oczywiście że chciałem skorzystać z faktu, że miał wolny dom, tym bardziej jeśli stał przede mną wyłącznie w bokserkach, wyglądając tak cholernie seksownie i uroczo jednocześnie.
 - Podejrzewam, jaki jest ten twój pomysł... - rzucił, przesuwając spojrzeniem po całej mojej twarzy.
 - Myślę, że ci się spodoba.
 Michael uniósł brwi, czekając aż powiem coś więcej, ale tylko złapałem jego ramiona, prowadząc go tyłem, aż w końcu uderzył lekko o stół. Wtedy złapałem za tył jego ud, na co on odruchowo oplótł nogi wokół mnie i pisnął cicho, bo nie spodziewał się tego, że podniosę go i posadzę na stole.
 Uśmiechnąłem się zadziornie i pochyliłem twarz bardziej w jego stronę, a moje usta zaczęły przesuwać się po jego szyi. Michael odchylił głowę do tyłu, nawet się nad tym nie zastanawiając, więc zacząłem ssać i przygryzać skórę w tym miejscu, na co on jęknął cicho. 
 - Luke... - powiedział, ale trudno było stwierdzić, czy było to: "Luke, przestań, to zły pomysł" czy raczej: "Luke, tak, tak, tak".
 - Mhm? - mruknąłem, gdy zszedłem ustami niżej na jego obojczyki i pierś.
 - Ja...
 Uniosłem głowę, żeby na niego spojrzeć, chcąc usłyszeć, co ma do powiedzenia. Miałem nadzieję, że nie każe mi przestać, bo naprawdę nie chciałem tego zrobić. W pierwszej chwili Michael wyglądał na zdecydowanego, jakby dokładnie wiedział, co chciał powiedzieć, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, wziął drżący oddech i przesunął językiem po swojej górnej wardze.
 - Ściągnij to wreszcie - powiedział, szarpiąc za materiał mojej koszulki.
 Uniosłem ręce do góry, dając mu znać, żeby zrobił to za mnie. Michael burknął pod nosem z niezadowoleniem, ale ściągnął ją ze mnie, po czym rzucił gdzieś na podłogę. Jego wzrok skupiony był teraz na moim nagim torsie i przesunął wolno dłońmi w górę, a później równie delikatnie w dół, czując każdy mięsień.
 - Chciałeś wcześniej powiedzieć coś innego? - spytałem z rozbawieniem, po czym ruszyłem lekko biodrami do przodu, ocierając się o niego. - Chcesz przestać?
 Tak jak się spodziewałem, Michael szybko pokręcił przecząco głową i złapał dłońmi moją twarz, przyciągając mnie do siebie tak, żeby mógł mnie pocałować. Przygryzłem jego dolną wargę, na co on rozchylił usta, a wtedy wsunąłem język do środka, pocierając nim o jego. Michael mruknął cicho i przesunął dłonie na moje włosy, gdzie zacisnął palce.
 Nasze krocza ciągle ocierały się o siebie, ale to nie było wystarczające, tym bardziej że dalej miałem na sobie spodnie. Michael odsunął się lekko ode mnie, a ja jęknąłem z niezadowoleniem, gdy przestał mnie całować. Zaśmiał się cicho i złapał za klamrę od mojego paska, po czym rozpiął ją i to samo zrobił z zamkiem.
 Odsunąłem się od niego całkiem, żebym mógł ściągnąć z siebie dżinsy, a on przyglądał mi się ze zniecierpliwieniem. Zdjęcie tak wąskich spodni mogło być trochę trudne, ale specjalnie spowalniałem to jeszcze bardziej, żeby się z nim podroczyć i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
 - Luke - jęknął z niezadowoleniem.
 - Coś nie tak? - spytałem, udając że nie wiem, o co mu chodzi.
 - Pośpiesz się i pieprz mnie.
 Na jego słowa prawie się potknąłem, kompletnie nie oczekując, że powie właśnie coś takiego. Teraz nie byłem już tak powolny w ściąganiu moich spodni.
 - Zrobię to z wielką przyjemnością, kotek - powiedziałem. - Poczekaj tutaj.
 - Co, nie idziemy do mojego pokoju? Nie chcesz chyba... - zaczął, ale zanim mógł skończyć, wyszedłem z pomieszczenia.
 Wbiegłem szybko po schodach na piętro, a później do pokoju Michaela i otworzyłem szafkę przy łóżku. Wziąłem potrzebne mi rzeczy i w takim samym tempie pokonałem z powrotem odległość do kuchni. Michael teraz leżał na stole, pewnie nie mogąc trudzić się z tym, żeby siedzieć. Wróciłem na moje wcześniejsze miejsce, odłożyłem na bok to, co tutaj przyniosłem, po czym położyłem dłonie na jego udach.
 - Biegłeś przez cały czas? - spytał, unosząc się na łokciach, a ja pokiwałem głową w odpowiedzi. - Luke, naprawdę chcesz zrobić to tutaj...
 - Mhm, pieprzenie cię na stole to jedno z moich najczęstszych wyobrażeń.
 Michael zakaszlał głośno, na co zaśmiałem się cicho i złapałem za gumkę jego bokserek. Uniosłem pytająco brwi, spoglądając na niego i czekając na jakąś reakcję, a on w końcu uniósł biodra do góry, żeby łatwiej było mi je ściągnąć. Przygryzł wargę i obserwował, jak otworzyłem butelkę lubrykantu i wylałem trochę na swoje palce. Potem nie tracąc czasu, wsunąłem jeden w niego, na co z jego ust wydobył się cichy jęk.
 - Jest ok? - spytałem, ruszając nim wolno.
 - Tak, tak, tak - zapewnił mnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc jego podekscytowanie.
 Szybko dołączyłem drugi palec, a potem trzeci, póki Michael praktycznie nie błagał mnie, żebym w niego wszedł.
 - Taki niecierpliwy - mruknąłem. - Zejdź ze stołu, Mikey.
 Michael spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale posłusznie zrobił to, o co prosiłem i nogi prawie się pod nim ugięły, gdy stanął na podłodze. Ściągnąłem swoje bokserki i założyłem na siebie prezerwatywę, a on złapał butelkę i wylał jej zawartość na swoją dłoń. Złapał mojego członka i przesunął ręką kilka razy w górę i dół, na co wypuściłem ze świstem powietrze.
 - Odwróć się - powiedziałem.
 Na twarzy Michaela pojawił się wyraz zrozumienia i szybko odwrócił się tyłem do mnie, po czym pochylił nad stołem, opierając się dłońmi o blat. Mogłem zobaczyć, jak praktycznie drży na całym ciele z podekscytowania. Stanąłem za nim, przyciskając usta do jego karku, a dłońmi złapałem jego biodra.
 - Luke - jęknął. - Pośpiesz się.
 Wszedłem w niego pewnym ruchem, na co wydał z siebie cichy pisk, a jego ręce zatrzęsły się lekko. Nie mogłem nawet uformować żadnych myśli w głowie, gdy zacząłem się w nim ruszać i mogłem poczuć ten przyjemny ucisk w moim podbrzuszu.
 - Ugh, szybciej - wymamrotał Michael, biorąc głośne, urywane oddechy.
 - Jesteś taki seksowny.
 Moje palce zacisnęły się mocniej na jego biodrach i byłem pewien, że będzie miał tam później siniaki, ale wątpiłem, żeby go to teraz obchodziło. Moje pchnięcia nabrały tempa i cały stół zaczął trząść się razem z jego ciałem.
 - Luke, kurwa, tak...
 Moje jedna dłoń przesunęła się w górę po jego ciele, aż złapałem palcami jego włosy, ciągnąć za nie lekko i sprawiając, że z jego ust wydobył się głośny jęk. Żałowałem, że nie mogłem zobaczyć jego pięknej twarzy w tym momencie.
 Michael wydawał z siebie ciągle głośne dźwięki pełne zadowolenia, a to sprawiało, że moje ruchy stawały się jeszcze szybsze i mocniejsze. Gdy przycisnąłem rękę do jego pleców, pochylił się bardziej, przylegając torsem do stołu i zaciskając mocno palce na jego krawędzi. Na chwilę w pokoju nie było słychać nic oprócz ocierających się o siebie ciał i mojego przerywanego oddechu, co znaczyło że Michael musiał zacisnąć usta razem, starając się być ciszej.
 - Chcę cię usłyszeć, kotku.
 Zabrałem dłoń z jego pleców i teraz złapałem nią jego członka, przesuwając nią szybko w górę i w dół, w tym samym tempie ruszając biodrami. Michael jęknął głośno i wiedziałem, że nie będzie mógł wytrzymać już zbyt długo.
 - Lu-luke... bli-sko...
 - Mmm-Mikey - mruknąłem, a jego nogi zaczęły się mocno trząść.
 Doszedł w moją dłoń, krzycząc moje imię i upadłby na podłogę, gdybym nie złapał znowu jego bioder dwoma rękami. Jego pierś unosiła się i opadała gwałtownie, gdy oddychał głośno, nie mogąc uspokoić swojego oddechu ani tego jak całe jego ciało drżało.
 Skończyłem po kilku kolejnych pchnięciach i opadłem torsem na jego plecy, praktycznie przygniatając go swoim ciałem do stołu. Pocałowałem skórę na jego karku, a dłonią przesunąłem przez jego włosy i jedyne na co teraz miałem ochotę to spać przez kolejnych kilka godzin z Michaelem przyciśniętym do mojego boku.
 - Miałeś rację - powiedział w końcu, gdy ja dalej oddychałem, jakbym właśnie przebiegł dobre kilkanaście kilometrów, a on był już bardziej spokojny. - Podobał mi się ten pomysł.

*

nie wiem, co to jest... tę scenę +18 napisałam w cholerę czasu temu i miałam jej tu nigdy nie dodawać, ale pomyślałam, że zmienię narrację na Luke'a i będzie pasować w tym bonusie! (ok, byłam po prostu bardzo leniwa w tym tygodniu)
nie bardzo mi się to podoba, ale mówiłam, że coś dodam, także...

to już definitywny koniec tego ff *chlip chlip*
dziękuję wam bardzo za wszystko! <3

i zapraszam na moje nowe opowiadanie o Muke'u -> bittersweet

czwartek, 22 października 2015

Epilog

7 miesięcy później

 Spojrzałem na moją w połowie pełną walizkę, po czym westchnąłem głośno i gdy minęła chwila, a nie dostałem żadnej reakcji, zrobiłem znowu to samo. Uniosłem wzrok na Aleca, który siedział na swoim łóżku i robił coś na laptopie, a później na Gabby rozłożoną na moim materacu z telefonem w dłoniach, palcami szybko przesuwając po ekranie, bo pisała ze swoim chłopakiem. O dziwo, dalej z nim była.
 - Wiecie, że jadę za pół godziny? - spytałem i oparłem się rękami o podłogę za moimi plecami, rozsiadając się wygodniej.
 - Ta - mruknął Alec, nawet nie patrząc w moją stronę.
 Gabby za to odłożyła telefon i spojrzała na mnie, uśmiechając się wesoło.
 - Yhym, ale mam zamiar przyjechać do ciebie za jakieś dwa tygodnie. Alec też - powiedziała, a on dopiero wtedy obrócił głowę w naszym kierunku i zmarszczył brwi ze zdezorientowaniem.
 - Ja też? - spytał, jakby słyszał o tym pierwszy raz.
 Zaśmiałem się cicho, bo pewnie rzeczywiście nic o tym nie wiedział, zresztą tak jak ja. Gabby pokiwała tylko głową w odpowiedzi, nie kłopocząc się z tłumaczeniem mu czegokolwiek.
 - Nie zapraszałem was tym razem - skomentowałem i sięgnąłem po jedną z koszulek leżących obok, żeby wrzucić ją do walizki.
 Cieszyłem się na myśl o wakacjach i tym, że nie będę musiał chodzić na żadne zajęcia ani spędzać moich wieczorów nad książkami. Cieszyłem się, że będę mógł spać do późna, jeść jedzenie przyrządzone przez moją mamę i spędzić trochę czasu z moją rodziną. Nie byłem jednak zadowolony z tego, że przez większość wakacji nie będę widział się z Gabby i Aleciem.
 - Ja nas zaprosiłam - odpowiedziała Gabby i zmrużyła na mnie oczy. - A ty na pewno chcesz, żebyśmy przyjechali.
 - Prawda - mruknąłem, po czym osunąłem się tak, żeby położyć się na podłodze.
 Pakowanie zdecydowanie nie było czymś, co lubiłem robić i dlatego teraz zachowywałem się, jakbym tak bardzo był przez to zmęczony. Zostałem w tym miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę, choć Gabby ciągle upominała mnie, żebym wreszcie to skończył, skoro za niedługo musiałem wyjść.
 - Zostało ci piętnaście minut, a twoje rzeczy rozrzucone są po całym pokoju - powiedział Alec.
 - Przestańcie próbować się mnie stąd pozbyć - rzuciłem z udawanym oburzeniem.
 - No nie, powiedziałaś mu o naszym planie? - dodał mój przyjaciel, patrząc na Gabby, a ona przewróciła oczami z miną, która mówiła, że nie wierzy, że się w ogóle z nami zadaje.
 Gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, spojrzałem w tamtą stronę, wyginając szyję pod niezręcznym kątem i pierwszym co zobaczyłem, były długie nogi. Nie musiałem nawet patrzeć wyżej, żeby wiedzieć, że był to Luke.
 - Hej, potrzebujesz pomocy? - spytał z rozbawieniem.
 - Jestem pewien, że gdzieś to już słyszałem - powiedziałem, po czym powoli podniosłem się z powrotem do pozycji siedzącej.
 Wtedy mogłem zobaczyć Gabby, która patrzyła na nas z wielkim uśmiechem na twarzy, po czym przyłożyła dłonie do swoich policzków, wyglądając jakby właśnie stała się najlepsza rzecz w jej życiu.
 - Co? - mruknąłem, spoglądając na nią z lekkim zaniepokojeniem.
 - Słyszałeś to, gdy się poznaliście! - zawołała z podekscytowaniem, a że ja dalej nie zareagowałem tak, jak to sobie pewnie wyobrażała, dodała: - No wiesz, bo niosłeś tę walizkę. To były jego pierwsze słowa do ciebie.
 Odwróciłem się w stronę Luke'a, próbując przekazać mu wzrokiem, że Gabby chyba zwariowała, a on zaśmiał się lekko, kręcąc głową. Podszedł bliżej i usiadł obok na podłodze, od razu obejmując mnie ręką i przyciągając bliżej siebie, by mógł pocałować bok mojej głowy.
 - Prawdopodobnie masz rację, Gabby - powiedział i oparł brodę o moje ramię, a wtedy spytał: - Widzę, że jesteś już gotowy?
 Alec prychnął pod nosem, a ja jeszcze raz popatrzyłem na moją walizkę i rzeczy rozwalone po pokoju.
 - Jasne... - odpowiedziałem wolno. - Wszystko już spakowane.
 Luke podniósł głowę i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a ja westchnąłem głośno. Teraz naprawdę musiałem się za to zabrać i zrobić to jak najszybciej, bo mieliśmy za chwilę wychodzić. Zacząłem niechętnie się podnosić, a Luke położył dłoń na moim tyłku, by popchnąć mnie lekko do góry. Gabby przyglądała nam się uważnie przez cały czas, Alec też akurat to widział, dlatego moje policzki szybko zrobiły się gorące i bez wątpienia czerwone.
 - Um, pakowanie, tak, ok - wymamrotałem, po czym pokazałem środkowy palec Alecowi, który właśnie zaczął się ze mnie śmiać.
 Wziąłem wszystkie rzeczy, które zostawiłem na łóżku i wrzuciłem je do walizki, a później to samo zrobiłem z tymi z podłogi. Z szafy i łazienki wyciągnąłem już wcześniej wszystko, dlatego teraz zabrałem jeszcze tylko książki i inne pierdoły z półki, dodając to do bałaganu, który utworzyłem w walizce.
 - I to było takie trudne? - spytał Alec, a Gabby w tym samym czasie powiedziała:
 - Mam ochotę się popłakać, widząc jak to spakowałeś.
 Zaśmiałem się cicho i kucnąłem przy walizce, żeby ją zapiąć, po czym przesunąłem wierzchem dłoni po czole i westchnąłem z ulgą. Luke podniósł się z podłogi, przeciągnął się - co moim zdaniem zrobił specjalnie, żeby jego koszulka się podwinęła i żebym mógł zobaczyć kawałek jego brzucha - i wyciągnął do mnie rękę. Złapałem jego dłoń, a wtedy podciągnął mnie do góry i uśmiechnął z rozbawieniem, gdy prawie na niego wpadłem.
 - No dawaj, bo zaraz spóźnimy się na pociąg, kotek.
 Spojrzałem przez ramię na moich przyjaciół i z nadzieją spytałem:
 - Czyli widzimy się za dwa tygodnie?
 Alec pokiwał głową i machnął mi ręką, więc zrobiłem to samo. Gabby za to zerwała się z łóżka, podeszła do nas i objęła naszą dwójkę razem, ja przytuliłem ją mocno, a Luke poklepał ją lekko po plecach, wyglądając na trochę zniecierpliwionego tym, że jeszcze nie wychodzimy.
 - Ok - powiedziałem głośno. - Musimy iść, zobaczymy się niedługo.
 Gabby opadła z powrotem na łóżko, które dotychczas należało do mnie, więc złapałem za rączkę mojej walizki i ruszyłem w stronę drzwi. Wyszedłem na korytarz pierwszy i rozejrzałem się dookoła, uśmiechając się pod nosem na widok kilku lekko pijanych osób. Nic nowego.
 Poczułem palce splatające się z moimi i spojrzałem w bok na Luke'a, żeby posłać mu wesoły uśmiech. Zaczęliśmy iść korytarzem na tyle szybko, ile się dało z dwoma dość dużymi walizkami.
 - Nie mogę uwierzyć, jak szybko minął ten rok.
 - A teraz znowu będziemy mogli przesiadywać całe dnie w moim pokoju - odpowiedział. - I nie będzie więcej problemu z Calumem, który nie chce wyjść, więc będziemy mogli o wiele częściej...
 - Słuchać muzyki - powiedziałem, przerywając mu. - To prawda.
 Luke zaśmiał się lekko i zwolnił trochę, gdy przestał zwracać uwagę na widok przed sobą, a zamiast tego popatrzył na mnie.
 - Lubię słuchać z tobą muzyki - rzucił sugestywnym tonem.
 Cieszyłem się, że byliśmy w miejscu, gdzie akurat nikogo nie było, bo mimo tego że jego słowa były niewinne, głos jakim to powiedział, zdradzał wszystko.
 - Lucyfer... - mruknąłem ze zrezygnowaniem i pokręciłem głową, ale zaraz dodałem: - Kocham cię.
 - To fajnie - odpowiedział.
 Od razu się zatrzymałem i nie byłem nawet pewien, czy mam być oburzony, że właśnie to zrobił, czy raczej śmiać się z tej sytuacji. Luke wyglądał na naprawdę zadowolonego z siebie, że tak mu się to udało, dlatego powiedziałem:
 - Zmieniłem zdanie, nienawidzę cię.
 - Czyli wracamy do początku naszej znajomości? - zapytał, śmiejąc się po nosem.
 Pokiwałem głową i starałem się ukryć uśmiech, który zaczął pojawiać się na mojej twarzy, ale nie bardzo mi się to udawało. Luke puścił swoją walizkę, odwrócił się tak, by stać przodem do mnie i położył dłonie na moich policzkach. Zamknąłem oczy, gdy tylko poczułem jego oddech na moich ustach, a moment później jego wargi przyciśnięte do nich. Złapałem za kieszenie z przodu jego spodni, przyciągając go bardziej do siebie i przechyliłem głowę, żeby pogłębić pocałunek.
 Nagle przestało nam się gdziekolwiek śpieszyć.

*

ok, uwaga... zrobię jeden dodatkowy rozdział... miałam tego nie robić, ale wiem, że parę osób chciało rozdział z perspektywy Luke'a, więc ok, czemu nie. nie mam tylko jeszcze pojęcia, co tam napiszę, jakieś pomysły? (oprócz scen +18, wiem, że wszyscy właśnie o tym pomyśleliście...) na pewno dodam go w przyszłym tygodniu, ale nie wiem czy w czwartek czy na weekend
także to jeszcze nie jest koniec, nie żegnam się z wami!

co do nowego ff to wygrało to ze słodkim Michaelem, wybaczcie ci, którzy tego nie chcieli. dodam prolog jakoś wtedy co ten dodatkowy rozdział ;)

#esitf

czwartek, 15 października 2015

45.

 To była zdecydowanie jedna z najbardziej stresujących sytuacji w moim życiu i tylko gorsze od tego mogło być, gdy Rose dowiedziała się o Luke'u i mnie. Teraz właściwie nic nie mogło już bardziej się spieprzyć, prawda? I tak przez ostatni czas ze sobą nie rozmawialiśmy, więc wszystko mogło albo być lepiej albo pozostać w tym samym beznadziejnym stanie. Mimo tego zżerały mnie nerwy, ale może właściwie nie było to takie dziwne, skoro chodziło o dalsze relacje z moją siostrą... Albo ich całkowity brak.
 Choć prawdopodobnie nie minęła nawet minuta, odkąd Ashton wyszedł, wydawało mi się, jakby cisza między nami ciągnęła się w nieskończoność. Zająłem w końcu miejsce na łóżku Aleca, siadając twarzą w stronę Rose, ale unikając patrzenia jej w oczy. Zastanawiałem się, czy powinienem powiedzieć coś pierwszy, skoro póki co Rose dalej się nie odezwała, choć to ona przyjechała tutaj, żeby ze mną porozmawiać. Wcześniej nigdy nie mieliśmy problemu z mówieniem sobie wszystkiego, co tylko chcieliśmy, ale teraz stało się to naprawdę trudne.
 - Chyba właśnie zaczynają mi się zajęcia - mruknąłem cicho, bo była to jedyna rzecz, która przyszła mi na myśl.
 - Och, ok... W takim razie pogadamy później? - odezwała się Rose i kątem oka widziałem, jak była już gotowa, żeby wstać i stąd wyjść.
 Nie wydawało mi się dobrym pomysłem, żeby odkładać to na później, ale ona chyba stresowała się tym tak samo jak ja.
 - Nie, nie - rzuciłem szybko, po czym zaśmiałem się sztucznie. - Mam urodziny, mogę zrobić sobie wolne z tej okazji.
 Rose pokiwała głową i odetchnęła głęboko, jakby szykowała się na to, co właśnie ma powiedzieć. Oparłem dłonie o moje nogi i zacisnąłem palce na kolanach, myśląc że musiało chodzić o coś dobrego, ale też starając się nie robić sobie niepotrzebnie nadziei.
 - To nie był pomysł Ashtona, żeby tutaj przyjechać.
 Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, obserwując jak nerwowo przekręca pierścionek na palcu i niepewnie spytałem:
 - Nie?
 - Ale to właśnie dzięki niemu pomyślałam, żeby odwiedzić cię na urodziny i porozmawiać - dodała, rozglądając się po pokoju.
 Wiedziałem, że Ashton miał mi za złe parę rzeczy, ale poza tym wydawało mi się, że staliśmy się całkiem dobrymi przyjaciółmi, czyli musiało to znaczyć coś dobrego. Nie nagadałby Rose czegoś takiego, co spowodowałoby, że tu przyjedzie i powie mi, jak bardzo mnie nienawidzi. To nie miałoby w ogóle sensu.
 - Dlaczego dzięki niemu? - zapytałem, chcąc się upewnić, czy dobrze myślałem.
 - Bo już od jakiegoś czasu mówił mi, że powinnam się z tobą pogodzić i że przechodzisz to równie ciężko jak ja - odpowiedziała i popatrzyła w moją stronę. - Na początku prawie w ogóle nie rozmawialiśmy na temat... tej całej sytuacji, chyba chciał trochę odczekać, ale ostatnio praktycznie codziennie o tym mówił, że będę czuła się o wiele lepiej, jeśli to zrobię.
 Za każdym razem, gdy rozmawiałem z Ashtonem, mówiłem mu, że wszystko było ze mną w porządku i starałem się zachowywać, jakbym wcale nie umierał od wewnątrz. Dlatego musiał domyślić się, że kłamałem albo Gabby i Alec powiedzieli mu, jak było naprawdę. To nawet nie było ważne w tym momencie, o wiele ważniejsze było, co dokładnie Rose właśnie powiedziała. Że powinna się ze mną pogodzić.
 - To, co zrobiłeś, było naprawdę okropne - odezwała się znowu, a zarys uśmiechu, który zaczął pojawiać się na mojej twarzy, szybko zniknął. - I wątpię, żebym kiedykolwiek mogła o tym zapomnieć, pewnie jeszcze jakiś czas będę miała ci to bardzo za złe, bo była to najgorsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła...
 - Rose, przepraszam - wtrąciłem szybko, przerywając jej. - Naprawdę, tak cholernie mi przykro.
 - Wiem, Mikey, to jednak nie naprawi tego, co zrobiłeś - odpowiedziała, a ja zacisnąłem mocno usta.
 Nie wiedziałem, co więcej mogę jej powiedzieć, poza przepraszaniem, które nie miało zbyt dużo sensu, nie było nic, co mogłem zrobić. Zostało mi tylko czekać na to, co Rose jeszcze powie.
 - Ale... - zaczęła znowu głośno. - Nie mogłam znieść myśli, że będziemy pokłóceni ze sobą w dniu twoich urodzin, że nie będziemy ze sobą rozmawiać. Nie potrafię tak długi czas się na ciebie gniewać.
 Patrzyłem na nią niepewnie, po tym wszystkim, co powiedziała, nie wiedząc już nawet, co mam myśleć. Nie chciałem zareagować zbyt szybko i pochopnie, zgarniając ją w uścisk, gdy okazałoby się, że nie do końca o to jej chodziło. W końcu mówiła, że jeszcze jakiś czas będzie miała mi to złe, więc może i mogliśmy teraz rozmawiać, ale nie znaczyło to, że wszystko wraca całkiem do normy.
 Rose uśmiechnęła się do mnie lekko i to było takie dziwne widzieć jej uśmiech skierowany właśnie w moją stronę. Ostatnim razem, gdy ją widziałem, ledwo mogła na mnie spojrzeć. Nie mogłem się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy i powiedziałem:
 - To świetny prezent urodzinowy, chyba najlepszy, jaki mi dałaś.
 - Dałam ci kilka naprawdę świetnych prezentów - odpowiedziała Rose z udawanym oburzeniem.
 Zaśmiałem się cicho, choć to, co powiedziała nawet nie było zabawne, ale byłem teraz zbyt wesoły, żeby tego nie zrobić. Trudno było mi uwierzyć, że rozmawialiśmy normalnie, choć jeszcze kilka godzin wcześniej byłem przekonany, że mnie nienawidzi. Ta rozmowa zdecydowanie poprawiła wszystko na lepsze i niepotrzebnie w ogóle bałem się tego, co się stanie.
 Rose podniosła się z łóżka i podeszła do mnie, zajmując miejsce obok, po czym objęła mnie rękami w pasie. Byłem trochę zdziwiony jej zachowaniem, szybko jednak przytuliłem ją mocno, czując jakby wielki ciężar spadł mi z serca.
 - Razem z Ashem mamy dla ciebie prezent, nasze odwiedziny to nie wszystko - dodała, a ja przypomniałem sobie, że muszę z nią poruszyć jeden, bardzo ważny temat.
 - Ty i Ashton, co? - spytałem, ruszając znacząco brwiami.
 Rose odsunęła się ode mnie i jakby trochę się zmieszała, ale jej uśmiech tylko się powiększył, po czym pokiwała lekko głową.
 - Jest świetny, nie wiem, czemu tak długo mi zajęło, żeby to zauważyć... - powiedziała, po czym umilkła, gdy oboje zdaliśmy sobie sprawę, że powodem tego był Luke, a wtedy odchrząknęła i dodała: - A ty? Masz może kogoś nowego?
 Nie spodziewałem się, że mnie o to spyta, zresztą brzmiało to tak dziwnie z jej ust ze względu na zaistniałą sytuację, że nie tylko ja musiałem się teraz czuć niezręcznie. Rose wyglądała trochę, jakby żałowała tego pytania, ale starała się tego po sobie nie pokazać i uśmiechała się lekko. Chyba chciała zachowywać się, jakby wszystko było normalnie.
 - Nie... - odpowiedziałem cicho. - Nikogo nowego.
 Nie mogłem mieć nikogo nowego, skoro ciągle czułem tak wiele do Luke'a. Chciałem jakoś z nią o tym porozmawiać, sprawić, żeby była w stanie zaakceptować nas razem, ale nie wydawało mi się, żeby to był odpowiedni moment. Dopiero co się pogodziliśmy i nie chciałem tego psuć, ale jednocześnie bałem się, że nigdy nie będzie dobra chwila na to, żeby to zrobić. Do tego czułem się winny, że dopiero co spędziłem całą noc z Lukiem, a teraz tak po prostu siedziałem tu z Rose, która myślała, że nie utrzymuję z nim kontaktu.
 - Zapomnij o tym dupku - powiedziała, trochę źle interpretując moją minę, ale dobrze zgadując, że myślałem akurat o Luke'u. - Znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego.
 Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko zamknąłem je z powrotem i uśmiechnąłem się wymuszenie. Nie mogłem jej powiedzieć, nie mogłem tego zrobić, to z powrotem zniszczyłoby wszystko.
 Drzwi pokoju otworzyły się i przez chwilę wystraszyłem się, że to mógł być Luke, choć przecież myślał, że byłem na zajęciach. Ashton wszedł do środka i spojrzał na nas z uniesionymi brwiami, a gdy Rose pokiwała głową, uśmiechnął się szeroko.
 - Nie mogłem znaleźć Caluma, ale rozmawiałem z nim przez telefon i okazało się, że jest na zajęciach, kończy wcześnie i mówił, że może się z nami spotkać.
 - To dobrze - mruknąłem i wyciągnąłem telefon. - Napiszę do Gabby i Aleca.
 Wszedłem na wiadomości, ale wcale nie miałem zamiaru pisać do nich, tylko do Luke'a, żeby poinformować go, że jednak nie będę mógł się już z nim dzisiaj spotkać.
 - Nie musisz, już wszystko wiedzą - odpowiedział Ashton i wyglądał na zadowolonego z siebie, że wcześniej o tym pomyślał.
 Odchyliłem komórkę tak, by Rose nie mogła nic zobaczyć i wysłałem szybko SMSa. Napisałem Luke'owi tylko, że się nie zobaczymy i nie wytłumaczyłem mu, dlaczego bo za długo by mi to zajęło. Wiedziałem, że zacznie do mnie wypisywać i wydzwaniać, żeby dowiedzieć się, o co chodziło, dlatego wyłączyłem telefon.
 - Ok - powiedziałem i klasnąłem w dłonie, po czym podniosłem się z łóżka. - To gdzie najpierw idziemy?

*

 Gabby w ogóle nie miała zajęć tego dnia, więc poszła z nami od razu (najpierw prawie dusząc mnie w swoim uścisku) i przez jakiś czas po prostu chodziliśmy po mieście, pokazując Rose i Ashtonowi ciekawsze miejsca. Później dołączył do nas Calum i Alec, a wtedy udaliśmy się do centrum handlowego. Alec zniknął na jakiś kwadrans, po czym wrócił, dając mi prezent urodzinowy, który dopiero co kupił. Gabby spojrzała za to na niego wzrokiem, jakby właśnie kogoś zabił.
 Rose i Ashton szli obok mnie, trzymając się za ręce i było to naprawdę dobrą rzeczą. Nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, gdzie był teraz Luke i czy jeszcze kiedyś będę miał możliwość wyjść z nim gdzieś, mając jego palce splecione z moimi. Cieszyłem się szczęściem mojej siostry, ale przypominało mi to tylko o tym, jak skomplikowanie wyglądała teraz relacja z jedyną osobą, z którą mógłbym widzieć się w przyszłości.
 - Hej, solenizant powinien się uśmiechać.
 Spojrzałem ze zdziwieniem na Caluma, który przyglądał mi się z uniesionymi brwiami i wymusiłem na twarz lekki uśmiech. Gabby i Alec szli gdzieś z przodu, kłócąc się między sobą, prawdopodobnie o miejsce, w którym usiądziemy, żeby coś zjeść albo wypić. Tylko Calum aktualnie zwracał na mnie uwagę, choć wcześniej byłem pewien, że nie oderwie się od swojego telefonu, na którym ciągle pisał. Podejrzewałem, że ze swoją dziewczyną.
 - Po prostu się zamyśliłem - powiedziałem i nie chcąc, żeby zaczął mnie o to wypytywać, zawołałem głośno: - Chcę iść na milkshake'a!
 Gabby popatrzyła na Aleca z zadowoleniem i nawet dźgnęła go palcem w pierś, a on westchnął głośno. Chyba właśnie nieświadomie pomogłem jej w ich kłótni.
 - Znam cię tak dobrze, Mike, mówiłam Alecowi, że będziesz chciał tam pójść - powiedziała, gdy wyrównała ze mną krok i złapała mnie pod ramię.
 - Czemu nie zabrałaś swojego chłopaka? - spytałem i szturchnąłem ją lekko, nakierowując ją w stronę stolików i krzeseł, które widziałem już niedaleko.
 - Powiedział, że nie chce wpraszać się na twoje urodziny, choć mówiłam mu kilka razy, że nie będziesz miał nic przeciwko. Jest taki słodki - odpowiedziała z uśmiechem.
 Pokiwałem głową, nie mówiąc nic więcej, a ona tak jak się spodziewałem, zaczęła więcej o nim mówić. Calum chyba nie był ani trochę zainteresowany, bo szybko wrócił do pisania na swoim telefonie, za to Rose zostawiła Ashtona i przysunęła się bliżej Gabby, słuchając wszystkiego z podekscytowaniem. Wyślizgnąłem moją rękę z uchwytu Gabby, czego ona nawet nie zauważyła i ominąłem je, żeby móc iść obok Ashtona.
 - Chyba muszę ci podziękować - powiedziałem cicho, żeby mieć pewność, że nikt oprócz niego mnie nie usłyszał.
 Ashton spojrzał na mnie z niezrozumieniem, naprawdę wyglądając, jakby nie miał najmniejszego pojęcia, o czym mówię.
 - Dzięki tobie pogodziłem się z Rose - dodałem, a na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. - Naprawdę dzię...
 - Możecie się pośpieszyć? Nigdy nie widziałem ludzi idących wolniej - rzucił głośno Alec, przerywając mi w pół zdania.
 Doszedł już do stolików i zatrzymał się przy tym, gdzie zawsze najczęściej siedziałem, a teraz spoglądał na nas oczekująco. Pokazałem mu środkowy palec, co on odwzajemnił tym samym.
 - Nie ma sprawy, Michael - rzucił Ashton i poklepał mnie w przyjaznym geście po ramieniu.
 Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i przyśpieszyłem kroku, tak jak chciał tego Alec, a gdy doszedłem do stolika, od razu usiadłem na moim ulubionym miejscu, Rose zajęła krzesło obok, a Gabby po mojej drugiej stronie. 
 - Ok, wiesz, jaki zawsze biorę - powiedziałem do Aleca, który jedyny jeszcze nie usiadł, bo Ashton i Calum właśnie to zrobili.
 Alec wyciągnął do mnie rękę po pieniądze, a ja zmarszczyłem brwi i wysunąłem do przodu dolną wargę.
 - Myślałem, że zapłacisz... Są moje urodziny...
 Miałem ochotę się zaśmiać na widok miny mojego przyjaciela, ale w końcu nie powiedział nic więcej i poszedł mi kupić to, co chciałem, nie pytając nawet reszty, czy coś chcieli. Dlatego Ashton i Gabby też musieli tam pójść, ale wszyscy dość szybko wrócili i z zadowoleniem zabrałem się za picie mojego shake'a. Korzystając z tego, że zaczęli rozmawiać na temat tego, co działo się u nich przez czas, gdy się nie widzieli, wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem go, chcąc sprawdzić, jak dużo mam nieodebranych połączeń i wiadomości.
 Naprawdę wielkie było moje zdziwienie, widząc tylko jedną nową wiadomość, spodziewałem się ich raczej dziesięć razy więcej. Może jeszcze nie doszły, niemożliwe było, żeby Luke nie zaczął do mnie wypisywać, chcąc żebym wyjaśnił mu, o co chodziło. Wpatrywałem się ze zdezorientowaniem w ekran, co chwilę na niego naciskając, żeby komórka się nie zablokowała, ale nic się nie zmieniło. Pociągnąłem dużego łyka shake'a i oparłem twarz na dłoni, nie spuszczając wzroku z telefonu.
 - Hej wszystkim.
 Przez to że trzymałem ciągle rurkę w ustach, w tym momencie dźgnąłem się nią w podniebienie, bo tak bardzo zaskoczył mnie dźwięk głosu Luke'a. Jęknąłem głośno i zasłoniłem usta dłonią, więc wszyscy teraz patrzyli to na niego, nie spodziewając się jego obecności, to na mnie przez to, co właśnie zrobiłem. Jedynie Rose nie spuszczała z niego wzroku, wyglądając na mocno poirytowaną tym, że tu był, Calum za to patrzył tylko na mnie, śmiejąc się pod nosem. I dopiero teraz domyśliłem się, że to z Lukiem ciągle pisał i pewnie napisał mu, gdzie jesteśmy, bo inaczej nie wyglądałby teraz na całkowicie spokojnego.
 Widziałem, jak kącik ust Luke'a drgnął, gdy miał ochotę się zaśmiać na to, co zrobiłem. Starał się jednak pozostać poważnym i naprawdę bałem się, co znowu wymyślił, czemu w ogóle tutaj przyszedł. Nie wydawał się zaskoczony tym, że Rose i Ashton tutaj byli, więc musiał o tym wiedzieć. A skoro tak to pewnie miał właśnie zrobić coś, na co nigdy bym się nie zgodził. Próbowałem przekazać mu wzrokiem, żeby stąd poszedł, ale jego spojrzenie nawet nie było skierowane w moją stronę, zamiast tego patrzył na Rose.
 - Wiem, że mnie nienawidzisz i nie chcesz ze mną rozmawiać, ale chcę tylko, żebyś mnie przez chwilę posłuchała, a później sobie pójdę - powiedział do niej i widziałem, jak jej wzrok na moment ląduje na mnie.
 Żałowałem, że zdecydowałem się na shake'a, bo teraz czułem, jakbym miał go zaraz zwymiotować na stół przede mną. Co może nie byłoby, aż takie złe, bo wtedy to mogłoby na tyle odwrócić uwagę wszystkich, że Luke w końcu nic nie powiedziałby mojej siostrze. Rozejrzałem się dookoła, licząc na to, że znajdę w otoczeniu coś, co mi pomoże, ale nic z tego, wokół nas nawet nie było praktycznie ludzi.
 Rose wyglądała, jakby chciała mu odmówić, ale Ashton złapał za jej dłoń, która leżała na blacie i ścisnął lekko, a wtedy wyraz jej twarzy złagodniał. Alec i Calum wymienili się znaczącymi spojrzeniami, po czym wstali od stołu, nawet nie tłumacząc, gdzie idą. Po prostu chcieli uniknąć tej niekomfortowej sytuacji. Miałem nadzieję, że Gabby nie zrobi tego samego i miałem rację, bo została na swoim miejscu, a nawet położyła dłoń na moim kolanie i zaczęła przesuwać kciukiem po materiale spodni, co było w jakiś sposób kojące.
 - Ok - powiedziała w końcu Rose. - Mów.
 - Nie wydaję mi się... - zacząłem, szybko jednak umilkłem i osunąłem się trochę na moim miejscu, decydując, że tylko gorzej na tym wyjdę, jeśli będę się odzywał.
 Na krótką sekundę Luke popatrzył na mnie, widziałem po jego oczach, że był spokojny i pewny tego, co miał zamiar zrobić, nie do końca mnie to jednak uspokajało.
 - Ani trochę nie żałuję tego, że zszedłem się wtedy z Michaelem - powiedział, a ja wytrzeszczyłem na niego oczy, bo to nie brzmiało dobrze. - Ale żałuję sposobu, w jaki to zrobiłem. Nie powinienem był dalej z tobą być, wiedząc że poczułem coś do kogoś innego. Nie powinienem był robić tego wszystkiego za twoimi plecami i namawiać do tego Michaela. Powinienem był zerwać z tobą, zanim cokolwiek się wydarzyło, gdy tylko zacząłem o nim myśleć w taki sposób, w który nigdy nie myślałem o nikim innym. A wtedy odczekać trochę czasu, może kilka miesięcy i najlepiej porozmawiać najpierw o tym z tobą.
 Wydawało mi się, jakbym słyszał jego głos z oddali, bo tym, co najbardziej teraz słyszałem, było moje szaleńczo bijące serce. Spoglądałem nerwowo na Rose, która siedziała z ustami zaciśniętymi w cienką linię i co jakiś czas podnosiła wzrok ze stołu na Luke'a, bo chyba nie była w stanie ciągle na niego patrzeć.
 - Prawdopodobnie byś się nie zgodziła, ale właśnie tak powinienem postąpić, gdybym nie był samolubnym dupkiem. Tylko że będąc z tobą, miałem pretekst, żeby często go widzieć, a inaczej on wtedy nigdy sam z siebie nie zgodziłby się spędzać ze mną czasu. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak musiałem się starać, żeby mnie polubił, żeby dał mi szansę, bo ciągle myślał o tym, jak ciebie to zaboli. To wszystko było całkowicie moją winą - powiedział, ciągle starając się złapać z Rose kontakt wzrokowy, którego ona unikała.
 Ashton objął ją teraz ramieniem, wyglądając jakby nie był pewien, czy ma posyłać Luke'owi mordercze spojrzenia czy raczej zachowywać się neutralnie.
 - Nie chciałem cię skrzywdzić, naprawdę tego nie chciałem, ale człowiek nie może panować nad tym, co czuje. Nie zrobiłem tego celowo czy po to, żeby zrobić ci na złość... - kontynuował Luke, po czym spojrzał na mnie i nie odwracając wzroku, dodał: - Po prostu się w nim zakochałem i nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego. Michael jest miłością mojego życia, jestem tego pewien. Ten czas, gdy się rozeszliśmy, był okropny i tylko bardziej uświadomił mi, że nie mogę wyobrazić sobie mojego życia bez niego. Nie mogłem spać, nie mogłem skupić się na niczym, nie mogłem normalnie funkcjonować, wiedząc że nie jest mój.
 Czułem, jak gorąca jest teraz moja twarz i moje dłonie lekko się trzęsły, więc schowałem je pod stół, a wtedy Gabby od razu złapała je w swoje, powstrzymując ich drżenie. Jeśli ta cała jego przemowa pójdzie na nic, to naprawdę nie wiedziałem już, co innego mógłbym zrobić.
 - I wiem, że on kocha mnie tak samo mocno - powiedział, patrząc z powrotem na Rose. - Ale nie chce ze mną być, jeśli to znaczy, że już nigdy z nim nie porozmawiasz. Bo zależy mu bardziej na tobie niż na swoim szczęściu i pewnie nie odważy się na to, żeby ci to powiedzieć, ale jedyne o czym marzy to, żebyś powiedziała, że może ze mną być, a między wami wszystko będzie w porządku. Bo inaczej oboje będziemy cholernie nieszczęśliwi. - Luke wziął głęboki oddech, a gdy nikt nic nie zrobił, skończył: - To wszystko, co chciałem, żebyś usłyszała.
 Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało i czułem, jakby czas kolejny raz tego dnia leciał w spowolnionym tempie. Chciałem coś zrobić, nie mogłem wytrzymać siedząc w tej ciszy, ale wiedziałem, że to Rose miała teraz odpowiedzieć. Nie miałem najmniejszego pojęcia, co zrobi, za bardzo bałem się na nią popatrzeć, żeby spróbować wyczytać coś z jej twarzy.
 - Ja...  - zaczęła w końcu słabym głosem. - Nie wiedziałam, że jesteście w sobie zakochani. Mikey?
 Spojrzenia wszystkich wylądowały na mnie i miałem nagle wrażenie, że w pomieszczeniu jest zdecydowanie za mało powietrza. Starałem się zachować spokojny oddech, ale powoli zaczynałem panikować.
 - Jesteś w nim zakochany? - dodała, gdy nie uzyskała żadnej reakcji z mojej strony.
 - Tak - odpowiedziałem i niepewnie odwróciłem wzrok w jej stronę. - Ale nie musisz się na nic zgadzać, poradzę sobie, nie przejmuj się tym.
 Rose pokręciła głową i otarła dłonią oczy, wyglądając jakby miała zacząć zaraz płakać. I jeśli by to zrobiła, to wiedziałem, że ja skończę tak samo.
 - W takim razie powinieneś z nim być - powiedziała cicho.
 Przełknąłem głośno ślinę i przez moment patrzyłem na nią z niedowierzaniem, bo na pewno musiało mi się przesłyszeć. Nie mogła właśnie tego powiedzieć, prawda?
 - Jesteś pewna? - spytałem, a ona posłała mi lekki uśmiech.
 - Jestem pewna, chcę, żebyś był szczęśliwy i w końcu przyzwyczaję się do tego, że jesteś z Lukiem. Po prostu zajmie mi to trochę czasu.
 Pokiwałem energicznie głową, by pokazać jej, że rozumiem, a nawet że nie spodziewałbym się niczego innego. Oczywiste, że nie będzie skakać z radości albo chodzić z nami na podwójne randki. Wyciągnąłem do niej ręce i uściskałem ją mocno, na co odpowiedziała mi tym samym. Reszta nie odzywała się przez ten czas i jedyne co mogłem słyszeć to ciche pociąganie nosem, które dochodziło od strony Gabby i wiedziałem, że się popłakała.
 - Pójdziemy teraz poszukać Caluma i Aleca - powiedziała Rose, odsuwając się ode mnie. - Spotkamy się za niedługo, ok?
 Rozumiałem, co chciała przez to powiedzieć, żebym porozmawiał z Lukiem, spędził z nim trochę czasu, a później wrócił do nich bez niego. Nie przeszkadzało mi to, teraz mogłem zgodzić się na wszystko, skoro Rose nie miała problemu z tym, żebyśmy byli razem.
 Obserwowałem, jak Ashton i Rose wstali, Ash rzucił znaczące spojrzenie Gabby, więc w końcu zrobiła to samo i odeszli we trójkę. Patrzyłem za ich oddalającymi się sylwetkami i dopiero gdy zniknęli z mojego pola widzenia, odwróciłem się w stronę Luke'a. On już patrzył na mnie, a na jego twarzy znajdował się zadowolony uśmiech.
 - Wiedziałem, że wystarczy, jeśli ja z nią porozmawiam.
 Podniosłem się i obszedłem stolik, idąc w jego kierunku, po czym zatrzymałem się tuż przed nim. Złapałem za jego kark, ciągnąc go w moją stronę i połączyłem nasze usta w mocnym pocałunku, nie myśląc w ogóle o tym, że jesteśmy w miejscu publicznym. Nic mnie już nie obchodziło oprócz Luke'a.
 On zareagował prawie od razu, kładąc dłonie na moich biodrach i przysuwając moje ciało jeszcze bliżej swojego tak, że stykaliśmy się w każdym możliwym miejscu. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zacząć uśmiechać się szeroko, za bardzo ciesząc się z tego, co właśnie się stało. To spowodowało, że musieliśmy przestać się całować i Luke oparł swoje czoło o moje, wzdychając lekko.
 - Kocham cię - powiedziałem cicho. - Cholernie mocno.
 Luke musnął moje usta raz, drugi i trzeci, pocierając kciukami skórę nad moimi biodrami pod materiałem koszulki.
 - Ja też cię kocham, kotek.
 Staliśmy tak przez chwilę, po prostu trzymając się i musiało to wyglądać naprawdę dziwnie z punktu widzenia kogoś, kto przechodził obok, nie potrafiłem się jednak zmusić, żeby się teraz od niego odsunąć. Chciałem zostać w tym miejscu już zawsze.
 - Lucyfer - mruknąłem, na co on zaśmiał się cicho.
 - Mhm?
 Przygryzłem wargę i odsunąłem trochę głowę, by móc na niego spojrzeć. Przesunąłem wzrokiem po całej jego twarzy, podziwiając każdy najmniejszy szczegół, a na koniec zatrzymując się na jego oczach.
 - Moje życzenie urodzinowe się spełniło.

*

ok, boję się, że zjebałam ten rozdział ;x
ale tak, to był ostatni rozdział! i spokojnie to jeszcze nie jest całkowity koniec, bo będzie epilog!

i mam do was super ważne pytanie, nie jestem pewna, jakie ff o Muke'u zacząć pisać po tym, więc chciałabym, żebyście mi doradzili, co wolicie:
a) podobne do esitf po tym względem, że Michael jest znowu tym uroczym, słodkim itp. (tak, to moja słabość)
b) Luke jest bardziej uroczy, a Michael dominujący
c) takie dość depresyjne i może trochę straszne (nie jestem pewna, jak dokładnie to wyjdzie)

czwartek, 8 października 2015

44.

 Miałem wrażenie, że ledwo co zasnąłem, a już się obudziłem i nie czułem się ani trochę wyspany, jakbym nawet nie przespał godziny. Zamrugałem kilka razy i zmarszczyłem brwi, widząc praktycznie kompletną ciemność w pokoju, co wskazywałoby na to, że wcale nie był ranek, jak przez chwilę pomyślałem. Przez to jeszcze bardziej nie rozumiałem, co się działo, póki ktoś nie potrząsnął mną i uświadomiłem sobie, że to właśnie z tego powodu nie spałem dalej.
 - Obudziłeś się już? - usłyszałem cichy głos.
 Spojrzałem w bok i zmrużyłem oczy na Luke'a, będąc za bardzo zaspanym, żeby pouczać go, że nie powinien tutaj być. W tym momencie nawet jego obecność nie wydawała mi się tak dziwna, choć na pewno gdybym był bardziej rozbudzony, tak właśnie by było. Jedyne co mnie zastanawiało to, co do cholery robił w moim pokoju o takiej porze.
 - Co? - spytałem w końcu, po czym spojrzałem na łóżko Aleca.
 Siedział ze słuchawkami na uszach i laptopem na kolanach, więc nie mogło być, aż tak późno. Po prostu ja zasnąłem o wiele wcześniej niż normalnie, tak bardzo byłem zmęczony tego dnia. Alec nie zwracał na nas żadnej uwagi, więc podejrzewałem, że Luke i on zdążyli już porozmawiać, zanim się obudziłem, bo inaczej posyłałby mu teraz mordercze spojrzenia. 
 - Wstawaj - powiedział Luke, uśmiechając się wesoło w moją stronę.
 - Nie - odpowiedziałem od razu i przyciągnąłem kołdrę bliżej mojego ciała. - Luke, mówiłem ci, że muszę się zastano...
 - Wiem, wiem - rzucił lekkim tonem, przerywając mi. - Ale teraz musisz ze mną pójść.
 Popatrzyłem jeszcze raz na Aleca, by upewnić się, że mnie nie słuchał, po czym powiedziałem:
 - To że nie jesteśmy razem, znaczy że nie uprawiamy ze sobą seksu.
 Luke zaśmiał się cicho na moje słowa, a Alec prychnął pod nosem, co oznaczało, że jednak mógł mnie słyszeć. Zastanawiałem się, czy w ogóle czegoś słuchał czy może te słuchawki były tylko tak na pokaz. Jęknąłem z niezadowoleniem, gdy Luke ściągnął ze mnie kołdrę (miałem wrażenie, że ludzie zbyt często mi to robią) i złapał moją dłoń, ciągnąc mnie lekko, bym podniósł się do pozycji siedzącej.
 - Czego chcesz? Wiesz, która jest godzina? - spytałem i niechętnie usiadłem, patrząc na niego z wyrzutem.
 - Zobaczysz, no wstawaj.
 Rozejrzałem się po pokoju z rozkojarzeniem, przez chwilę myśląc, że może jednak wcale się nie obudziłem, a to był tylko sen. Bo nie widziałem żadnego logicznego powodu, dlaczego Luke próbował wyciągnąć mnie z łóżka o tej godzinie.
 - No dawaj, kotek - dodał ponaglająco. - Rusz swój seksowny tyłek.
 Ok, to bardzo brzmiało jak prawdziwy, realny Luke, a nie tylko wymysł mojej wyobraźni. Spojrzałem z powrotem na niego, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, który pewnie miał mnie zachęcić do tego, czego ode mnie chciał.
 - Nie wydaję mi się, żeby to był dobry pomysł - powiedziałem, nawiązując do tego, że miałem przemyśleć całą naszą sytuację, a przebywanie z Lukiem raczej mi w tym nie pomagało. - I jestem zmęczony, która jest w ogóle godzina?
 - Prawie północ.
 Oparłem łokcie o nogi, a dłońmi podparłem moją twarz, ciągnąc przy tym policzki na boki.
 - Czyli nie przespałem nawet pół godziny - burknąłem, a Luke przewrócił oczami.
 - Wyśpisz się innym razem, chodź - powiedział i machnął ręką, pokazując mi, żebym się podniósł.
 W końcu niechętnie podniosłem się z łóżka, nie wiedząc nawet czemu w ogóle to robię, zamiast powiedzieć mu, żeby stąd poszedł. Luke uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy to zrobiłem i złapał moją rękę, od razu kierując się w stronę drzwi i prowadząc mnie za sobą. Spojrzałem w dół na moją koszulkę z logo batmana i luźne bokserki, które praktycznie mogły ujść za spodenki. Nie miałem najmniejszego problemu z tym, żeby przejść tak przez korytarz. Przed wyjściem wsunąłem jeszcze szybko na stopy moje fluorescencyjne żółte klapki, na których widok Luke zaśmiał się pod nosem.
 - Moje nogi chyba jeszcze śpią, ledwo mogę nimi ruszać - mruknąłem, gdy zamknęliśmy za sobą drzwi pokoju.
 Przesunąłem dłonią przez włosy i ziewnąłem cicho, a Luke uśmiechnął się z rozczuleniem. Obserwowałem go, patrząc jak odwrócił się tyłem do mnie i kucnął trochę, po czym powiedział:
 - Ok, wskakuj, wyjątkowo mogę cię dzisiaj ponieść.
 Skoro już w ogóle zdecydowałem się z nim gdziekolwiek pójść,  to nic złego się nie stanie, jeśli trochę poprzytulam się do jego pleców, prawda? Jeśli mogłem się nie męczyć, a zamiast tego on miał mnie nieść, to oczywiście, że nie zamierzałem zrezygnować z takiej propozycji.
 - Prawie zawsze mnie nosisz - odpowiedziałem i objąłem jego szyję rękami.
 Zmarszczyłem brwi w skupieniu, zastanawiając się, jak miałem to zrobić i gdy podniosłem jedną nogę, Luke złapał za jej tył, podciągając mnie do góry. Po pisku przerażenia z mojej strony, wybuchu śmiechu grupy stojącej niedaleko i naszym prawie upadku na ziemię, byłem bezpiecznie uczepiony jego ciała, a on zaczął iść w stronę schodów na piętro, gdzie znajdował się jego pokój.
 - Tylko mi nie zaśnij, kotek - dodał po chwili.
 Nie odpowiedziałem mu nic, bo byłem zbyt leniwy, żeby to zrobić, a oczy same mi się zamykały i pewnie nawet mógłbym naprawdę zasnąć w takich warunkach. Nie chciało mi się nawet mówić mu, żeby mnie tak nie nazywał... Póki co. Luke udawał, że mnie puszcza, żeby mnie rozbudzić, za co miałem wielką ochotę uderzyć go po głowie, ale wolałem teraz nie poluźniać ani trochę mojego uścisku.
 Po dojściu do pokoju, zatrzymał się przy swoim łóżku i schylił trochę, żebym mógł na nim usiąść. Rozsiadłem się wygodnie na materacu, opatulając się kołdrą i rozejrzałem po pokoju, od razu zauważając, że nie było tu nikogo oprócz nas.
 - Gdzie Calum?
 - Wyjebałem go z pokoju, więc śpi gdzieś na korytarzu - powiedział, wyciągając swój telefon.
 Patrzył przez moment na niego, prawdopodobnie sprawdzając godzinę, po czym uniósł wzrok na mnie i dopiero wtedy zobaczył moją oburzoną minę.
 - Żartowałem, jest u jakiegoś znajomego, którego poznał na zajęciach - dodał i pokręcił głową z rozbawieniem, jakby nie dowierzał, że w to uwierzyłem.
 Na moją obronę byłem naprawdę zmęczony i wyrwany ze snu, więc mój mózg nie był do końca rozbudzony. Posłałem mu groźne spojrzenie, ciągnąc bardziej kołdrę pod moją brodę, na co on tylko uśmiechnął się szerzej. Chciałem już zapytać go, czemu mnie tutaj przyprowadził, ale Luke odezwał się znowu.
 - Zamknij na chwilę oczy.
 - Wtedy zasnę - odpowiedziałem, unosząc wysoko ramię i opierając o nie głowę.
 - Nie zaśniesz, to tylko na kilkanaście sekund.
 Luke patrzył na mnie wyczekująco i choć trochę obawiałem się, co kombinował, zrobiłem to, o co mnie prosił. Przez chwilę słyszałem, jak porusza się po pokoju i otwiera jakąś szafkę, przy czym spytał głośno, czy nie zasnąłem. A później miałem wrażenie, że znowu się do mnie przybliża i mój oddech przyśpieszył, bo czułem się dość niespokojnie, gdy nic nie widziałem i nie miałem pojęcia, co robił.
 - Ok, możesz już popatrzeć - powiedział, więc otworzyłem oczy.
 Luke był zaraz przede mną i kucał przy łóżku, trzymając w dłoniach plastikowy talerzyk, na którym znajdowała się dość sporych rozmiarów babeczka, a w jej środek wbita była zapalona świeczka. Zasypiając pamiętałem o tym, że moje urodziny są następnego dnia, ale po tym nagłym obudzeniu byłem za bardzo skołowany, żeby skojarzyć ten fakt z wizytą Luke'a.
 - Wszystkiego najlepszego - dodał z wesołym uśmiechem. - Chciałem być pierwszą osobą, która złoży ci życzenia i to jak tylko zaczną się twoje urodziny. Zapomniałem pójść do sklepu wcześniej, więc gdy poszedłem w ostatniej chwili, nie mogłem już znaleźć niczego bardziej... tortowego.
 Nie zauważyłem, kiedy zacząłem uśmiechać się od ucha do ucha i nawet przestałem nagle czuć się sennym. Przesunąłem wzrok z talerza na twarz Luke'a, który już mnie obserwował i czułem na raz tyle różnych emocji, że trudno było mi je od siebie oddzielić. Wiedziałem jednak, że to nie było możliwe, bym kiedykolwiek mógł przestać być w nim zakochanym.
 - Zdmuchnij świeczkę i pomyśl życzenie - przypomniał mi. - Póki jeszcze cała się nie stopiła.
 Nie musiałem nawet zastanawiać się nad moim życzeniem, więc od razu dmuchnąłem na płomień i gdy zgasł, Luke odstawił talerzyk na stolik przy łóżku, a wtedy usiadł obok mnie.
 - Czego sobie życzyłeś? - spytał i położył dłoń na mojej przykrytej kołdrą nodze.
 - Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełni - odpowiedziałem, kręcąc lekko głową na boki.
 Luke westchnął teatralnie, ale pewnie podejrzewał, że właśnie takiej odpowiedzi mu udzielę. Przysunął się jeszcze bliżej i objął mnie ramieniem, na co prawdopodobnie powinienem był się nie zgodzić, ale nie potrafiłem tego zrobić w tym momencie.
 - Chcesz teraz zjeść swój tort? - spytał, kładąc nacisk na ostatnie słowo, a ja pokręciłem przecząco głową. - Ok, w takim razie mam dla ciebie jeszcze prezent.
 - Nie musiałeś mi nic kupować - powiedziałem i widziałem, że chce zaprotestować, dlatego dodałem: - Ja byłem na twojej imprezie urodzinowej i nic ci nie kupiłem.
 Może nie był to zbyt dobry powód, bo były to początki naszej znajomości.
 - Ledwo się wtedy znaliśmy - skomentował, po czym poruszył brwiami, mówiąc: - Jeśli chcesz się zrekompensować, możesz zrobić mi loda i będziemy kwita.
 Mrugnąłem dwa razy, patrząc na niego bez cienia rozbawienia na twarzy i wyciągnąłem rękę spod kołdry, żeby odepchnąć go od siebie.
 - Wracam do mojego pokoju.
 - Nie, zostań! - zawołał i objął mnie ramionami, kładąc się przy tym na mnie i przyciskając mnie do materaca.
 Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na jego twarz znajdującą się zaraz przed moją. Wzrok Luke'a przesunął się na moje usta, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, co chciał zrobić. Zaczął przysuwać się bliżej mnie, ale zanim mogło do czegoś dojść, zapytałem:
 - Ok, to gdzie mój prezent?
 Luke udawał, że wcale nie chciał mnie właśnie pocałować i podniósł się z łóżka, starając się zachowywać normalnie. Podszedł do komody, otworzył jej drzwi i wyciągnął z niej coś, ale nie mogłem, póki co nic zobaczyć. Nie oczekiwałem niczego wielkiego, właściwie to nawet miałem nadzieję, że nie wydał zbyt dużo pieniędzy, ale byłem cholernie ciekawy, co to mogło być.
 - Nie miałem, w co zapakować, także... - powiedział i wzruszył ramionami z niewinnym wyrazem twarzy.
 Pokiwałem tylko głową, przyglądając się, jak podchodził z powrotem w moją stronę, chowając ręce ze siebie.
 - To nie jest nic specjalnego, ale pomyślałem, że ci się spodoba.
 Luke wyciągnął przed siebie plastikowe pudełko z płytą DVD w środku, a ja zacząłem uśmiechać się tak mocno, że aż policzki zaczęły mnie boleć już po krótkiej chwili.
 - Chyba się cieszysz, co? - mruknął i zaśmiał się cicho. - Wiem, że uwielbiasz tę bajkę.
 - Film animowany - rzuciłem odruchowo, biorąc od niego opakowanie. - Jestem zaskoczony, że o tym pamiętałeś.
 Obejrzałem pudełko z obu stron, a później otworzyłem je i okręciłem płytę, ciągle uśmiechając się do samego siebie. Luke usiadł znowu obok mnie i czułem, jak mi się przyglądał, gdy odpowiedział:
 - Jasne, że pamiętałem, jak mógłbym zapomnieć, jak strasznie na tym płakałeś. - Spojrzałem na niego i nie mogłem nawet zaprzeczyć, bo to była prawda. - Spytałem najpierw Gabby o tytuł, ale nie pamiętała, więc musiałem pogadać z Aleciem, ledwo to przeżyłem.
 Zaśmiałem się cicho, mogąc sobie doskonale wyobrazić, jak Alec patrzy na niego, jakby w każdej chwili gotowy był, żeby go uderzyć. Chociaż tak naprawdę by tego nie zrobił, ale Luke nie musiał o tym wiedzieć.
 - Dzięki, to najlepszy prezent, jaki mogłem dostać - powiedziałem, odkładając pudełko na bok.
 Przysunąłem się do Luke'a i objąłem go rękami w pasie, opierając głowę o jego ramię. Chyba trochę go tym zaskoczyłem, ale szybko przytulił mnie, o tyle ile mógł z kołdrą, która otaczała mnie z każdej strony.
 - Mówiłeś mi, żebym go obejrzał - odezwał się, a ja mruknąłem cicho na znak potwierdzenia. - Jeszcze tego nie zrobiłem, więc może obejrzymy to teraz razem. No chyba, że wolisz iść z powrotem spać?
 Odsunąłem się od niego, by spojrzeć na jego twarz i pokręciłem energicznie głową, na co on zaśmiał się cicho.
 - Nie, możemy obejrzeć - rzuciłem z entuzjazmem.
 Luke musiał wstać kolejny raz, żeby wziąć swojego laptopa i gdy wrócił, pozwoliłem mu zabrać połowę kołdry, więc siedzieliśmy pod nią oboje, a nasze ramiona były do siebie przyciśnięte. Wyciągnąłem płytę z pudełka i włożyłem do napędu, a on włączył film, po tym jak ułożyliśmy się trochę wygodniej. Na ten czas po prostu przestałem myśleć o tym, że właściwie nie jesteśmy teraz razem i powinienem zachowywać trochę większy dystans, skoro miałem pomyśleć o nas i sam podjąć decyzję.
 Spędzenie z Lukiem tych pierwszych godzin po północy, na dodatek oglądając coś, co uwielbiałem, już powodowało, że te urodziny były najlepszymi, jakie kiedykolwiek miałem. Nawet jeśli reszta dnia miałaby być nudna i ciężka pod względem zajęć, Luke nadrabiał za wszystko.
 I możliwe że w trakcie filmu położyłem głowę na jego ramieniu, a on objął mnie i przyciągnął bliżej siebie. Co chwilę mogłem poczuć na sobie jego wzrok i byłem pewien, że więcej oglądał mnie niż ekran. Tym razem też popłakałem się pod koniec, podczas gdy Luke jedynie był rozbawiony moim zachowaniem, a ani trochę przejęty tym, co działo się w filmie. Miałem wrócić do siebie, gdy tylko skończymy, ale moje powieki były takie ciężkie, było mi tak wygodnie, gdy Luke mnie trzymał i czułem ciepło jego ciała przy moim, a przez to nie mogłem się zmusić, żeby się podnieść. Zamrugałem kilka razy, próbując pozostać przytomnym, ale w końcu zamknąłem oczy.
 Gdy otworzyłem je z powrotem, patrzyłem przez chwilę ze zdziwieniem na to, jak jasno jest w pokoju, póki nie zdałem sobie sprawy z tego, że przespałem całą noc. Było mi trochę chłodno, bo skopałem z siebie kołdrę i pewnie to właśnie dlatego się obudziłem. Caluma dalej nie było w pokoju albo wrócił i zdążył z powrotem wyjść, bo miał wcześnie zajęcia. Tak jak ja i prawdopodobnie byłem już na nie spóźniony.
 Spojrzałem w dół na rękę leżącą na moim brzuchu, a później na Luke'a, który spał z szeroko otwartymi ustami i ślinił poduszkę. Przynajmniej tym razem nie było to moje ramię, jak to już parę razy zrobił. Próbowałem ostrożnie zabrać z siebie jego rękę, nie budząc go przy tym, ale oczywiście mi się to nie udało i Luke obudził się, ledwo go dotknąłem.
 - Mhm, hej - mruknął zaspanym głosem, a ja przez moment nie wiedziałem, jak się oddycha.
 Zapomniałem, jak dobrze brzmiał rano.
 - Hej, muszę iść, jestem prawdopodobnie spóźniony - odpowiedziałem, po czym szybko się podniosłem.
 Luke jęknął z niezadowoleniem, patrząc za mną i gdy chowałem płytę z powrotem do pudełka, wstał z łóżka i przeciągnął się, a wtedy na chwilę mogłem zobaczyć kawałek jego brzucha.
 - Pójdę z tobą - powiedział, na co uniosłem wysoko brwi. - Masz urodziny i chcę cię odprowadzić.
 Biorąc pod uwagę, jak dużo już czasu z nim spędziłem, nie widziałem sensu w tym, żeby mu odmawiać. Luke ciągle był w swoich ubraniach z wcześniejszego dnia, bo nawet się nie przebrał i spał w nich całą noc, więc tylko ja wyglądałem dość niecodziennie. Ale ludzie tutaj widzieli mnie już w o wiele gorszych stanach i miałem to kompletnie gdzieś.
 Gdy wyszliśmy na korytarz, zaczęliśmy iść dość wolno, mimo tego że powinienem był się śpieszyć. Prawdę mówiąc, nie do końca miałem ochotę rozstawać się z Lukiem.
 - Zapomniałeś swojego tortu - rzucił głośno, jakby nagle go olśniło i chyba był gotowy się wrócić, ale go zatrzymałem, łapiąc za jego nadgarstek.
 - Możesz go zjeść z Calumem - odpowiedziałem.
 Puściłem jego rękę i miałem już zabrać dłoń całkiem, ale on splótł nasze palce, patrząc na mnie z tym niewinnym wyrazem twarzy. Szliśmy tak przez resztę drogi i nawet gdy zatrzymaliśmy się przed moimi drzwiami, dalej trzymałem jego rękę.
 - Dzięki za obudzenie mnie, sprawienie, że się nie wyspałem i spóźniłem na zajęcia.
 Luke zaśmiał się cicho na moje słowa, a ja uśmiechnąłem się na ten dźwięk.
 - Nie mów, że ci się nie podobało - odpowiedział zadziornie, przyciągając mnie za rękę bliżej siebie.
 - Dzięki za spędzenie ze mną pierwszych godzin urodzin i za prezent, i za wszystko - powiedziałem tym razem poważniej.
 Spoglądałem na niego przez chwilę, a w końcu pocałowałem go w czubek nosa, na co on zmarszczył go zabawnie. Ścisnąłem jeszcze jego dłoń, po czym puściłem ją i zrobiłem dwa kroki do tyłu, zbliżając się w stronę drzwi.
 - Spotkamy się jeszcze później? Wolałbym spędzić z tobą prawie całe urodziny, a nie tylko ich kilka pierwszych godzin.
 I skoro to były moje urodziny, to chyba mogłem zrobić wyjątek i spędzić z nim czas. W końcu powinienem robić coś przyjemnego tego dnia, a nie siedzieć w swoim pokoju i uczyć się albo obijać na internecie.
 - Może - odpowiedziałem, uśmiechając się w jego stronę. - Ale teraz naprawdę się śpieszę.
 - To do później, kotek - rzucił pewnym tonem, jakby to było już pewne, że jesteśmy umówieni.
 - Do później - powiedziałem i patrzyłem przez chwilę, jak Luke zaczyna iść tyłem, pewnie czekając, aż wejdę do pokoju.
 Odwróciłem się w stronę drzwi i otworzyłem je, a gdy wszedłem do środka, moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Upuściłem pudełko z DVD, które ciągle trzymałem w ręce i czułem, jakby wmurowało mnie w podłogę. Okazało się, że jednak coś mogło zaskoczyć mnie bardziej niż wyciągniecie mnie w nocy z łóżka przez Luke'a.
 - Michael, wszystkiego najlepszego! - zawołał Ashton.
 Stał na środku mojego pokoju, jakby tylko czekał, aż wejdę do środka i teraz rozłożył szeroko ręce na mój widok. Tego zupełnie się nie spodziewałem.
 - Widzę, że jesteś zaskoczony, co? - spytał i zaśmiał się lekko. - To dobrze, pomyśleliśmy, że zrobimy ci niespodziankę na urodziny i tutaj przyjedziemy.
 Bałem się oderwać od niego wzroku, bo wiedziałem, co to oznacza. Po chwili jednak powoli spojrzałem na moje łóżko, gdzie siedziała Rose, wyglądając jakby nie była pewna, co ma ze sobą zrobić. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, machnęła niezręcznie ręką i powiedziała cicho:
 - Wszystkiego najlepszego.
 - Ja... um... co wy tu... - zacząłem, nie mogąc teraz skleić sensownego zdania.
 - Dopiero co powiedziałem, czemu tu jesteśmy - skomentował Ashton, po czym podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. - Nie mogliśmy opuścić twoich urodzin, prawda Rosie?
 Rose mruknęła potwierdzająco, nie wyglądała jednak nawet w połowie tak entuzjastycznie jak Ashton.
 - To trochę długa droga... Chciało wam się tyle jechać? - spytałem i zaśmiałem się nerwowo.
 - Pewnie - odpowiedział Ashton, uśmiechając się do mnie szeroko. - Co tam masz?
 Przez chwilę nie wiedziałem, o co mu chodzi, ale wtedy podniósł pudełko z podłogi i obejrzał je z obu stron, a ja przełknąłem głośno ślinę.
 - Dostałeś na urodziny?
 - Od Gabby - rzuciłem szybko.
 Tak szybko, że zabrzmiało to jak totalne kłamstwo, którym zresztą było. Ashton popatrzył na mnie dziwnie, musiał jednak domyślić się, o co chodziło, bo nie powiedział nic więcej na ten temat. Z twarzy Rose nie mogłem za to zbytnio nic wyczytać i to właśnie najbardziej mnie teraz przerażało.
 Czułem się też naprawdę winny, bo właśnie byłem z Lukiem, a powiedziałem jej, że nie chodziliśmy już ze sobą. Co właściwie było prawdą, ale można było też przez to zrozumieć, że raczej nie będę spędzał z nim czasu. Jedyne dobre w całej tej sytuacji było, że Luke nie chciał wejść ze mną do środka, bo wtedy to byłoby jeszcze bardziej niezręczne.
 - Ash - zaczęła Rose. - Możesz na chwilę wyjść?
 - Jasne, pójdę poszukać Caluma, mam nadzieję, że się tu nie zgubię - odpowiedział i podszedł do niej.
 Obserwowałem ze stresem, jak pocałował jej czoło, a później coś wyszeptał i Rose uśmiechnęła się do niego, kiwając lekko głową. Byłem przerażony tym, o czym moja siostra mogła chcieć ze mną porozmawiać, ale jednocześnie liczyłem na to, że nie może być tak źle. W końcu to były moje urodziny, nie mogła tu przyjechać specjalnie w ten dzień i powiedzieć mi, jak bardzo mnie nienawidzi. Chyba...
 Ashton wyszedł z pokoju, a ja nerwowo potarłem dłonią kark, zerkając na Rose, która już patrzyła w moją stronę. Miałem wrażenie, jakby od tego momentu zależała cała reszta mojego życia, ale wiedziałem, że musimy wreszcie porozmawiać.
 Mogłem tylko liczyć na to, że wszystko pójdzie po mojej myśli.

*

dużo Muke'a, także mam nadzieję, że wam się podobało <3

#esitf