czwartek, 22 października 2015

Epilog

7 miesięcy później

 Spojrzałem na moją w połowie pełną walizkę, po czym westchnąłem głośno i gdy minęła chwila, a nie dostałem żadnej reakcji, zrobiłem znowu to samo. Uniosłem wzrok na Aleca, który siedział na swoim łóżku i robił coś na laptopie, a później na Gabby rozłożoną na moim materacu z telefonem w dłoniach, palcami szybko przesuwając po ekranie, bo pisała ze swoim chłopakiem. O dziwo, dalej z nim była.
 - Wiecie, że jadę za pół godziny? - spytałem i oparłem się rękami o podłogę za moimi plecami, rozsiadając się wygodniej.
 - Ta - mruknął Alec, nawet nie patrząc w moją stronę.
 Gabby za to odłożyła telefon i spojrzała na mnie, uśmiechając się wesoło.
 - Yhym, ale mam zamiar przyjechać do ciebie za jakieś dwa tygodnie. Alec też - powiedziała, a on dopiero wtedy obrócił głowę w naszym kierunku i zmarszczył brwi ze zdezorientowaniem.
 - Ja też? - spytał, jakby słyszał o tym pierwszy raz.
 Zaśmiałem się cicho, bo pewnie rzeczywiście nic o tym nie wiedział, zresztą tak jak ja. Gabby pokiwała tylko głową w odpowiedzi, nie kłopocząc się z tłumaczeniem mu czegokolwiek.
 - Nie zapraszałem was tym razem - skomentowałem i sięgnąłem po jedną z koszulek leżących obok, żeby wrzucić ją do walizki.
 Cieszyłem się na myśl o wakacjach i tym, że nie będę musiał chodzić na żadne zajęcia ani spędzać moich wieczorów nad książkami. Cieszyłem się, że będę mógł spać do późna, jeść jedzenie przyrządzone przez moją mamę i spędzić trochę czasu z moją rodziną. Nie byłem jednak zadowolony z tego, że przez większość wakacji nie będę widział się z Gabby i Aleciem.
 - Ja nas zaprosiłam - odpowiedziała Gabby i zmrużyła na mnie oczy. - A ty na pewno chcesz, żebyśmy przyjechali.
 - Prawda - mruknąłem, po czym osunąłem się tak, żeby położyć się na podłodze.
 Pakowanie zdecydowanie nie było czymś, co lubiłem robić i dlatego teraz zachowywałem się, jakbym tak bardzo był przez to zmęczony. Zostałem w tym miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę, choć Gabby ciągle upominała mnie, żebym wreszcie to skończył, skoro za niedługo musiałem wyjść.
 - Zostało ci piętnaście minut, a twoje rzeczy rozrzucone są po całym pokoju - powiedział Alec.
 - Przestańcie próbować się mnie stąd pozbyć - rzuciłem z udawanym oburzeniem.
 - No nie, powiedziałaś mu o naszym planie? - dodał mój przyjaciel, patrząc na Gabby, a ona przewróciła oczami z miną, która mówiła, że nie wierzy, że się w ogóle z nami zadaje.
 Gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, spojrzałem w tamtą stronę, wyginając szyję pod niezręcznym kątem i pierwszym co zobaczyłem, były długie nogi. Nie musiałem nawet patrzeć wyżej, żeby wiedzieć, że był to Luke.
 - Hej, potrzebujesz pomocy? - spytał z rozbawieniem.
 - Jestem pewien, że gdzieś to już słyszałem - powiedziałem, po czym powoli podniosłem się z powrotem do pozycji siedzącej.
 Wtedy mogłem zobaczyć Gabby, która patrzyła na nas z wielkim uśmiechem na twarzy, po czym przyłożyła dłonie do swoich policzków, wyglądając jakby właśnie stała się najlepsza rzecz w jej życiu.
 - Co? - mruknąłem, spoglądając na nią z lekkim zaniepokojeniem.
 - Słyszałeś to, gdy się poznaliście! - zawołała z podekscytowaniem, a że ja dalej nie zareagowałem tak, jak to sobie pewnie wyobrażała, dodała: - No wiesz, bo niosłeś tę walizkę. To były jego pierwsze słowa do ciebie.
 Odwróciłem się w stronę Luke'a, próbując przekazać mu wzrokiem, że Gabby chyba zwariowała, a on zaśmiał się lekko, kręcąc głową. Podszedł bliżej i usiadł obok na podłodze, od razu obejmując mnie ręką i przyciągając bliżej siebie, by mógł pocałować bok mojej głowy.
 - Prawdopodobnie masz rację, Gabby - powiedział i oparł brodę o moje ramię, a wtedy spytał: - Widzę, że jesteś już gotowy?
 Alec prychnął pod nosem, a ja jeszcze raz popatrzyłem na moją walizkę i rzeczy rozwalone po pokoju.
 - Jasne... - odpowiedziałem wolno. - Wszystko już spakowane.
 Luke podniósł głowę i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, a ja westchnąłem głośno. Teraz naprawdę musiałem się za to zabrać i zrobić to jak najszybciej, bo mieliśmy za chwilę wychodzić. Zacząłem niechętnie się podnosić, a Luke położył dłoń na moim tyłku, by popchnąć mnie lekko do góry. Gabby przyglądała nam się uważnie przez cały czas, Alec też akurat to widział, dlatego moje policzki szybko zrobiły się gorące i bez wątpienia czerwone.
 - Um, pakowanie, tak, ok - wymamrotałem, po czym pokazałem środkowy palec Alecowi, który właśnie zaczął się ze mnie śmiać.
 Wziąłem wszystkie rzeczy, które zostawiłem na łóżku i wrzuciłem je do walizki, a później to samo zrobiłem z tymi z podłogi. Z szafy i łazienki wyciągnąłem już wcześniej wszystko, dlatego teraz zabrałem jeszcze tylko książki i inne pierdoły z półki, dodając to do bałaganu, który utworzyłem w walizce.
 - I to było takie trudne? - spytał Alec, a Gabby w tym samym czasie powiedziała:
 - Mam ochotę się popłakać, widząc jak to spakowałeś.
 Zaśmiałem się cicho i kucnąłem przy walizce, żeby ją zapiąć, po czym przesunąłem wierzchem dłoni po czole i westchnąłem z ulgą. Luke podniósł się z podłogi, przeciągnął się - co moim zdaniem zrobił specjalnie, żeby jego koszulka się podwinęła i żebym mógł zobaczyć kawałek jego brzucha - i wyciągnął do mnie rękę. Złapałem jego dłoń, a wtedy podciągnął mnie do góry i uśmiechnął z rozbawieniem, gdy prawie na niego wpadłem.
 - No dawaj, bo zaraz spóźnimy się na pociąg, kotek.
 Spojrzałem przez ramię na moich przyjaciół i z nadzieją spytałem:
 - Czyli widzimy się za dwa tygodnie?
 Alec pokiwał głową i machnął mi ręką, więc zrobiłem to samo. Gabby za to zerwała się z łóżka, podeszła do nas i objęła naszą dwójkę razem, ja przytuliłem ją mocno, a Luke poklepał ją lekko po plecach, wyglądając na trochę zniecierpliwionego tym, że jeszcze nie wychodzimy.
 - Ok - powiedziałem głośno. - Musimy iść, zobaczymy się niedługo.
 Gabby opadła z powrotem na łóżko, które dotychczas należało do mnie, więc złapałem za rączkę mojej walizki i ruszyłem w stronę drzwi. Wyszedłem na korytarz pierwszy i rozejrzałem się dookoła, uśmiechając się pod nosem na widok kilku lekko pijanych osób. Nic nowego.
 Poczułem palce splatające się z moimi i spojrzałem w bok na Luke'a, żeby posłać mu wesoły uśmiech. Zaczęliśmy iść korytarzem na tyle szybko, ile się dało z dwoma dość dużymi walizkami.
 - Nie mogę uwierzyć, jak szybko minął ten rok.
 - A teraz znowu będziemy mogli przesiadywać całe dnie w moim pokoju - odpowiedział. - I nie będzie więcej problemu z Calumem, który nie chce wyjść, więc będziemy mogli o wiele częściej...
 - Słuchać muzyki - powiedziałem, przerywając mu. - To prawda.
 Luke zaśmiał się lekko i zwolnił trochę, gdy przestał zwracać uwagę na widok przed sobą, a zamiast tego popatrzył na mnie.
 - Lubię słuchać z tobą muzyki - rzucił sugestywnym tonem.
 Cieszyłem się, że byliśmy w miejscu, gdzie akurat nikogo nie było, bo mimo tego że jego słowa były niewinne, głos jakim to powiedział, zdradzał wszystko.
 - Lucyfer... - mruknąłem ze zrezygnowaniem i pokręciłem głową, ale zaraz dodałem: - Kocham cię.
 - To fajnie - odpowiedział.
 Od razu się zatrzymałem i nie byłem nawet pewien, czy mam być oburzony, że właśnie to zrobił, czy raczej śmiać się z tej sytuacji. Luke wyglądał na naprawdę zadowolonego z siebie, że tak mu się to udało, dlatego powiedziałem:
 - Zmieniłem zdanie, nienawidzę cię.
 - Czyli wracamy do początku naszej znajomości? - zapytał, śmiejąc się po nosem.
 Pokiwałem głową i starałem się ukryć uśmiech, który zaczął pojawiać się na mojej twarzy, ale nie bardzo mi się to udawało. Luke puścił swoją walizkę, odwrócił się tak, by stać przodem do mnie i położył dłonie na moich policzkach. Zamknąłem oczy, gdy tylko poczułem jego oddech na moich ustach, a moment później jego wargi przyciśnięte do nich. Złapałem za kieszenie z przodu jego spodni, przyciągając go bardziej do siebie i przechyliłem głowę, żeby pogłębić pocałunek.
 Nagle przestało nam się gdziekolwiek śpieszyć.

*

ok, uwaga... zrobię jeden dodatkowy rozdział... miałam tego nie robić, ale wiem, że parę osób chciało rozdział z perspektywy Luke'a, więc ok, czemu nie. nie mam tylko jeszcze pojęcia, co tam napiszę, jakieś pomysły? (oprócz scen +18, wiem, że wszyscy właśnie o tym pomyśleliście...) na pewno dodam go w przyszłym tygodniu, ale nie wiem czy w czwartek czy na weekend
także to jeszcze nie jest koniec, nie żegnam się z wami!

co do nowego ff to wygrało to ze słodkim Michaelem, wybaczcie ci, którzy tego nie chcieli. dodam prolog jakoś wtedy co ten dodatkowy rozdział ;)

#esitf

czwartek, 15 października 2015

45.

 To była zdecydowanie jedna z najbardziej stresujących sytuacji w moim życiu i tylko gorsze od tego mogło być, gdy Rose dowiedziała się o Luke'u i mnie. Teraz właściwie nic nie mogło już bardziej się spieprzyć, prawda? I tak przez ostatni czas ze sobą nie rozmawialiśmy, więc wszystko mogło albo być lepiej albo pozostać w tym samym beznadziejnym stanie. Mimo tego zżerały mnie nerwy, ale może właściwie nie było to takie dziwne, skoro chodziło o dalsze relacje z moją siostrą... Albo ich całkowity brak.
 Choć prawdopodobnie nie minęła nawet minuta, odkąd Ashton wyszedł, wydawało mi się, jakby cisza między nami ciągnęła się w nieskończoność. Zająłem w końcu miejsce na łóżku Aleca, siadając twarzą w stronę Rose, ale unikając patrzenia jej w oczy. Zastanawiałem się, czy powinienem powiedzieć coś pierwszy, skoro póki co Rose dalej się nie odezwała, choć to ona przyjechała tutaj, żeby ze mną porozmawiać. Wcześniej nigdy nie mieliśmy problemu z mówieniem sobie wszystkiego, co tylko chcieliśmy, ale teraz stało się to naprawdę trudne.
 - Chyba właśnie zaczynają mi się zajęcia - mruknąłem cicho, bo była to jedyna rzecz, która przyszła mi na myśl.
 - Och, ok... W takim razie pogadamy później? - odezwała się Rose i kątem oka widziałem, jak była już gotowa, żeby wstać i stąd wyjść.
 Nie wydawało mi się dobrym pomysłem, żeby odkładać to na później, ale ona chyba stresowała się tym tak samo jak ja.
 - Nie, nie - rzuciłem szybko, po czym zaśmiałem się sztucznie. - Mam urodziny, mogę zrobić sobie wolne z tej okazji.
 Rose pokiwała głową i odetchnęła głęboko, jakby szykowała się na to, co właśnie ma powiedzieć. Oparłem dłonie o moje nogi i zacisnąłem palce na kolanach, myśląc że musiało chodzić o coś dobrego, ale też starając się nie robić sobie niepotrzebnie nadziei.
 - To nie był pomysł Ashtona, żeby tutaj przyjechać.
 Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, obserwując jak nerwowo przekręca pierścionek na palcu i niepewnie spytałem:
 - Nie?
 - Ale to właśnie dzięki niemu pomyślałam, żeby odwiedzić cię na urodziny i porozmawiać - dodała, rozglądając się po pokoju.
 Wiedziałem, że Ashton miał mi za złe parę rzeczy, ale poza tym wydawało mi się, że staliśmy się całkiem dobrymi przyjaciółmi, czyli musiało to znaczyć coś dobrego. Nie nagadałby Rose czegoś takiego, co spowodowałoby, że tu przyjedzie i powie mi, jak bardzo mnie nienawidzi. To nie miałoby w ogóle sensu.
 - Dlaczego dzięki niemu? - zapytałem, chcąc się upewnić, czy dobrze myślałem.
 - Bo już od jakiegoś czasu mówił mi, że powinnam się z tobą pogodzić i że przechodzisz to równie ciężko jak ja - odpowiedziała i popatrzyła w moją stronę. - Na początku prawie w ogóle nie rozmawialiśmy na temat... tej całej sytuacji, chyba chciał trochę odczekać, ale ostatnio praktycznie codziennie o tym mówił, że będę czuła się o wiele lepiej, jeśli to zrobię.
 Za każdym razem, gdy rozmawiałem z Ashtonem, mówiłem mu, że wszystko było ze mną w porządku i starałem się zachowywać, jakbym wcale nie umierał od wewnątrz. Dlatego musiał domyślić się, że kłamałem albo Gabby i Alec powiedzieli mu, jak było naprawdę. To nawet nie było ważne w tym momencie, o wiele ważniejsze było, co dokładnie Rose właśnie powiedziała. Że powinna się ze mną pogodzić.
 - To, co zrobiłeś, było naprawdę okropne - odezwała się znowu, a zarys uśmiechu, który zaczął pojawiać się na mojej twarzy, szybko zniknął. - I wątpię, żebym kiedykolwiek mogła o tym zapomnieć, pewnie jeszcze jakiś czas będę miała ci to bardzo za złe, bo była to najgorsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła...
 - Rose, przepraszam - wtrąciłem szybko, przerywając jej. - Naprawdę, tak cholernie mi przykro.
 - Wiem, Mikey, to jednak nie naprawi tego, co zrobiłeś - odpowiedziała, a ja zacisnąłem mocno usta.
 Nie wiedziałem, co więcej mogę jej powiedzieć, poza przepraszaniem, które nie miało zbyt dużo sensu, nie było nic, co mogłem zrobić. Zostało mi tylko czekać na to, co Rose jeszcze powie.
 - Ale... - zaczęła znowu głośno. - Nie mogłam znieść myśli, że będziemy pokłóceni ze sobą w dniu twoich urodzin, że nie będziemy ze sobą rozmawiać. Nie potrafię tak długi czas się na ciebie gniewać.
 Patrzyłem na nią niepewnie, po tym wszystkim, co powiedziała, nie wiedząc już nawet, co mam myśleć. Nie chciałem zareagować zbyt szybko i pochopnie, zgarniając ją w uścisk, gdy okazałoby się, że nie do końca o to jej chodziło. W końcu mówiła, że jeszcze jakiś czas będzie miała mi to złe, więc może i mogliśmy teraz rozmawiać, ale nie znaczyło to, że wszystko wraca całkiem do normy.
 Rose uśmiechnęła się do mnie lekko i to było takie dziwne widzieć jej uśmiech skierowany właśnie w moją stronę. Ostatnim razem, gdy ją widziałem, ledwo mogła na mnie spojrzeć. Nie mogłem się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy i powiedziałem:
 - To świetny prezent urodzinowy, chyba najlepszy, jaki mi dałaś.
 - Dałam ci kilka naprawdę świetnych prezentów - odpowiedziała Rose z udawanym oburzeniem.
 Zaśmiałem się cicho, choć to, co powiedziała nawet nie było zabawne, ale byłem teraz zbyt wesoły, żeby tego nie zrobić. Trudno było mi uwierzyć, że rozmawialiśmy normalnie, choć jeszcze kilka godzin wcześniej byłem przekonany, że mnie nienawidzi. Ta rozmowa zdecydowanie poprawiła wszystko na lepsze i niepotrzebnie w ogóle bałem się tego, co się stanie.
 Rose podniosła się z łóżka i podeszła do mnie, zajmując miejsce obok, po czym objęła mnie rękami w pasie. Byłem trochę zdziwiony jej zachowaniem, szybko jednak przytuliłem ją mocno, czując jakby wielki ciężar spadł mi z serca.
 - Razem z Ashem mamy dla ciebie prezent, nasze odwiedziny to nie wszystko - dodała, a ja przypomniałem sobie, że muszę z nią poruszyć jeden, bardzo ważny temat.
 - Ty i Ashton, co? - spytałem, ruszając znacząco brwiami.
 Rose odsunęła się ode mnie i jakby trochę się zmieszała, ale jej uśmiech tylko się powiększył, po czym pokiwała lekko głową.
 - Jest świetny, nie wiem, czemu tak długo mi zajęło, żeby to zauważyć... - powiedziała, po czym umilkła, gdy oboje zdaliśmy sobie sprawę, że powodem tego był Luke, a wtedy odchrząknęła i dodała: - A ty? Masz może kogoś nowego?
 Nie spodziewałem się, że mnie o to spyta, zresztą brzmiało to tak dziwnie z jej ust ze względu na zaistniałą sytuację, że nie tylko ja musiałem się teraz czuć niezręcznie. Rose wyglądała trochę, jakby żałowała tego pytania, ale starała się tego po sobie nie pokazać i uśmiechała się lekko. Chyba chciała zachowywać się, jakby wszystko było normalnie.
 - Nie... - odpowiedziałem cicho. - Nikogo nowego.
 Nie mogłem mieć nikogo nowego, skoro ciągle czułem tak wiele do Luke'a. Chciałem jakoś z nią o tym porozmawiać, sprawić, żeby była w stanie zaakceptować nas razem, ale nie wydawało mi się, żeby to był odpowiedni moment. Dopiero co się pogodziliśmy i nie chciałem tego psuć, ale jednocześnie bałem się, że nigdy nie będzie dobra chwila na to, żeby to zrobić. Do tego czułem się winny, że dopiero co spędziłem całą noc z Lukiem, a teraz tak po prostu siedziałem tu z Rose, która myślała, że nie utrzymuję z nim kontaktu.
 - Zapomnij o tym dupku - powiedziała, trochę źle interpretując moją minę, ale dobrze zgadując, że myślałem akurat o Luke'u. - Znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego.
 Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko zamknąłem je z powrotem i uśmiechnąłem się wymuszenie. Nie mogłem jej powiedzieć, nie mogłem tego zrobić, to z powrotem zniszczyłoby wszystko.
 Drzwi pokoju otworzyły się i przez chwilę wystraszyłem się, że to mógł być Luke, choć przecież myślał, że byłem na zajęciach. Ashton wszedł do środka i spojrzał na nas z uniesionymi brwiami, a gdy Rose pokiwała głową, uśmiechnął się szeroko.
 - Nie mogłem znaleźć Caluma, ale rozmawiałem z nim przez telefon i okazało się, że jest na zajęciach, kończy wcześnie i mówił, że może się z nami spotkać.
 - To dobrze - mruknąłem i wyciągnąłem telefon. - Napiszę do Gabby i Aleca.
 Wszedłem na wiadomości, ale wcale nie miałem zamiaru pisać do nich, tylko do Luke'a, żeby poinformować go, że jednak nie będę mógł się już z nim dzisiaj spotkać.
 - Nie musisz, już wszystko wiedzą - odpowiedział Ashton i wyglądał na zadowolonego z siebie, że wcześniej o tym pomyślał.
 Odchyliłem komórkę tak, by Rose nie mogła nic zobaczyć i wysłałem szybko SMSa. Napisałem Luke'owi tylko, że się nie zobaczymy i nie wytłumaczyłem mu, dlaczego bo za długo by mi to zajęło. Wiedziałem, że zacznie do mnie wypisywać i wydzwaniać, żeby dowiedzieć się, o co chodziło, dlatego wyłączyłem telefon.
 - Ok - powiedziałem i klasnąłem w dłonie, po czym podniosłem się z łóżka. - To gdzie najpierw idziemy?

*

 Gabby w ogóle nie miała zajęć tego dnia, więc poszła z nami od razu (najpierw prawie dusząc mnie w swoim uścisku) i przez jakiś czas po prostu chodziliśmy po mieście, pokazując Rose i Ashtonowi ciekawsze miejsca. Później dołączył do nas Calum i Alec, a wtedy udaliśmy się do centrum handlowego. Alec zniknął na jakiś kwadrans, po czym wrócił, dając mi prezent urodzinowy, który dopiero co kupił. Gabby spojrzała za to na niego wzrokiem, jakby właśnie kogoś zabił.
 Rose i Ashton szli obok mnie, trzymając się za ręce i było to naprawdę dobrą rzeczą. Nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, gdzie był teraz Luke i czy jeszcze kiedyś będę miał możliwość wyjść z nim gdzieś, mając jego palce splecione z moimi. Cieszyłem się szczęściem mojej siostry, ale przypominało mi to tylko o tym, jak skomplikowanie wyglądała teraz relacja z jedyną osobą, z którą mógłbym widzieć się w przyszłości.
 - Hej, solenizant powinien się uśmiechać.
 Spojrzałem ze zdziwieniem na Caluma, który przyglądał mi się z uniesionymi brwiami i wymusiłem na twarz lekki uśmiech. Gabby i Alec szli gdzieś z przodu, kłócąc się między sobą, prawdopodobnie o miejsce, w którym usiądziemy, żeby coś zjeść albo wypić. Tylko Calum aktualnie zwracał na mnie uwagę, choć wcześniej byłem pewien, że nie oderwie się od swojego telefonu, na którym ciągle pisał. Podejrzewałem, że ze swoją dziewczyną.
 - Po prostu się zamyśliłem - powiedziałem i nie chcąc, żeby zaczął mnie o to wypytywać, zawołałem głośno: - Chcę iść na milkshake'a!
 Gabby popatrzyła na Aleca z zadowoleniem i nawet dźgnęła go palcem w pierś, a on westchnął głośno. Chyba właśnie nieświadomie pomogłem jej w ich kłótni.
 - Znam cię tak dobrze, Mike, mówiłam Alecowi, że będziesz chciał tam pójść - powiedziała, gdy wyrównała ze mną krok i złapała mnie pod ramię.
 - Czemu nie zabrałaś swojego chłopaka? - spytałem i szturchnąłem ją lekko, nakierowując ją w stronę stolików i krzeseł, które widziałem już niedaleko.
 - Powiedział, że nie chce wpraszać się na twoje urodziny, choć mówiłam mu kilka razy, że nie będziesz miał nic przeciwko. Jest taki słodki - odpowiedziała z uśmiechem.
 Pokiwałem głową, nie mówiąc nic więcej, a ona tak jak się spodziewałem, zaczęła więcej o nim mówić. Calum chyba nie był ani trochę zainteresowany, bo szybko wrócił do pisania na swoim telefonie, za to Rose zostawiła Ashtona i przysunęła się bliżej Gabby, słuchając wszystkiego z podekscytowaniem. Wyślizgnąłem moją rękę z uchwytu Gabby, czego ona nawet nie zauważyła i ominąłem je, żeby móc iść obok Ashtona.
 - Chyba muszę ci podziękować - powiedziałem cicho, żeby mieć pewność, że nikt oprócz niego mnie nie usłyszał.
 Ashton spojrzał na mnie z niezrozumieniem, naprawdę wyglądając, jakby nie miał najmniejszego pojęcia, o czym mówię.
 - Dzięki tobie pogodziłem się z Rose - dodałem, a na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. - Naprawdę dzię...
 - Możecie się pośpieszyć? Nigdy nie widziałem ludzi idących wolniej - rzucił głośno Alec, przerywając mi w pół zdania.
 Doszedł już do stolików i zatrzymał się przy tym, gdzie zawsze najczęściej siedziałem, a teraz spoglądał na nas oczekująco. Pokazałem mu środkowy palec, co on odwzajemnił tym samym.
 - Nie ma sprawy, Michael - rzucił Ashton i poklepał mnie w przyjaznym geście po ramieniu.
 Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i przyśpieszyłem kroku, tak jak chciał tego Alec, a gdy doszedłem do stolika, od razu usiadłem na moim ulubionym miejscu, Rose zajęła krzesło obok, a Gabby po mojej drugiej stronie. 
 - Ok, wiesz, jaki zawsze biorę - powiedziałem do Aleca, który jedyny jeszcze nie usiadł, bo Ashton i Calum właśnie to zrobili.
 Alec wyciągnął do mnie rękę po pieniądze, a ja zmarszczyłem brwi i wysunąłem do przodu dolną wargę.
 - Myślałem, że zapłacisz... Są moje urodziny...
 Miałem ochotę się zaśmiać na widok miny mojego przyjaciela, ale w końcu nie powiedział nic więcej i poszedł mi kupić to, co chciałem, nie pytając nawet reszty, czy coś chcieli. Dlatego Ashton i Gabby też musieli tam pójść, ale wszyscy dość szybko wrócili i z zadowoleniem zabrałem się za picie mojego shake'a. Korzystając z tego, że zaczęli rozmawiać na temat tego, co działo się u nich przez czas, gdy się nie widzieli, wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem go, chcąc sprawdzić, jak dużo mam nieodebranych połączeń i wiadomości.
 Naprawdę wielkie było moje zdziwienie, widząc tylko jedną nową wiadomość, spodziewałem się ich raczej dziesięć razy więcej. Może jeszcze nie doszły, niemożliwe było, żeby Luke nie zaczął do mnie wypisywać, chcąc żebym wyjaśnił mu, o co chodziło. Wpatrywałem się ze zdezorientowaniem w ekran, co chwilę na niego naciskając, żeby komórka się nie zablokowała, ale nic się nie zmieniło. Pociągnąłem dużego łyka shake'a i oparłem twarz na dłoni, nie spuszczając wzroku z telefonu.
 - Hej wszystkim.
 Przez to że trzymałem ciągle rurkę w ustach, w tym momencie dźgnąłem się nią w podniebienie, bo tak bardzo zaskoczył mnie dźwięk głosu Luke'a. Jęknąłem głośno i zasłoniłem usta dłonią, więc wszyscy teraz patrzyli to na niego, nie spodziewając się jego obecności, to na mnie przez to, co właśnie zrobiłem. Jedynie Rose nie spuszczała z niego wzroku, wyglądając na mocno poirytowaną tym, że tu był, Calum za to patrzył tylko na mnie, śmiejąc się pod nosem. I dopiero teraz domyśliłem się, że to z Lukiem ciągle pisał i pewnie napisał mu, gdzie jesteśmy, bo inaczej nie wyglądałby teraz na całkowicie spokojnego.
 Widziałem, jak kącik ust Luke'a drgnął, gdy miał ochotę się zaśmiać na to, co zrobiłem. Starał się jednak pozostać poważnym i naprawdę bałem się, co znowu wymyślił, czemu w ogóle tutaj przyszedł. Nie wydawał się zaskoczony tym, że Rose i Ashton tutaj byli, więc musiał o tym wiedzieć. A skoro tak to pewnie miał właśnie zrobić coś, na co nigdy bym się nie zgodził. Próbowałem przekazać mu wzrokiem, żeby stąd poszedł, ale jego spojrzenie nawet nie było skierowane w moją stronę, zamiast tego patrzył na Rose.
 - Wiem, że mnie nienawidzisz i nie chcesz ze mną rozmawiać, ale chcę tylko, żebyś mnie przez chwilę posłuchała, a później sobie pójdę - powiedział do niej i widziałem, jak jej wzrok na moment ląduje na mnie.
 Żałowałem, że zdecydowałem się na shake'a, bo teraz czułem, jakbym miał go zaraz zwymiotować na stół przede mną. Co może nie byłoby, aż takie złe, bo wtedy to mogłoby na tyle odwrócić uwagę wszystkich, że Luke w końcu nic nie powiedziałby mojej siostrze. Rozejrzałem się dookoła, licząc na to, że znajdę w otoczeniu coś, co mi pomoże, ale nic z tego, wokół nas nawet nie było praktycznie ludzi.
 Rose wyglądała, jakby chciała mu odmówić, ale Ashton złapał za jej dłoń, która leżała na blacie i ścisnął lekko, a wtedy wyraz jej twarzy złagodniał. Alec i Calum wymienili się znaczącymi spojrzeniami, po czym wstali od stołu, nawet nie tłumacząc, gdzie idą. Po prostu chcieli uniknąć tej niekomfortowej sytuacji. Miałem nadzieję, że Gabby nie zrobi tego samego i miałem rację, bo została na swoim miejscu, a nawet położyła dłoń na moim kolanie i zaczęła przesuwać kciukiem po materiale spodni, co było w jakiś sposób kojące.
 - Ok - powiedziała w końcu Rose. - Mów.
 - Nie wydaję mi się... - zacząłem, szybko jednak umilkłem i osunąłem się trochę na moim miejscu, decydując, że tylko gorzej na tym wyjdę, jeśli będę się odzywał.
 Na krótką sekundę Luke popatrzył na mnie, widziałem po jego oczach, że był spokojny i pewny tego, co miał zamiar zrobić, nie do końca mnie to jednak uspokajało.
 - Ani trochę nie żałuję tego, że zszedłem się wtedy z Michaelem - powiedział, a ja wytrzeszczyłem na niego oczy, bo to nie brzmiało dobrze. - Ale żałuję sposobu, w jaki to zrobiłem. Nie powinienem był dalej z tobą być, wiedząc że poczułem coś do kogoś innego. Nie powinienem był robić tego wszystkiego za twoimi plecami i namawiać do tego Michaela. Powinienem był zerwać z tobą, zanim cokolwiek się wydarzyło, gdy tylko zacząłem o nim myśleć w taki sposób, w który nigdy nie myślałem o nikim innym. A wtedy odczekać trochę czasu, może kilka miesięcy i najlepiej porozmawiać najpierw o tym z tobą.
 Wydawało mi się, jakbym słyszał jego głos z oddali, bo tym, co najbardziej teraz słyszałem, było moje szaleńczo bijące serce. Spoglądałem nerwowo na Rose, która siedziała z ustami zaciśniętymi w cienką linię i co jakiś czas podnosiła wzrok ze stołu na Luke'a, bo chyba nie była w stanie ciągle na niego patrzeć.
 - Prawdopodobnie byś się nie zgodziła, ale właśnie tak powinienem postąpić, gdybym nie był samolubnym dupkiem. Tylko że będąc z tobą, miałem pretekst, żeby często go widzieć, a inaczej on wtedy nigdy sam z siebie nie zgodziłby się spędzać ze mną czasu. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak musiałem się starać, żeby mnie polubił, żeby dał mi szansę, bo ciągle myślał o tym, jak ciebie to zaboli. To wszystko było całkowicie moją winą - powiedział, ciągle starając się złapać z Rose kontakt wzrokowy, którego ona unikała.
 Ashton objął ją teraz ramieniem, wyglądając jakby nie był pewien, czy ma posyłać Luke'owi mordercze spojrzenia czy raczej zachowywać się neutralnie.
 - Nie chciałem cię skrzywdzić, naprawdę tego nie chciałem, ale człowiek nie może panować nad tym, co czuje. Nie zrobiłem tego celowo czy po to, żeby zrobić ci na złość... - kontynuował Luke, po czym spojrzał na mnie i nie odwracając wzroku, dodał: - Po prostu się w nim zakochałem i nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego. Michael jest miłością mojego życia, jestem tego pewien. Ten czas, gdy się rozeszliśmy, był okropny i tylko bardziej uświadomił mi, że nie mogę wyobrazić sobie mojego życia bez niego. Nie mogłem spać, nie mogłem skupić się na niczym, nie mogłem normalnie funkcjonować, wiedząc że nie jest mój.
 Czułem, jak gorąca jest teraz moja twarz i moje dłonie lekko się trzęsły, więc schowałem je pod stół, a wtedy Gabby od razu złapała je w swoje, powstrzymując ich drżenie. Jeśli ta cała jego przemowa pójdzie na nic, to naprawdę nie wiedziałem już, co innego mógłbym zrobić.
 - I wiem, że on kocha mnie tak samo mocno - powiedział, patrząc z powrotem na Rose. - Ale nie chce ze mną być, jeśli to znaczy, że już nigdy z nim nie porozmawiasz. Bo zależy mu bardziej na tobie niż na swoim szczęściu i pewnie nie odważy się na to, żeby ci to powiedzieć, ale jedyne o czym marzy to, żebyś powiedziała, że może ze mną być, a między wami wszystko będzie w porządku. Bo inaczej oboje będziemy cholernie nieszczęśliwi. - Luke wziął głęboki oddech, a gdy nikt nic nie zrobił, skończył: - To wszystko, co chciałem, żebyś usłyszała.
 Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało i czułem, jakby czas kolejny raz tego dnia leciał w spowolnionym tempie. Chciałem coś zrobić, nie mogłem wytrzymać siedząc w tej ciszy, ale wiedziałem, że to Rose miała teraz odpowiedzieć. Nie miałem najmniejszego pojęcia, co zrobi, za bardzo bałem się na nią popatrzeć, żeby spróbować wyczytać coś z jej twarzy.
 - Ja...  - zaczęła w końcu słabym głosem. - Nie wiedziałam, że jesteście w sobie zakochani. Mikey?
 Spojrzenia wszystkich wylądowały na mnie i miałem nagle wrażenie, że w pomieszczeniu jest zdecydowanie za mało powietrza. Starałem się zachować spokojny oddech, ale powoli zaczynałem panikować.
 - Jesteś w nim zakochany? - dodała, gdy nie uzyskała żadnej reakcji z mojej strony.
 - Tak - odpowiedziałem i niepewnie odwróciłem wzrok w jej stronę. - Ale nie musisz się na nic zgadzać, poradzę sobie, nie przejmuj się tym.
 Rose pokręciła głową i otarła dłonią oczy, wyglądając jakby miała zacząć zaraz płakać. I jeśli by to zrobiła, to wiedziałem, że ja skończę tak samo.
 - W takim razie powinieneś z nim być - powiedziała cicho.
 Przełknąłem głośno ślinę i przez moment patrzyłem na nią z niedowierzaniem, bo na pewno musiało mi się przesłyszeć. Nie mogła właśnie tego powiedzieć, prawda?
 - Jesteś pewna? - spytałem, a ona posłała mi lekki uśmiech.
 - Jestem pewna, chcę, żebyś był szczęśliwy i w końcu przyzwyczaję się do tego, że jesteś z Lukiem. Po prostu zajmie mi to trochę czasu.
 Pokiwałem energicznie głową, by pokazać jej, że rozumiem, a nawet że nie spodziewałbym się niczego innego. Oczywiste, że nie będzie skakać z radości albo chodzić z nami na podwójne randki. Wyciągnąłem do niej ręce i uściskałem ją mocno, na co odpowiedziała mi tym samym. Reszta nie odzywała się przez ten czas i jedyne co mogłem słyszeć to ciche pociąganie nosem, które dochodziło od strony Gabby i wiedziałem, że się popłakała.
 - Pójdziemy teraz poszukać Caluma i Aleca - powiedziała Rose, odsuwając się ode mnie. - Spotkamy się za niedługo, ok?
 Rozumiałem, co chciała przez to powiedzieć, żebym porozmawiał z Lukiem, spędził z nim trochę czasu, a później wrócił do nich bez niego. Nie przeszkadzało mi to, teraz mogłem zgodzić się na wszystko, skoro Rose nie miała problemu z tym, żebyśmy byli razem.
 Obserwowałem, jak Ashton i Rose wstali, Ash rzucił znaczące spojrzenie Gabby, więc w końcu zrobiła to samo i odeszli we trójkę. Patrzyłem za ich oddalającymi się sylwetkami i dopiero gdy zniknęli z mojego pola widzenia, odwróciłem się w stronę Luke'a. On już patrzył na mnie, a na jego twarzy znajdował się zadowolony uśmiech.
 - Wiedziałem, że wystarczy, jeśli ja z nią porozmawiam.
 Podniosłem się i obszedłem stolik, idąc w jego kierunku, po czym zatrzymałem się tuż przed nim. Złapałem za jego kark, ciągnąc go w moją stronę i połączyłem nasze usta w mocnym pocałunku, nie myśląc w ogóle o tym, że jesteśmy w miejscu publicznym. Nic mnie już nie obchodziło oprócz Luke'a.
 On zareagował prawie od razu, kładąc dłonie na moich biodrach i przysuwając moje ciało jeszcze bliżej swojego tak, że stykaliśmy się w każdym możliwym miejscu. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zacząć uśmiechać się szeroko, za bardzo ciesząc się z tego, co właśnie się stało. To spowodowało, że musieliśmy przestać się całować i Luke oparł swoje czoło o moje, wzdychając lekko.
 - Kocham cię - powiedziałem cicho. - Cholernie mocno.
 Luke musnął moje usta raz, drugi i trzeci, pocierając kciukami skórę nad moimi biodrami pod materiałem koszulki.
 - Ja też cię kocham, kotek.
 Staliśmy tak przez chwilę, po prostu trzymając się i musiało to wyglądać naprawdę dziwnie z punktu widzenia kogoś, kto przechodził obok, nie potrafiłem się jednak zmusić, żeby się teraz od niego odsunąć. Chciałem zostać w tym miejscu już zawsze.
 - Lucyfer - mruknąłem, na co on zaśmiał się cicho.
 - Mhm?
 Przygryzłem wargę i odsunąłem trochę głowę, by móc na niego spojrzeć. Przesunąłem wzrokiem po całej jego twarzy, podziwiając każdy najmniejszy szczegół, a na koniec zatrzymując się na jego oczach.
 - Moje życzenie urodzinowe się spełniło.

*

ok, boję się, że zjebałam ten rozdział ;x
ale tak, to był ostatni rozdział! i spokojnie to jeszcze nie jest całkowity koniec, bo będzie epilog!

i mam do was super ważne pytanie, nie jestem pewna, jakie ff o Muke'u zacząć pisać po tym, więc chciałabym, żebyście mi doradzili, co wolicie:
a) podobne do esitf po tym względem, że Michael jest znowu tym uroczym, słodkim itp. (tak, to moja słabość)
b) Luke jest bardziej uroczy, a Michael dominujący
c) takie dość depresyjne i może trochę straszne (nie jestem pewna, jak dokładnie to wyjdzie)

czwartek, 8 października 2015

44.

 Miałem wrażenie, że ledwo co zasnąłem, a już się obudziłem i nie czułem się ani trochę wyspany, jakbym nawet nie przespał godziny. Zamrugałem kilka razy i zmarszczyłem brwi, widząc praktycznie kompletną ciemność w pokoju, co wskazywałoby na to, że wcale nie był ranek, jak przez chwilę pomyślałem. Przez to jeszcze bardziej nie rozumiałem, co się działo, póki ktoś nie potrząsnął mną i uświadomiłem sobie, że to właśnie z tego powodu nie spałem dalej.
 - Obudziłeś się już? - usłyszałem cichy głos.
 Spojrzałem w bok i zmrużyłem oczy na Luke'a, będąc za bardzo zaspanym, żeby pouczać go, że nie powinien tutaj być. W tym momencie nawet jego obecność nie wydawała mi się tak dziwna, choć na pewno gdybym był bardziej rozbudzony, tak właśnie by było. Jedyne co mnie zastanawiało to, co do cholery robił w moim pokoju o takiej porze.
 - Co? - spytałem w końcu, po czym spojrzałem na łóżko Aleca.
 Siedział ze słuchawkami na uszach i laptopem na kolanach, więc nie mogło być, aż tak późno. Po prostu ja zasnąłem o wiele wcześniej niż normalnie, tak bardzo byłem zmęczony tego dnia. Alec nie zwracał na nas żadnej uwagi, więc podejrzewałem, że Luke i on zdążyli już porozmawiać, zanim się obudziłem, bo inaczej posyłałby mu teraz mordercze spojrzenia. 
 - Wstawaj - powiedział Luke, uśmiechając się wesoło w moją stronę.
 - Nie - odpowiedziałem od razu i przyciągnąłem kołdrę bliżej mojego ciała. - Luke, mówiłem ci, że muszę się zastano...
 - Wiem, wiem - rzucił lekkim tonem, przerywając mi. - Ale teraz musisz ze mną pójść.
 Popatrzyłem jeszcze raz na Aleca, by upewnić się, że mnie nie słuchał, po czym powiedziałem:
 - To że nie jesteśmy razem, znaczy że nie uprawiamy ze sobą seksu.
 Luke zaśmiał się cicho na moje słowa, a Alec prychnął pod nosem, co oznaczało, że jednak mógł mnie słyszeć. Zastanawiałem się, czy w ogóle czegoś słuchał czy może te słuchawki były tylko tak na pokaz. Jęknąłem z niezadowoleniem, gdy Luke ściągnął ze mnie kołdrę (miałem wrażenie, że ludzie zbyt często mi to robią) i złapał moją dłoń, ciągnąc mnie lekko, bym podniósł się do pozycji siedzącej.
 - Czego chcesz? Wiesz, która jest godzina? - spytałem i niechętnie usiadłem, patrząc na niego z wyrzutem.
 - Zobaczysz, no wstawaj.
 Rozejrzałem się po pokoju z rozkojarzeniem, przez chwilę myśląc, że może jednak wcale się nie obudziłem, a to był tylko sen. Bo nie widziałem żadnego logicznego powodu, dlaczego Luke próbował wyciągnąć mnie z łóżka o tej godzinie.
 - No dawaj, kotek - dodał ponaglająco. - Rusz swój seksowny tyłek.
 Ok, to bardzo brzmiało jak prawdziwy, realny Luke, a nie tylko wymysł mojej wyobraźni. Spojrzałem z powrotem na niego, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, który pewnie miał mnie zachęcić do tego, czego ode mnie chciał.
 - Nie wydaję mi się, żeby to był dobry pomysł - powiedziałem, nawiązując do tego, że miałem przemyśleć całą naszą sytuację, a przebywanie z Lukiem raczej mi w tym nie pomagało. - I jestem zmęczony, która jest w ogóle godzina?
 - Prawie północ.
 Oparłem łokcie o nogi, a dłońmi podparłem moją twarz, ciągnąc przy tym policzki na boki.
 - Czyli nie przespałem nawet pół godziny - burknąłem, a Luke przewrócił oczami.
 - Wyśpisz się innym razem, chodź - powiedział i machnął ręką, pokazując mi, żebym się podniósł.
 W końcu niechętnie podniosłem się z łóżka, nie wiedząc nawet czemu w ogóle to robię, zamiast powiedzieć mu, żeby stąd poszedł. Luke uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy to zrobiłem i złapał moją rękę, od razu kierując się w stronę drzwi i prowadząc mnie za sobą. Spojrzałem w dół na moją koszulkę z logo batmana i luźne bokserki, które praktycznie mogły ujść za spodenki. Nie miałem najmniejszego problemu z tym, żeby przejść tak przez korytarz. Przed wyjściem wsunąłem jeszcze szybko na stopy moje fluorescencyjne żółte klapki, na których widok Luke zaśmiał się pod nosem.
 - Moje nogi chyba jeszcze śpią, ledwo mogę nimi ruszać - mruknąłem, gdy zamknęliśmy za sobą drzwi pokoju.
 Przesunąłem dłonią przez włosy i ziewnąłem cicho, a Luke uśmiechnął się z rozczuleniem. Obserwowałem go, patrząc jak odwrócił się tyłem do mnie i kucnął trochę, po czym powiedział:
 - Ok, wskakuj, wyjątkowo mogę cię dzisiaj ponieść.
 Skoro już w ogóle zdecydowałem się z nim gdziekolwiek pójść,  to nic złego się nie stanie, jeśli trochę poprzytulam się do jego pleców, prawda? Jeśli mogłem się nie męczyć, a zamiast tego on miał mnie nieść, to oczywiście, że nie zamierzałem zrezygnować z takiej propozycji.
 - Prawie zawsze mnie nosisz - odpowiedziałem i objąłem jego szyję rękami.
 Zmarszczyłem brwi w skupieniu, zastanawiając się, jak miałem to zrobić i gdy podniosłem jedną nogę, Luke złapał za jej tył, podciągając mnie do góry. Po pisku przerażenia z mojej strony, wybuchu śmiechu grupy stojącej niedaleko i naszym prawie upadku na ziemię, byłem bezpiecznie uczepiony jego ciała, a on zaczął iść w stronę schodów na piętro, gdzie znajdował się jego pokój.
 - Tylko mi nie zaśnij, kotek - dodał po chwili.
 Nie odpowiedziałem mu nic, bo byłem zbyt leniwy, żeby to zrobić, a oczy same mi się zamykały i pewnie nawet mógłbym naprawdę zasnąć w takich warunkach. Nie chciało mi się nawet mówić mu, żeby mnie tak nie nazywał... Póki co. Luke udawał, że mnie puszcza, żeby mnie rozbudzić, za co miałem wielką ochotę uderzyć go po głowie, ale wolałem teraz nie poluźniać ani trochę mojego uścisku.
 Po dojściu do pokoju, zatrzymał się przy swoim łóżku i schylił trochę, żebym mógł na nim usiąść. Rozsiadłem się wygodnie na materacu, opatulając się kołdrą i rozejrzałem po pokoju, od razu zauważając, że nie było tu nikogo oprócz nas.
 - Gdzie Calum?
 - Wyjebałem go z pokoju, więc śpi gdzieś na korytarzu - powiedział, wyciągając swój telefon.
 Patrzył przez moment na niego, prawdopodobnie sprawdzając godzinę, po czym uniósł wzrok na mnie i dopiero wtedy zobaczył moją oburzoną minę.
 - Żartowałem, jest u jakiegoś znajomego, którego poznał na zajęciach - dodał i pokręcił głową z rozbawieniem, jakby nie dowierzał, że w to uwierzyłem.
 Na moją obronę byłem naprawdę zmęczony i wyrwany ze snu, więc mój mózg nie był do końca rozbudzony. Posłałem mu groźne spojrzenie, ciągnąc bardziej kołdrę pod moją brodę, na co on tylko uśmiechnął się szerzej. Chciałem już zapytać go, czemu mnie tutaj przyprowadził, ale Luke odezwał się znowu.
 - Zamknij na chwilę oczy.
 - Wtedy zasnę - odpowiedziałem, unosząc wysoko ramię i opierając o nie głowę.
 - Nie zaśniesz, to tylko na kilkanaście sekund.
 Luke patrzył na mnie wyczekująco i choć trochę obawiałem się, co kombinował, zrobiłem to, o co mnie prosił. Przez chwilę słyszałem, jak porusza się po pokoju i otwiera jakąś szafkę, przy czym spytał głośno, czy nie zasnąłem. A później miałem wrażenie, że znowu się do mnie przybliża i mój oddech przyśpieszył, bo czułem się dość niespokojnie, gdy nic nie widziałem i nie miałem pojęcia, co robił.
 - Ok, możesz już popatrzeć - powiedział, więc otworzyłem oczy.
 Luke był zaraz przede mną i kucał przy łóżku, trzymając w dłoniach plastikowy talerzyk, na którym znajdowała się dość sporych rozmiarów babeczka, a w jej środek wbita była zapalona świeczka. Zasypiając pamiętałem o tym, że moje urodziny są następnego dnia, ale po tym nagłym obudzeniu byłem za bardzo skołowany, żeby skojarzyć ten fakt z wizytą Luke'a.
 - Wszystkiego najlepszego - dodał z wesołym uśmiechem. - Chciałem być pierwszą osobą, która złoży ci życzenia i to jak tylko zaczną się twoje urodziny. Zapomniałem pójść do sklepu wcześniej, więc gdy poszedłem w ostatniej chwili, nie mogłem już znaleźć niczego bardziej... tortowego.
 Nie zauważyłem, kiedy zacząłem uśmiechać się od ucha do ucha i nawet przestałem nagle czuć się sennym. Przesunąłem wzrok z talerza na twarz Luke'a, który już mnie obserwował i czułem na raz tyle różnych emocji, że trudno było mi je od siebie oddzielić. Wiedziałem jednak, że to nie było możliwe, bym kiedykolwiek mógł przestać być w nim zakochanym.
 - Zdmuchnij świeczkę i pomyśl życzenie - przypomniał mi. - Póki jeszcze cała się nie stopiła.
 Nie musiałem nawet zastanawiać się nad moim życzeniem, więc od razu dmuchnąłem na płomień i gdy zgasł, Luke odstawił talerzyk na stolik przy łóżku, a wtedy usiadł obok mnie.
 - Czego sobie życzyłeś? - spytał i położył dłoń na mojej przykrytej kołdrą nodze.
 - Nie mogę ci powiedzieć, bo się nie spełni - odpowiedziałem, kręcąc lekko głową na boki.
 Luke westchnął teatralnie, ale pewnie podejrzewał, że właśnie takiej odpowiedzi mu udzielę. Przysunął się jeszcze bliżej i objął mnie ramieniem, na co prawdopodobnie powinienem był się nie zgodzić, ale nie potrafiłem tego zrobić w tym momencie.
 - Chcesz teraz zjeść swój tort? - spytał, kładąc nacisk na ostatnie słowo, a ja pokręciłem przecząco głową. - Ok, w takim razie mam dla ciebie jeszcze prezent.
 - Nie musiałeś mi nic kupować - powiedziałem i widziałem, że chce zaprotestować, dlatego dodałem: - Ja byłem na twojej imprezie urodzinowej i nic ci nie kupiłem.
 Może nie był to zbyt dobry powód, bo były to początki naszej znajomości.
 - Ledwo się wtedy znaliśmy - skomentował, po czym poruszył brwiami, mówiąc: - Jeśli chcesz się zrekompensować, możesz zrobić mi loda i będziemy kwita.
 Mrugnąłem dwa razy, patrząc na niego bez cienia rozbawienia na twarzy i wyciągnąłem rękę spod kołdry, żeby odepchnąć go od siebie.
 - Wracam do mojego pokoju.
 - Nie, zostań! - zawołał i objął mnie ramionami, kładąc się przy tym na mnie i przyciskając mnie do materaca.
 Odetchnąłem głęboko i spojrzałem na jego twarz znajdującą się zaraz przed moją. Wzrok Luke'a przesunął się na moje usta, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, co chciał zrobić. Zaczął przysuwać się bliżej mnie, ale zanim mogło do czegoś dojść, zapytałem:
 - Ok, to gdzie mój prezent?
 Luke udawał, że wcale nie chciał mnie właśnie pocałować i podniósł się z łóżka, starając się zachowywać normalnie. Podszedł do komody, otworzył jej drzwi i wyciągnął z niej coś, ale nie mogłem, póki co nic zobaczyć. Nie oczekiwałem niczego wielkiego, właściwie to nawet miałem nadzieję, że nie wydał zbyt dużo pieniędzy, ale byłem cholernie ciekawy, co to mogło być.
 - Nie miałem, w co zapakować, także... - powiedział i wzruszył ramionami z niewinnym wyrazem twarzy.
 Pokiwałem tylko głową, przyglądając się, jak podchodził z powrotem w moją stronę, chowając ręce ze siebie.
 - To nie jest nic specjalnego, ale pomyślałem, że ci się spodoba.
 Luke wyciągnął przed siebie plastikowe pudełko z płytą DVD w środku, a ja zacząłem uśmiechać się tak mocno, że aż policzki zaczęły mnie boleć już po krótkiej chwili.
 - Chyba się cieszysz, co? - mruknął i zaśmiał się cicho. - Wiem, że uwielbiasz tę bajkę.
 - Film animowany - rzuciłem odruchowo, biorąc od niego opakowanie. - Jestem zaskoczony, że o tym pamiętałeś.
 Obejrzałem pudełko z obu stron, a później otworzyłem je i okręciłem płytę, ciągle uśmiechając się do samego siebie. Luke usiadł znowu obok mnie i czułem, jak mi się przyglądał, gdy odpowiedział:
 - Jasne, że pamiętałem, jak mógłbym zapomnieć, jak strasznie na tym płakałeś. - Spojrzałem na niego i nie mogłem nawet zaprzeczyć, bo to była prawda. - Spytałem najpierw Gabby o tytuł, ale nie pamiętała, więc musiałem pogadać z Aleciem, ledwo to przeżyłem.
 Zaśmiałem się cicho, mogąc sobie doskonale wyobrazić, jak Alec patrzy na niego, jakby w każdej chwili gotowy był, żeby go uderzyć. Chociaż tak naprawdę by tego nie zrobił, ale Luke nie musiał o tym wiedzieć.
 - Dzięki, to najlepszy prezent, jaki mogłem dostać - powiedziałem, odkładając pudełko na bok.
 Przysunąłem się do Luke'a i objąłem go rękami w pasie, opierając głowę o jego ramię. Chyba trochę go tym zaskoczyłem, ale szybko przytulił mnie, o tyle ile mógł z kołdrą, która otaczała mnie z każdej strony.
 - Mówiłeś mi, żebym go obejrzał - odezwał się, a ja mruknąłem cicho na znak potwierdzenia. - Jeszcze tego nie zrobiłem, więc może obejrzymy to teraz razem. No chyba, że wolisz iść z powrotem spać?
 Odsunąłem się od niego, by spojrzeć na jego twarz i pokręciłem energicznie głową, na co on zaśmiał się cicho.
 - Nie, możemy obejrzeć - rzuciłem z entuzjazmem.
 Luke musiał wstać kolejny raz, żeby wziąć swojego laptopa i gdy wrócił, pozwoliłem mu zabrać połowę kołdry, więc siedzieliśmy pod nią oboje, a nasze ramiona były do siebie przyciśnięte. Wyciągnąłem płytę z pudełka i włożyłem do napędu, a on włączył film, po tym jak ułożyliśmy się trochę wygodniej. Na ten czas po prostu przestałem myśleć o tym, że właściwie nie jesteśmy teraz razem i powinienem zachowywać trochę większy dystans, skoro miałem pomyśleć o nas i sam podjąć decyzję.
 Spędzenie z Lukiem tych pierwszych godzin po północy, na dodatek oglądając coś, co uwielbiałem, już powodowało, że te urodziny były najlepszymi, jakie kiedykolwiek miałem. Nawet jeśli reszta dnia miałaby być nudna i ciężka pod względem zajęć, Luke nadrabiał za wszystko.
 I możliwe że w trakcie filmu położyłem głowę na jego ramieniu, a on objął mnie i przyciągnął bliżej siebie. Co chwilę mogłem poczuć na sobie jego wzrok i byłem pewien, że więcej oglądał mnie niż ekran. Tym razem też popłakałem się pod koniec, podczas gdy Luke jedynie był rozbawiony moim zachowaniem, a ani trochę przejęty tym, co działo się w filmie. Miałem wrócić do siebie, gdy tylko skończymy, ale moje powieki były takie ciężkie, było mi tak wygodnie, gdy Luke mnie trzymał i czułem ciepło jego ciała przy moim, a przez to nie mogłem się zmusić, żeby się podnieść. Zamrugałem kilka razy, próbując pozostać przytomnym, ale w końcu zamknąłem oczy.
 Gdy otworzyłem je z powrotem, patrzyłem przez chwilę ze zdziwieniem na to, jak jasno jest w pokoju, póki nie zdałem sobie sprawy z tego, że przespałem całą noc. Było mi trochę chłodno, bo skopałem z siebie kołdrę i pewnie to właśnie dlatego się obudziłem. Caluma dalej nie było w pokoju albo wrócił i zdążył z powrotem wyjść, bo miał wcześnie zajęcia. Tak jak ja i prawdopodobnie byłem już na nie spóźniony.
 Spojrzałem w dół na rękę leżącą na moim brzuchu, a później na Luke'a, który spał z szeroko otwartymi ustami i ślinił poduszkę. Przynajmniej tym razem nie było to moje ramię, jak to już parę razy zrobił. Próbowałem ostrożnie zabrać z siebie jego rękę, nie budząc go przy tym, ale oczywiście mi się to nie udało i Luke obudził się, ledwo go dotknąłem.
 - Mhm, hej - mruknął zaspanym głosem, a ja przez moment nie wiedziałem, jak się oddycha.
 Zapomniałem, jak dobrze brzmiał rano.
 - Hej, muszę iść, jestem prawdopodobnie spóźniony - odpowiedziałem, po czym szybko się podniosłem.
 Luke jęknął z niezadowoleniem, patrząc za mną i gdy chowałem płytę z powrotem do pudełka, wstał z łóżka i przeciągnął się, a wtedy na chwilę mogłem zobaczyć kawałek jego brzucha.
 - Pójdę z tobą - powiedział, na co uniosłem wysoko brwi. - Masz urodziny i chcę cię odprowadzić.
 Biorąc pod uwagę, jak dużo już czasu z nim spędziłem, nie widziałem sensu w tym, żeby mu odmawiać. Luke ciągle był w swoich ubraniach z wcześniejszego dnia, bo nawet się nie przebrał i spał w nich całą noc, więc tylko ja wyglądałem dość niecodziennie. Ale ludzie tutaj widzieli mnie już w o wiele gorszych stanach i miałem to kompletnie gdzieś.
 Gdy wyszliśmy na korytarz, zaczęliśmy iść dość wolno, mimo tego że powinienem był się śpieszyć. Prawdę mówiąc, nie do końca miałem ochotę rozstawać się z Lukiem.
 - Zapomniałeś swojego tortu - rzucił głośno, jakby nagle go olśniło i chyba był gotowy się wrócić, ale go zatrzymałem, łapiąc za jego nadgarstek.
 - Możesz go zjeść z Calumem - odpowiedziałem.
 Puściłem jego rękę i miałem już zabrać dłoń całkiem, ale on splótł nasze palce, patrząc na mnie z tym niewinnym wyrazem twarzy. Szliśmy tak przez resztę drogi i nawet gdy zatrzymaliśmy się przed moimi drzwiami, dalej trzymałem jego rękę.
 - Dzięki za obudzenie mnie, sprawienie, że się nie wyspałem i spóźniłem na zajęcia.
 Luke zaśmiał się cicho na moje słowa, a ja uśmiechnąłem się na ten dźwięk.
 - Nie mów, że ci się nie podobało - odpowiedział zadziornie, przyciągając mnie za rękę bliżej siebie.
 - Dzięki za spędzenie ze mną pierwszych godzin urodzin i za prezent, i za wszystko - powiedziałem tym razem poważniej.
 Spoglądałem na niego przez chwilę, a w końcu pocałowałem go w czubek nosa, na co on zmarszczył go zabawnie. Ścisnąłem jeszcze jego dłoń, po czym puściłem ją i zrobiłem dwa kroki do tyłu, zbliżając się w stronę drzwi.
 - Spotkamy się jeszcze później? Wolałbym spędzić z tobą prawie całe urodziny, a nie tylko ich kilka pierwszych godzin.
 I skoro to były moje urodziny, to chyba mogłem zrobić wyjątek i spędzić z nim czas. W końcu powinienem robić coś przyjemnego tego dnia, a nie siedzieć w swoim pokoju i uczyć się albo obijać na internecie.
 - Może - odpowiedziałem, uśmiechając się w jego stronę. - Ale teraz naprawdę się śpieszę.
 - To do później, kotek - rzucił pewnym tonem, jakby to było już pewne, że jesteśmy umówieni.
 - Do później - powiedziałem i patrzyłem przez chwilę, jak Luke zaczyna iść tyłem, pewnie czekając, aż wejdę do pokoju.
 Odwróciłem się w stronę drzwi i otworzyłem je, a gdy wszedłem do środka, moje oczy rozszerzyły się z zaskoczenia. Upuściłem pudełko z DVD, które ciągle trzymałem w ręce i czułem, jakby wmurowało mnie w podłogę. Okazało się, że jednak coś mogło zaskoczyć mnie bardziej niż wyciągniecie mnie w nocy z łóżka przez Luke'a.
 - Michael, wszystkiego najlepszego! - zawołał Ashton.
 Stał na środku mojego pokoju, jakby tylko czekał, aż wejdę do środka i teraz rozłożył szeroko ręce na mój widok. Tego zupełnie się nie spodziewałem.
 - Widzę, że jesteś zaskoczony, co? - spytał i zaśmiał się lekko. - To dobrze, pomyśleliśmy, że zrobimy ci niespodziankę na urodziny i tutaj przyjedziemy.
 Bałem się oderwać od niego wzroku, bo wiedziałem, co to oznacza. Po chwili jednak powoli spojrzałem na moje łóżko, gdzie siedziała Rose, wyglądając jakby nie była pewna, co ma ze sobą zrobić. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, machnęła niezręcznie ręką i powiedziała cicho:
 - Wszystkiego najlepszego.
 - Ja... um... co wy tu... - zacząłem, nie mogąc teraz skleić sensownego zdania.
 - Dopiero co powiedziałem, czemu tu jesteśmy - skomentował Ashton, po czym podszedł do mnie i przytulił mnie mocno. - Nie mogliśmy opuścić twoich urodzin, prawda Rosie?
 Rose mruknęła potwierdzająco, nie wyglądała jednak nawet w połowie tak entuzjastycznie jak Ashton.
 - To trochę długa droga... Chciało wam się tyle jechać? - spytałem i zaśmiałem się nerwowo.
 - Pewnie - odpowiedział Ashton, uśmiechając się do mnie szeroko. - Co tam masz?
 Przez chwilę nie wiedziałem, o co mu chodzi, ale wtedy podniósł pudełko z podłogi i obejrzał je z obu stron, a ja przełknąłem głośno ślinę.
 - Dostałeś na urodziny?
 - Od Gabby - rzuciłem szybko.
 Tak szybko, że zabrzmiało to jak totalne kłamstwo, którym zresztą było. Ashton popatrzył na mnie dziwnie, musiał jednak domyślić się, o co chodziło, bo nie powiedział nic więcej na ten temat. Z twarzy Rose nie mogłem za to zbytnio nic wyczytać i to właśnie najbardziej mnie teraz przerażało.
 Czułem się też naprawdę winny, bo właśnie byłem z Lukiem, a powiedziałem jej, że nie chodziliśmy już ze sobą. Co właściwie było prawdą, ale można było też przez to zrozumieć, że raczej nie będę spędzał z nim czasu. Jedyne dobre w całej tej sytuacji było, że Luke nie chciał wejść ze mną do środka, bo wtedy to byłoby jeszcze bardziej niezręczne.
 - Ash - zaczęła Rose. - Możesz na chwilę wyjść?
 - Jasne, pójdę poszukać Caluma, mam nadzieję, że się tu nie zgubię - odpowiedział i podszedł do niej.
 Obserwowałem ze stresem, jak pocałował jej czoło, a później coś wyszeptał i Rose uśmiechnęła się do niego, kiwając lekko głową. Byłem przerażony tym, o czym moja siostra mogła chcieć ze mną porozmawiać, ale jednocześnie liczyłem na to, że nie może być tak źle. W końcu to były moje urodziny, nie mogła tu przyjechać specjalnie w ten dzień i powiedzieć mi, jak bardzo mnie nienawidzi. Chyba...
 Ashton wyszedł z pokoju, a ja nerwowo potarłem dłonią kark, zerkając na Rose, która już patrzyła w moją stronę. Miałem wrażenie, jakby od tego momentu zależała cała reszta mojego życia, ale wiedziałem, że musimy wreszcie porozmawiać.
 Mogłem tylko liczyć na to, że wszystko pójdzie po mojej myśli.

*

dużo Muke'a, także mam nadzieję, że wam się podobało <3

#esitf

sobota, 3 października 2015

43.

 Gabby uparła się, że w ten weekend koniecznie musimy wreszcie pójść na jakąś imprezę, a przy tym stwierdziła, że lepiej jednak będzie, jak ja nie będę pił, bo mogę znowu zrobić coś głupiego. A to wiązało się z tym, że ta wizja była dla mnie naprawdę okropna - bycie prawdopodobnie jedyną całkowicie trzeźwą osobą w pomieszczeniu pełnym pijanych osób. Zdecydowanie nie mój wymarzony sposób na spędzenie wieczora.
 Alec i Gabby poszli po jakieś drinki, zostawiając mnie z Dominicem, który oficjalnie był chłopakiem mojej przyjaciółki już prawie dwa tygodnie i na razie wyglądało na to, że wszystko między nimi szło w jak najlepszym kierunku. Z czego naprawdę się cieszyłem, nie do końca jednak lubiłem przebywać z nimi razem jednocześnie i obserwować, jak zachowywali się uroczo.
 - Ty nie pijesz? - spytałem Dominica, myśląc że może chociaż on będzie mi towarzyszył w tej kwestii.
 - Piję, Gabby mi coś przyniesie - odpowiedział i uśmiechnął się do mnie, wyglądając na trochę winnego, bo to jego dziewczyna kazała mi nie pić.
 Choć właściwie nie musiałem jej słuchać, mogłem się napić, a ona nie miałaby nic do powiedzenia, ale może rzeczywiście miała rację. Po alkoholu robiłem głupie rzeczy, a teraz wiązałoby się to pewnie w jakiś sposób z Lukiem, więc lepiej było, jeśli sobie odpuszczę.
 - Jeśli uciekłbym teraz do pokoju, to powiedziałbyś jej, że źle się czułem? - spytałem go.
 - Nie wydaję mi się, żeby w to uwierzyła - odpowiedział. - Ale jeśli zostaniesz chociaż pół godziny i trochę z nią pogadasz, to będziesz mógł wtedy wyjść wcześniej.
 - No tak, bo Gabby pewnie zaciągnie cię na parkiet i już nie zejdziecie stamtąd do rana - rzuciłem i rozejrzałem się dookoła ze znudzeniem.
 Dominic zaśmiał się cicho, kiwając głową, więc spojrzałem z powrotem na niego i posłałem mu krótki uśmiech.
 - W takim razie chyba zgodzę się na twój plan - dodałem. - Lepszego nie mam.
 Rozmawialiśmy jeszcze chwilę na wspólne tematy, które znaleźliśmy: Gabby i uczelnia, a gdy moi przyjaciele wrócili do nas, odwróciłem wzrok od plastikowych kubków w ich dłoniach. Bycie jedyną osobą w grupie, która nie piła, było naprawdę do dupy.
 - Uwielbiam tę piosenkę! - zawołała nagle Gabby, a ja uśmiechnąłem się pod nosem, bo wychodziło na to, że jednak szybciej pójdzie tańczyć. - Mike, chodź ze mną zatańczyć!
 Ok, zupełnie nie na to liczyłem.
 - Co? - spytałem, patrząc na nią ze zdezorientowaniem. - Idź ze swoim chłopakiem, zresztą ja nie tańczę na trzeźwo.
 - No chodź, musisz się trochę rozerwać - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie zachęcająco, ale to w ogóle nie działało.
 Spojrzałem na Aleca, mając nadzieję, że mi pomoże, ale on tylko uniósł znacząco kubek z alkoholem z zadowolonym z siebie wyrazem twarzy. Tak właśnie mogłem liczyć na jego pomoc.
 Rozejrzałem się dookoła i gdy wychwyciłem wzrokiem Caluma, który stał zupełnie sam, a w jego pobliżu nie mogłem dostrzec Luke'a, rzuciłem:
 - Muszę iść pogadać z Calumem.
 Gabby i Alec spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, za to Dominic wyglądał, jakby próbował przypomnieć sobie, czy Gabby mówiła mu o kimś takim i jeśli tak, to kim dokładnie był.
 - O czym chcesz z nim rozmawiać? - spytał Alec po chwili dość niezręcznej ciszy.
 - Chciałem go o coś spytać - odpowiedziałem, co nawet było prawdą, gdy teraz o tym myślałem.
 To że nie byłem już z Lukiem, nie znaczyło, że nie mogę rozmawiać z jego przyjacielem. No i miałem nadzieję, że w jakiś sposób mógłbym się dowiedzieć, czy miałem dobre przypuszczenia co do Luke'a i jego profesorki, nie będąc przy tym zbyt oczywistym. Ta sprawa męczyła mnie, odkąd tylko zobaczyłem ich razem i musiałem się dowiedzieć, jaka była prawda. Ciągle o tym myślałem, nie mogłem się skupić na nauce i nawet na oglądaniu seriali lub filmów, bo w trakcie po prostu przestałem zwracać uwagę na to, co się w nich działo. Gdy myślałem już, że powoli przestawałem myśleć o nim tak dużo, to wszystko znowu wróciło.
 Posłałem ostatni uśmiech moim przyjaciołom i Dominicowi, po czym ruszyłem w stronę Caluma. Idąc tam, ciągle rozglądałem się na boki, żeby upewnić się, że Luke też nie szedł akurat w tę stronę. Nie było go jednak nigdzie widać, przez co zdecydowanie mi ulżyło. Nie mógłbym z nim rozmawiać w tym momencie.
 - Hej, Calum - rzuciłem wesoło, zatrzymując się przed nim.
 On uniósł wzrok i spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem, przez dłuższą chwilę nic nie mówił, wydając się analizować mój wygląd. To było bardziej niezręcznie niż myślałem, że będzie.
 - Nie wyglądasz na pijanego, ale musiałeś trochę wypić, skoro przyszedłeś ze mną gadać - powiedział w końcu, a ja zrozumiałem też, czemu dokładnie tak dokładnie mi się przyglądał.
 - Nie piłem nic - odpowiedziałem, kręcąc głową. - Po prostu uświadomiłem sobie, jak dawno nie rozmawialiśmy i chciałem się dowiedzieć, co u ciebie.
 Uśmiechnąłem się przyjaźnie po wypowiedzeniu tych słów, a on uniósł wysoko brwi i na pewno ani trochę nie przekonało go to, co powiedziałem. Właściwie nie byliśmy do końca na takim etapie znajomości, by zaczepiać się w publicznym miejscu i przeprowadzać ze sobą rozmowy, chyba że dotyczyło to czegoś ważnego.
 - Nic nowego - rzucił i napił się z butelki, którą trzymał.
 Nie rozgadał się zbytnio, choć miałem nadzieję, że powie coś więcej i będę mógł do tego jakoś nawiązać, żeby zacząć bardziej zajmującą rozmowę. Teraz nie bardzo wiedziałem, w jaki sposób się zachować, ale w końcu zapytałem:
 - Co u Shay? Widzieliście się ostatnio?
 Na moment zapanowała między nami cisza, podczas której ja myślałem o tym, jak dziwnie zabrzmiało to akurat z moich ust, a Calum patrzył na mnie, jakby zastanawiał się, czy było coś ze mną nie tak.
 - Ta, widzieliśmy się w ostatni weekend i wszystko u niej tak samo - powiedział, po czym uśmiechnął się pod nosem. - U Luke'a też nic nowego, jeśli właśnie tego chciałeś się dowiedzieć.
 Nie poczułem się nawet zażenowany tym, że domyślił się, po co tu przyszedłem, zamiast tego jednak byłem poirytowany, bo u Luke'a zdecydowanie coś się zmieniło, odkąd spotkałem się z nim ostatni raz.
 - Nic nowego? Oprócz tego, że pieprzy się ze swoją profesorką? - rzuciłem bez zastanowienia i szczerze mówiąc nawet tego nie żałowałem, miałem już gdzieś, czy było to coś, czego nie powinienem był mówić. Teraz zależało mi jedynie, by dowiedzieć się od niego, czy miałem rację.
 Calum zmarszczył brwi, patrząc na mnie ze zdziwieniem i w końcu mruknął:
 - Chciałaby.
 Nie takiej reakcji się spodziewałem, raczej że Calum się zmiesza i spojrzy gdzieś w bok, nie bardzo chcąc przyznać, że rzeczywiście to była prawda. A zrobił coś całkiem innego, dlatego miałem teraz kompletny mętlik w głowie.
 - Skąd w ogóle miałeś taki pomysł? - spytał, gdy się nie odezwałem, ale sam nie wiedziałem już, o co konkretnie spytać. - Nie martw się, Luke ciągle nie widzi świata poza tobą.
 Założyłem ręce na pierś i spojrzałem na niego z powątpiewaniem, bo z mojego punktu widzenia wyglądało to zupełnie inaczej. Calum widząc to, pokręcił głową i dodał:
 - Ma twoje zdjęcie na tapecie w telefonie i patrzy na nie codziennie przed snem chyba przez pół godziny, nie da się z nim w ogóle normalnie porozmawiać, ciągle tylko mówi o tobie, więc błagam cię, zejdź się z nim, bo trudno mi już to wytrzymać.
 Serce zaczęło bić mi szybciej, gdy tylko to usłyszałem i nie mogłem do końca uwierzyć, że było to prawdą. Calum jednak wyglądał, jakby był zupełnie szczery, zresztą nie miał powodu, by kłamać. Nie powinno tak cieszyć mnie usłyszenie tego, bo przecież nie miałem zejść się z Lukiem, ale to tylko bardziej przekonywało mnie, że z nikim nie sypiał. Nie rozumiałem już w ogóle, o co w takim razie chodziło z tym, co ostatnio widziałem.
 - Ale on... widziałem, jak z nią flirtował - powiedziałem. - To naprawdę wyglądało, jakby ze sobą sypiali.
 - Ciekawe kiedy miałby to robić, skoro praktycznie nie wychodzi z pokoju, tylko siedzi tam i czeka, aż do niego przyjdziesz, bo zmieniłeś zdanie - rzucił Calum, po czym napił się znowu swojego piwa. - Nie mów mu tego wszystkiego, o czym ci powiedziałem, bo by mnie zabił.
 Na pewno nie takie informacje miałem nadzieję dostać od Caluma i jednocześnie one poprawiały mi humor, ale też mnie dołowały. Co miałem zrobić po usłyszeniu czegoś takiego...
 Calum odchrząknął znacząco, patrząc gdzieś za mnie, więc odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem, że Luke tutaj szedł. Mogłem spokojnie zdążyć odejść, zanim będzie zbyt blisko, ale i tak już mnie zauważył. Wiedział, że rozmawiałem z Calumem i pewnie się domyślał, że było to na jego temat. Zresztą czułem się, jakby wmurowało mnie w podłogę, tylko go zobaczyłem. Jakim cudem potrafił wyglądać lepiej za każdym razem, gdy go widziałem, choć już wcześniej wydawało mi się, że nie mógł tego przebić?
 - Hej - powiedział, zatrzymując się przede mną, po czym żartobliwym tonem dodał: - Stęskniłeś się za Calumem, co?
 - Bardzo - odpowiedziałem cicho, po czym zerknąłem przez ramię na Caluma, który bez słowa po prostu sobie poszedł, zostawiając nas samych (a przynajmniej na tyle ile się dało w pomieszczeniu pełnym ludzi).
 Luke trzymał w ręce kubek, który pełny był teraz napoju po brzegi, więc domyśliłem się, że po to poszedł, zostawiając na chwilę swojego kumpla.
 - Widziałem cię wcześniej - powiedział, brzmiąc o wiele poważniej, a ja uniosłem pytająco brwi. - Z jakimś kolesiem, wyglądało na to, że bardzo cię lubi.
 Wiedziałem, że jest zazdrosny, poznawałem to spojrzenie i widziałem, jak zaciska szczękę. Tylko że jeśli sypiał z kimś innym, to chyba nie miał powodu, by być zazdrosnym, nie rozumiałem też zresztą, o kim mówił. Zamrugałem kilka razy, wpatrując się w niego ze zdezorientowaniem i nie mogłem w ogóle sobie przypomnieć, kiedy mógł mnie widzieć z kimś, kto nie był Aleciem, Gabby albo jej chłopakiem. Och...
 - Jeszcze na tej imprezie? - zapytałem, a Luke pokiwał głową i wtedy parsknąłem śmiechem. - To chłopak Gabby, a rozmowa nawet nam się nie do końca kleiła, więc nie mam pojęcia, dlaczego to wyglądało dla ciebie, jakby bardzo mnie lubił.
 - Od kiedy Gabby ma chłopaka? - spytał ze zdziwieniem.
 Wydawał się też być trochę smutnym, że nie wiedział o tym wcześniej i dowiadywał się dopiero po jakimś czasie. Patrząc na niego teraz, od razu zapomniałem, że byłem z jego powodu smutny, miałem raczej ochotę go pocieszyć niż robić mu jakiekolwiek wyrzuty. Do których tak właściwie nie miałem prawa, skoro z nim zerwałem.
 - Od niedawna - odpowiedziałem dość wymijająco. - Wiesz, ja też cię ostatnio widziałem... Na parkingu przed uczelnią... Chyba już kręcisz z kimś nowym, co?
 Może i Calum powiedział mi, że wcale ze sobą nie sypiają, ale to dalej było dla mnie zbyt podejrzane, bym mógł nie mieć wątpliwości. Starałem się zachowywać, jakby niezbyt wiele mnie to obchodziło i po prostu spytałem o to z ciekawości, a wcale się tym nie przejmowałem. Nie wydawało mi się jednak, żeby Luke w to uwierzył.
 - Nie, z nikim nie kręcę - powiedział wolno, dokładnie mi się przyglądając. - Ok, chyba wiem, co sobie pomyślałeś i...
 - To sypiasz, nieważne, nie powinienem był o to pytać - mruknąłem, przerywając mu i spuściłem wzrok na moje buty, by unikać patrzenia mu w oczy.
 - Możemy pójść porozmawiać do jakiegoś cichszego miejsca? Wyjaśnię ci to.
 To raczej nie był dobry pomysł, żebym gdzieś z nim szedł.
 - Nie musisz mi się tłumaczyć, możesz robić, co chcesz.
 To była prawda, ale nie zmieniało to też faktu, że cholernie chciałem się dowiedzieć, o co chodziło. Spojrzałem na niego z powrotem, a on odłożył swój kubek na stolik obok, po czym złapał moją dłoń i zaczął iść w stronę wyjścia, ciągnąc mnie za sobą. Zamiast wyrwać mu swoją rękę, poszedłem za nim, decydując że pięć minut rozmowy z nim nie powinno, aż tak mi zaszkodzić. Skupiłem wzrok na naszych złączonych dłoniach i musiałem mocno przygryźć wargę, by nie zacząć uśmiechać się głupio i płakać jednocześnie. To było tak znajome uczucie - trzymanie jego ręki i nie miałem ochoty jej puszczać już nigdy, choć prawdopodobnie był to ostatni raz, gdy w ogóle miałem okazję to zrobić.
 Szliśmy korytarzem, coraz bardziej oddalając się od ludzi i zbliżając do jego pokoju, ale zanim mogliśmy tam wejść, zatrzymałem go. Tutaj mogliśmy rozmawiać tak, żeby nikt nas nie słyszał, ale w pewnej odległości od nas stała grupka osób i dzięki temu czułem się pewniej. Puściłem rękę Luke'a i odsunąłem się o krok do tyłu, opierając się plecami o ścianę, by stanąć dalej od niego, na co on westchnął głośno.
 - Michael, z nikim się nie umawiam, z nikim nie kręcę i nie robię czegokolwiek, o czym pomyślałeś - powiedział, patrząc mi prosto w oczy.
 - Ja... - zacząłem niepewnie, a on pokazał mi, żebym kontynuował. - Widziałem cię z twoją profesorką, flirtowałeś z nią, nie musisz udawać, że tak nie było.
 Pokręciłem lekko głową, odwracając od niego wzrok i patrząc na dwie dziewczyny, które tańczyły na końcu korytarza, jakby leciała właśnie wolna piosenka, chociaż puszczana była klubowa muzyka.
 - Nie flirtowałem z nią, po prostu się do mnie przyczepiła i nie chce dać mi spokoju.
 Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, bo nie byłem, aż taki głupi, żeby w to uwierzyć.
 - Dotykała twojej ręki i jakoś nie widziałem, żebyś ją od siebie odepchnął.
 Założyłem ręce na pierś, teraz już w ogóle nie ukrywając mojej zazdrości, a Luke uśmiechnął się, zauważając to. To nie był odpowiedni moment na to, żeby cieszył się z czegoś takiego.
 - Mówiłem jej wcześniej już kilka razy, żeby przestała i że nie jestem ani trochę zainteresowany, ale ona nic sobie z tego nie robi - wytłumaczył, a ja zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się, czy mogłem mu w to uwierzyć. - Poprosiłem już o zmienienie grupy, żebym nie miał z nią zajęć, a póki co po prostu jestem dla niej miły i udaję, że mi to nie przeszkadza, żebym nie miał żadnych problemów, więc właściwie ona ze mną flirtuje, ale ja z nią nie.
 Patrzyliśmy na siebie przez chwilę i Luke chyba czekał, aż przetworzę sobie w głowie to, co powiedział i zdecyduję, czy odpowiadała mi taka wersja tej sytuacji. Nie myślałem, że Luke mnie okłamuje, zawsze był ze mną szczery, więc nie miałem powodów, by teraz mu nie ufać. Ale i tak trudno było mi tak po prostu odrzucić tę opcję, że jednak coś go z nią łączyło.
 - Przygryzłeś wargę, gdy zaczęła poprawiać twoją koszulę - mruknąłem cicho.
 Luke wyglądał na trochę rozbawionego, czyli nie uważał, żeby była to poważna sytuacja. Co naprawdę znaczyło, że odebrałem wszystko całkowicie źle i nie powinienem był tak szybko rzucać pochopne wnioski.
 - Żeby powstrzymać się przed powiedzeniem jej czegoś naprawdę niemiłego - odpowiedział i stanął bliżej mnie. - Bo wolę, jak tylko jedna, konkretna osoba dotyka mnie w ten sposób.
 Nasze ciała prawie się teraz dotykały i Luke oparł rękę o ścianę zaraz obok mojej głowy, sprawiając że na chwilę wstrzymałem oddech. Jego twarz znajdowała się tak blisko mojej, jego usta były lekko rozchylone i nie mogłem oderwać od niego wzroku.
 - I uśmiechałeś się do niej w ten sposób, gdy ktoś ci się podoba - dodałem głupio, nie wiedząc nawet, czemu dalej ciągnę ten temat.
 - Zdecydowanie nie, ale z daleka mogło to tak dla ciebie wyglądać, tak jak ja myślałem, że chłopak Gabby cię podrywa - powiedział, wzruszając prawym ramieniem.
 Pokiwałem lekko głową, nie widząc już żadnego innego szczegółu, do którego mógłbym się przyczepić co do tamtego wydarzenia. Zdecydowanie ulżyło mi, wiedząc że Luke wcale się z nikim nie umawiał, ani z nikim nie sypiał.
 - Ok, w porządku - rzuciłem i odchrząknąłem cicho, a nie wiedząc, co więcej zrobić, powiedziałem: - Rose i Ashton są razem.
 - Słyszałem, pisał mi o tym, właściwie to myślałem, że może... - przerwał na chwilę, chyba nie będąc pewnym, jakich słów użyć, po czym skończył - przyjdziesz do mnie, że to coś zmieni.
 Rozumiałem, dlaczego tak pomyślał, ale fakt, że moja siostra miała chłopaka, nie bardzo mi pomagał, skoro nawet dalej ze mną nie rozmawiała. Okoliczności musiałyby być trochę inne, żeby to miało naprawdę coś zmienić w naszej sytuacji.
 - Nie, to... to nic nie zmienia - powiedziałem, zamykając na chwilę oczy. - I nie powinienem tak dopytywać się o tamtą sprawę, bo... możesz się umawiać z kim tylko chcesz i...
 - Michael - przerwał mi i położył dłoń na moim policzku, sprawiając że przełknąłem nerwowo ślinę i spojrzałem na niego. - Nie chcę umawiać się z nikim innym, mówiłem ci, że na ciebie poczekam, tak? Chcę tylko ciebie, nawet jeśli ty akurat nie chcesz ze mną być.
 I to właśnie był powód, dla którego nie powinienem pójść rozmawiać z Lukiem. Bo mówił rzeczy, które sprawiały, że miałem ochotę pokonać tą niewielką, dzielącą nas odległość i pocałować go mocno, nie przejmując się moją siostrą.
 - Nie mów tego...
 - Jestem w tobie tak bardzo zakochany, nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego do nikogo - kontynuował i oparł swoje czoło o moje, a ja wziąłem drżący oddech. - Gdy myślę o swojej przyszłości, wyobrażam sobie, że ty jesteś tam ze mną na każdym kroku. Chcę kiedyś wziąć z tobą ślub, kupić nam duży dom i wypełnić go taką ilością kotów, jaką tylko byś chciał.
 Mimo tego że oczy miałem wypełnione łzami, to słysząc ostatnią cześć jego wypowiedzi, zaśmiałem się lekko, na co on uśmiechnął się z rozczuleniem i przesunął kciukiem po moim policzku. Serce biło mi jak szalone, żołądek jakby zaplątał się w supeł, a dłonie lekko się trzęsły. Nie zrobiłem żadnego ruchu, by odsunąć się od niego, miałem tysiąc różnych myśli i nie byłem już pewien, co mam zrobić, wiedziałem tylko, że nie mogłem zmusić się do tego, by stąd pójść.
 - Ale ty i tak zawsze będziesz moim ulubionym kotkiem - dodał cicho.
 Powtarzałem sobie w głowie, że nie mogłem tego zrobić, że jeśli chciałem naprawić moje kontakty z Rose, to powinienem to przerwać. Ale nie mogłem się powstrzymać, Luke mówił te wszystkie rzeczy, które sprawiały, że przypominałem sobie, jak bardzo ciągle go kocham i nie mogę ruszyć dalej. A może nawet podświadomie nie chcę ruszyć dalej.
 Działałem pod wpływem impulsu, gdy pocałowałem go, zaskakując go przy tym, bo w pierwszej chwili w ogóle nie odpowiedział na pocałunek. Dopiero po chwili zaczął ruszać ustami przy moich i znowu przysunął się do mnie bardziej, tym razem napierając swoim ciałem na moje i przyciskając mnie do ściany. Jedną rękę ciągle trzymał na moim policzku, a drugą położył na mojej szyi, opuszkami palców przesuwając po karku.
 Zacisnąłem dłonie na materiale jego koszulki na plecach, przyciągając go do siebie bardziej, choć już i tak stykaliśmy się w każdym możliwym miejscu. Cholernie za tym tęskniłem, za jego ustami na moich i jego rękami trzymającymi mnie przy sobie. Nie chciałem, żeby to się kończyło, bo zdawałem sobie sprawę, że gdy tylko przestaniemy, wtedy wszystko wróci do rzeczywistości i nie będę mógł tego więcej zrobić.
 Przesuwałem dłońmi po jego plecach, bokach, szyi i włosach, chcąc nacieszyć się tym, że miałem go teraz przy sobie. Że chwilowo mogłem sobie na to pozwolić. Jęknąłem cicho, gdy Luke przygryzł moją wargę i przechyliłem bardziej głowę na bok, pozwalając mu pogłębić pocałunek. Dopiero po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie, biorąc głębokie oddechy i widząc przed sobą te niebieskie, pełne uczucia oczy, nie potrafiłem powiedzieć mu, że to zupełnie nic nie znaczyło. Że nie mam zamiaru z nim być.
 Bo ten czas, gdy nie byliśmy razem, był najgorszym w moim życiu.
 - Nie jesteśmy jeszcze razem - rzuciłem, a Luke westchnął głośno i odchylił głowę do tyłu z frustracji. - Nie wiem jeszcze, co to dla nas znaczy... Ale muszę to po prostu przemyśleć.
 Luke spojrzał z powrotem na mnie i na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, jakbym praktycznie powiedział, że właśnie się zeszliśmy, choć było inaczej. Czułem się trochę winny ze względu na Rose, ale byłem też teraz o wiele szczęśliwszy niż w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie wiedziałem jeszcze, co mam zamiar z tym wszystkim zrobić, ale w tym momencie zdałem sobie sprawę, że naprawdę nie mogę zrezygnować z Luke'a. To było dla mnie zbyt trudne, a bez niego nic już nie miało sensu.
 - Ok, przemyśl to, kotek - odpowiedział i musnął jeszcze raz moje usta, a ja położyłem rękę na jego piersi, odpychając go lekko.
 - Lepiej będzie, jak już wrócę do mojego pokoju.
 Z jego twarzy dalej nie schodził ten wielki uśmiech, bo już był pewien, że niedługo będziemy znowu razem. Machnąłem do niego niezręcznie ręką na pożegnanie, na co uniósł wysoko brwi, a ja zmieszałem się i mruknąłem ciche: "to cześć", po czym ruszyłem szybko korytarzem w stronę schodów.
 - Michael! - zawołał jeszcze. - Twoje urodziny są pojutrze i od razu cię ostrzegam, że się mnie wtedy nie pozbędziesz.
 Uśmiechnął się do mnie jeszcze ostatni raz i puścił mi oczko, po czym poszedł do swojego pokoju. Nie miałem pojęcia, jak to się stało, ale kompletnie zapomniałem o moich urodzinach.
 Wracając do siebie, myślałem znowu o wszystkim, co wydarzyło się tego dnia i zacząłem trochę panikować. Luke był przekonany, że do siebie wrócimy, tylko że nie miałem nawet pojęcia, jak załatwić to wszystko z Rose. A to od tej kwestii zależało, czy będziemy mogli znowu być razem. To albo mogło skończyć się w dobry sposób albo mogłem tylko niepotrzebnie narobić mu - i sobie - nadziei. 
 Może fakt, że moje urodziny były tak niedługo, mógł mi się przydać...

*

ok, przemyślałam wczoraj już do końca wszystko i zrezygnowałam z paru rzeczy, żeby już tak bardzo nie przedłużać i was nie nudzić, także zostały tylko dwa rozdziały i epilog! żeby nie było, że was nie ostrzegałam ;D

#esitf