czwartek, 28 maja 2015

22.

 Wziąłem głęboki oddech, myśląc gorączkowo, co powinienem zrobić w tej sytuacji. Obok mnie stał prawie nagi Luke, a za drzwiami moja siostra, dalej czekając, aż coś jej odpowiem. Choć nie miałem jeszcze pojęcia, jak to wszystko załatwię, w końcu zawołałem:
 - Tak, to ja, nie wchodź tu, bo nie jestem ubrany! - dla pewności złapałem mocno za klamkę, żeby w razie czego uniemożliwić jej wejście. - Zaraz wyjdę i porozmawiamy.
 - I tak nie chciałam nic konkretnego - odpowiedziała od razu.
 Przygryzłem mocno wargę, spoglądając na Luke'a, który na szczęście przez cały ten czas nic się nie odzywał i nie ruszył się ze swojego miejsca ani o milimetr. Naprawdę próbowałem wymyślić jakiś dobry plan, ale za bardzo stresowało mnie to, jak blisko nas znajdowała się teraz Rose, a fakt, że Luke był w samych bokserkach skutecznie mnie rozpraszał.
 - Ok, zostań tutaj, a ja zadbam o to, żeby Rose była w swoim pokoju - powiedziałem szeptem, korzystając z tego, że Ashton i Rose znowu o czymś rozmawiali na korytarzu.
 Dlaczego do cholery nie mogli po prostu pójść do jej pokoju, tylko ciągle tam stali, zdecydowanie utrudniając mi tę sytuację.
 - Jak będziesz pewien, że nikogo już tam nie ma - kontynuowałem jak najciszej i pokazałem kciukiem na drzwi. - To jak najszybciej stąd wyjdziesz i wrócisz do siebie.
 Luke założył ręce na pierś i przesunął językiem po swojej dolnej wardze, nie wyglądając na do końca zadowolonego z tego, co właśnie usłyszał.
 - Najpierw muszę jeszcze zabrać moje ubrania z twojego pokoju.
 Zakląłem w myślach, bo nawet nie pomyślałem o tym, że zostały właśnie tam i to w takim miejscu, że jeśli Rose albo Ashton by tam weszli, nie było mowy, żeby ich nie zauważyli. Poza tym Luke nie powiedział też tego zbyt cicho, ale miałem nadzieję, że głośny głos Ashtona skutecznie go zagłuszył.
 - Nie, zostaw to, wyjdź stąd po prostu jak najszybciej, jasne? - rzuciłem z poirytowaniem.
 - Naprawdę chcesz, żebym szedł stąd aż do mojego domu w samych bokserkach?
 W pierwszej chwili chciałem pokiwać głową, ale wtedy pomyślałem o tym, że był to spory kawałek drogi i chyba jednak nie mogłem być, aż tak okrutny i kazać mu przejść tę drogę praktycznie nago. Westchnąłem cicho, podchodząc do złożonych ubrań, przejrzałem je szybko, ale jedyne ubrania, które tam zostały, to te należące do Rose. Nawet gdyby Luke chciał je założyć, to by się w nie nie zmieścił.
 Może jednak rzeczywiście mogłem być tak okrutny i kazać mu iść do domu tylko w tym, co miał na sobie teraz...
 - Ok - powiedziałem cicho ze zrezygnowaniem. - Pójdź do mojego pokoju, ubierz się szybko i stąd spierdalaj.
 Luke uniósł wysoko brew, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku i wyglądał, jakby nie bardzo przejmował się tą sytuacją. W przeciwieństwie do mnie...
 - Mm, uwielbiam, jak tak słodko do mnie mówisz - odpowiedział z rozbawieniem.
 - Luke, nie teraz, to poważna sprawa, cholera, ok, będzie ok, idę tam i...
 Nie zdążyłem dokończyć, bo Luke pocałował mnie lekko i odsunął się szybko z powrotem, zanim zdążyłem w jakiś sposób zareagować.
 - Powodzenia - rzucił z uśmiechem.
 Kiwnąłem głową i wziąłem głęboki oddech, pokazując mu, żeby odsunął się jak najdalej od drzwi. Rozejrzałem się po całej łazience, uświadamiając sobie, że na podłodze leżały nasze wcześniejsze, brudne bokserski i zmarszczyłem z niezadowoleniem nos. Włożyłem je do pralki, w której znajdowało się już parę innych rzeczy i włączyłem pierwszy lepszy program, nie chcąc by ktokolwiek musiał to zobaczyć, jeśli chciałby później nastawiać pranie. W końcu po czasie, który wydawał mi się wiecznością, wyszedłem z łazienki, czując jakby Ashton i Rose doskonale wiedzieli, co właśnie tam robiłem.
 Zamknąłem za sobą drzwi i zgasiłem światło, bo w końcu według nich byłem tam sam, więc nie miałem powodu, żeby je zostawiać. Na szczęście nie stali aż tak blisko łazienki, jak mi się wydawało jeszcze kilka sekund wcześniej, Rose opierała się o drzwi swojego pokoju, a Ashton o ścianę na przeciwko. Ugh, dlaczego do cholery nie mogli tam po prostu wejść...
 - Hej, czemu tak szybko wróciliście? - spytałem, podchodząc bliżej nich.
 - Impreza była w porządku, ale... nie wiem, nie mam jeszcze zbyt imprezowego nastroju - odpowiedziała Rose z nieznacznym uśmiechem.
 Ashton spojrzał na mnie znacząco, więc uśmiechnąłem się do niego niewinnie. W końcu to on miał wątpliwości, czy Rose naprawdę chciałaby tam pójść, a ja mówiłem, że to poprawi jej humor i na pewno będzie się dobrze bawić. Taa, chyba jednak nie miałem racji, ale głównie myślałem o tym, żeby Ashton spędził więcej czasu z Rose. Chciałem im po prostu trochę pomóc, jak widać to jednak nie wyszło i tylko spowodowało, że ja miałem teraz kłopoty.
 - Chodź - powiedziałem do Rose, obejmując ręką jej ramiona. - Pogadamy w twoim pokoju, gdzie będę mógł przy okazji wylegiwać się na łóżku.
 Ashton rozejrzał się niezręcznie dookoła, jakby nie był pewien, czy ma już sobie pójść czy może jednak może zostać. Rose otworzyła drzwi swojego pokoju, a ja machnąłem na niego ręką, żeby wszedł do środka. Zerknąłem w stronę drzwi łazienki, gdy oni przeszli obok mnie i odetchnąłem z ulgą, bo udało mi się pozbyć ich z korytarza. I to w jak łatwy sposób. Teraz musiałem tylko posiedzieć z nimi w pokoju przez kilka minut i przypilnować, żeby się stąd nie ruszali. A na pewno nie Rose, gdyby Ashton zauważył Luke'a, to nie byłaby, aż taka tragedia.
 Gdy wszedłem do pokoju Rose, zamknąłem za sobą drzwi najmocniej jak się dało tak, że słychać było głośne uderzenie drewna o framugę. Luke na pewno nie mógł tego przegapić i miałem nadzieję, że wychodził już z łazienki.
 Oboje popatrzyli na mnie dziwnie, ale nic nie powiedzieli. Rose siedziała już na łóżku, a Ashton oparł się o jej biurko i zaczął przyglądać się wszystkiemu z zainteresowaniem. Opadłem na materac, układając się wygodnie i starając zachowywać jak najbardziej naturalnie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, po czym włączyłem odtwarzacz i puściłem pierwszą lepszą piosenkę, by w tle ciągle był jakiś dźwięk. 
 - Więc... - zacząłem, nie mając pojęcia, co powiedzieć. - Ashton jednak nie jest dobrym towarzystwem na imprezę? - palnąłem, na co on posłał mi niezadowolone spojrzenie.
 - Nie, Ash jest zawsze świetnym towarzystwem - odpowiedziała Rose, uśmiechając się przyjaźnie w jego stronę.
 Zaśmiałem się cicho, widząc jego zaczerwienione policzki i szeroki uśmiech, który szybko pojawił się na jego twarzy.
 - Chyba nie lepszym ode mnie, co? - mruknąłem i zrobiłem smutną minę. - Ash nie dorasta mi do pięt.
 Ashton prychnął cicho, kręcąc lekko głową i pokazał mi środkowy palec. Kolejny raz tego dnia... Trzeci raz i chyba będę musiał się zastanowić, czy rzeczywiście chciałem, żeby był z moją siostrą.
 - Hmm, nie wiem, to ciężkie pytanie - powiedziała Rose, wzruszając ramionami.
 Zmrużyłem na nią oczy, próbując zrobić groźną minę, a Ashton nie wyglądał już na aż tak zadowolonego jak jeszcze chwilę wcześniej. Widocznie miał nadzieję, że Rose się ze mną nie zgodzi. Szczerze mówiąc, tak naprawdę też na to liczyłem, choć zachowywałem się, jakby było zupełnie inaczej.
 - Był tam ktoś, kogo znam? - spytałem szybko, gdy przez chwilę nikt się nie odzywał.
 Całe szczęście, że włączyłem muzykę, bo bez tego na pewno usłyszeliby kroki na korytarzu albo dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Przypuszczałem, że Luke był teraz w trakcie ubierania się, więc musiałem zająć ich jeszcze chwilę, ale czułem, jakbym miał kompletną pustkę w głowie. Choć normalnie nie miałem problemów, rozmawiając z żadnym z nich, to teraz cholernie trudno było mi wpaść na coś do powiedzenia.
 - Nie wydaję mi się - odpowiedziała moja siostra z zamyśloną miną. - Było kilka osób z mojego rocznika, ale na pewno ich nie kojarzysz.
 - Taa, oprócz tego była większość osób z mojego liceum - dodał Ashton, po czym nagle ze zdziwieniem powiedział: - Co do ludzi z liceum... nie miałeś wyjść ze swoimi znajomymi?
 Zacząłem nerwowo palcami ciągnąć za dół mojej koszulki, czując wzrok ich obojga na mnie, gdy czekali na wyjaśnienia z mojej strony. Rzeczywiście mogłem coś takiego powiedzieć, dlatego w tym momencie nie powinienem być w domu.
 - Jednak nie mogli - rzuciłem jak najbardziej neutralnym głosem, na jaki było mnie stać. - Nieważne, pogadałem sobie za to z Gabby i... um, pooglądałem serial.
 - Wszyscy nie mogli? - spytała Rose, ale nie brzmiała podejrzliwie, tylko po prostu jakby ją to zaskoczyło.
 - Taa, każdemu z nich coś wypadło - mruknąłem, kiwając wolno głową. - Umówię się z nimi kiedy indziej.
 - W takim razie mogłeś wpaść na imprezę - powiedział Ashton.
 Co za kretyn. Dalej nie zrozumiał, że zrobiłem to specjalnie, żeby mógł sam wyjść z moją siostrą? Pomijając to, że byli w domu pełnym ludzi...
 - W sumie dobrze wyszło, że tam nie poszedłem, skoro i tak wróciliście szybko... Co robisz?
 Rose wstała z łóżka, po czym zaczęła iść w stronę drzwi, ale dość późno się zorientowałem przez to, że właśnie odpowiadałem Ashtonowi.
 - Chcecie coś do picia? - spytała Rose, ignorując moje pytanie.
 - Nie, dzięki - powiedział Ashton i uśmiechnął się do niej nieznacznie.
 - Nie, nie, siadaj - wyrzuciłem z siebie szybko, prostując się bardziej, jakbym szykował się do zejścia z łóżka w każdej chwili.
 Nie wydawało mi się, żeby Luke zdążył wyjść z łazienki, ubrać się i opuścić dom. Tym bardziej, że miał tak wąskie spodnie, których założenie czasem mogło być naprawdę trudne. Serce zaczęło bić mi coraz szybciej, a gdy Rose położyła dłoń na klamce, myślałem, że zaraz zacznę się dusić.
 - Przyniosę coś sobie.
 - Nie, ja ci przyniosę - zaproponowałem, unosząc się z materaca.
 Rose spojrzała na mnie dziwnie, bo raczej nigdy nie ofiarowywałem się tak chętnie, żeby po coś jej pójść. Cholera, to musiało wyglądać teraz naprawdę podejrzanie, ale nie mogłem pozwolić jej stąd wyjść.
 - Skoro już wstałam, mogę równie dobrze sama pójść - odpowiedziała i zanim zdążyłem zaprotestować, wyszła z pokoju.
 Opadłem tyłkiem z powrotem na łóżko, wielkimi oczami wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała. Może jednak zdążył wyjść, błagam, błagam, błagam...
 - Luke tutaj jest, prawda? - spytał Ashton, o którego obecności na moment prawie zapomniałem.
 Nie musiałem mu nawet odpowiadać, bo wtedy dobiegł nas głos Rose z korytarza.
 - Co tutaj robisz?
 Zamknąłem mocno oczy, marząc o tym, żeby to wszystko okazało się tylko głupim koszmarem. Zaraz się obudzę i zdam sobie sprawę z tego, że cały ten dzień w ogóle się nie wydarzył. A najlepiej całe te wakacje.
 - Ja... - zaczął Luke i choć wiedziałem, że Rose mówiła właśnie do niego, słysząc jego głos, ta sytuacja stała się o wiele bardziej realna. - Chciałem z tobą porozmawiać.
 Spojrzałem na Ashtona, który już patrzył na mnie, ale nie mogłem nic wyczytać z jego twarzy. Nie zabijał mnie jednak wzrokiem, tak jak się spodziewałem i podszedł bliżej mnie, po czym usiadł obok. Nie odezwaliśmy się ani słowem, nasłuchując głosów z korytarza.
 - Wiem, że wcześniej ciągle wchodziłeś tu bez pukania, ale nie możesz dłużej tego robić. Zerwałeś ze mną, pamiętasz?
 Schowałem twarz w dłoniach, rozszerzając lekko palce tak, że wpatrywałem się tępym wzrokiem w podłogę. Wolałbym, żeby Ashton teraz zaczął się na mnie wydzierać albo powiedział mi, jak bardzo źle się zachowywałem, ale on nic nie mówił, dlatego jedyne na czym się skupiałem to rozmowa za drzwiami.
 - Wiem, wiem... to z przyzwyczajenia - odpowiedział jej Luke i jeszcze nigdy nie słyszałem, by brzmiał tak niepewnie jak w tym momencie.
 Powinienem tam pójść i jakoś przerwać tę niezręczną sytuację? Czy zostać na swoim miejscu i zachowywać się, jakbym wcale nie miał pojęcia, że Luke tam jest? Właściwie chyba było to dość oczywiste, że mogliśmy ich usłyszeć, bo nie zachowywali się zbyt cicho. Normalnie gdyby chodziło o innego byłego chłopaka mojej siostry, już dawno wyszedłbym z pokoju i kazał mu stąd spierdalać.
 - Chciałem cię przeprosić jeszcze raz - powiedział w końcu Luke, gdy Rose nie odzywała się przez dłuższą chwilę. - Za to wszystko i naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Ale teraz nie mogę już tego zmienić, chciałem tylko, żebyś wiedziała, że naprawdę mi przykro.
 - Złamałeś mi serce, Luke - oznajmiła zdecydowanie Rose.
 I choć byłem pewien, że starała się nie pokazywać po sobie żadnych emocji, to nawet z tego miejsca dało się usłyszeć smutek w jej głosie. Nie mogłem tego więcej słuchać, nie mogłem, nie...
 Ashton podniósł się nagle ze swojego miejsca, kompletnie mnie zaskakując i zanim się spostrzegłem, wyszedł z pokoju. Jak widać tylko ja byłem takim tchórzem, który wolał się tutaj ukrywać, zamiast w jakiś sposób pomóc.
 - Hej, stary, myślę, że lepiej jak stąd pójdziesz, ok? - spytał Ashton, po czym dodał: - Zresztą ja też powinienem się już zbierać.
 Rose pewnie musiała myśleć, że to dziwne, że ja tam nie wyszedłem, skoro normalnie byłem dość opiekuńczym bratem. Ale nie mogłem się do tego zmusić, miałem wrażenie, że jeśli tylko tam pójdę, zacznę ją błagać o wybaczenie za wszystko, co zrobiłem.
 - Ok, ok, masz rację - rzucił Luke i mogłem się założyć, że czuł ulgę z powodu pojawienia się Ashtona. - Przepraszam, Rose.
 Zacisnąłem zęby na kostce dłoni, wpatrując się z napięciem w drzwi, spodziewając się, że w każdej chwili mogły się otworzyć, a wtedy zobaczę tam Rose. Słyszałem, jak Ashton się z nią pożegnał, a później była już cisza.
 Gdy Rose weszła do środka, uniosła ze zdziwieniem brwi, widząc jak wpatrywałem się w miejsce, w którym właśnie stała. Później westchnęła głośno i podeszła do łóżka, od razu rzucając się na materac. Schowała twarz w pościeli, więc nie mogłem jej zobaczyć i naprawdę obawiałem się, że mogła płakać. Przygotowywałem się, żeby coś powiedzieć, ale Rose mnie uprzedziła.
 - Luke to idiota - mruknęła ze zrezygnowaniem, nie brzmiąc w ogóle jakby powstrzymywała się właśnie od łez.
 Uśmiechnąłem się nieznacznie, kiwając lekko głową, choć nie mogła tego zauważyć.
 - Całkowicie się z tobą zgadzam.

*

 Zmarszczyłem lekko brwi, kolejny raz przesuwając wzrokiem po liście zakupów, którą sporządziła mi mama. Co chwilę zapominałem co jeszcze na niej było, dlatego zdążyłem przeczytać ją już chyba z dziesięć razy, odkąd wszedłem do sklepu.
 Spojrzałem do wózka, a później znowu na kartkę w mojej dłoni, upewniając się, czy miałem wszystko. Na szczęście wyglądało na to, że mogłem już pójść do kasy, zapłacić za wszystko i wrócić do domu. Tyle, że przez to, że więcej uwagi poświęcałem moim zakupom i kawałkowi papieru w mojej dłoni, nie do końca patrzyłem na to gdzie idę i uderzyłem w kogoś wózkiem. Jeszcze co innego jakbym uderzył w czyjś wózek, ale ja wjechałem prosto w tył kogoś nóg, prawie powalając przy tym tę osobę na ziemię.
 - O jezu, przepraszam, to był przypadek, przepraszam, nie patrzyłem, gdzie...
 Zacząłem się chaotycznie tłumaczyć, a dziewczyna odwróciła się w moją stronę, powodując, że od razu umilkłem. Przełknąłem nerwowo ślinę, przeczuwając już, że to nie skończy się dla mnie zbyt dobrze. Myślałem, że uderzenie w przypadkową osobę było już straszne, ale fakt, że prawie staranowałem dziewczynę Caluma był sto razy gorszy.
 - Um, ja... przepraszam - rzuciłem jeszcze raz.
 Shay (jeśli dobrze pamiętałem jej imię) wyglądała, jakby najchętniej uderzyła mnie po twarzy albo sama rozjechała wózkiem i to wcale nie przypadkiem. Cała jej twarz wykrzywiona była w grymasie, ale nawet wtedy wyglądała jak dziewczyna z okładki jakiegoś prestiżowego magazynu. Właściwie może była modelką, w końcu prawie nic o niej nie wiedziałem.
 - To ty - syknęła, rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie. - Może lepiej przestań zadzierać nos i patrz, gdzie chodzisz, bo są tutaj inni ludzie oprócz ciebie.
 Otworzyłem parę razy usta i zamknąłem, zbyt w szoku, żeby móc jej jakoś sensownie na to odpowiedzieć. Wcale nie zadzierałem nosa, o czym ona do cholery mówiła... Postanowiłem zignorować tę część jej wypowiedzi i skomentować resztę.
 - Wiem, wiem... to było niezbyt mądre z mojej strony.
 - Jak całowanie cudzych chłopaków - mruknęła i założyła ręce na pierś.
 Właściwie to miała rację, ale miałem już naprawdę dosyć tego, że ludzie ciągle mi to wypominali. Sam doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak źle się zachowałem. Rozumiałem to, że mogła być na mnie zła, miała do tego całkowite prawo i ani trochę się jej nie dziwiłem. Ale robiła to w tak bardzo agresywny sposób, że szczerze mówiąc, trochę się jej bałem.
 - Przepraszam - powtórzyłem tylko i chciałem już ją wyminąć, ale jak widać był to mój pechowy dzień, bo podszedł do nas Calum.
 Na początku chyba mnie nie zauważył, bo tylko pokazał Shay, co takiego wspaniałego znalazł i wrzucił to do ich koszyka. Dopiero wtedy zauważył jej pełne złości spojrzenie i popatrzył w moją stronę, po czym westchnął cicho, jakby już spodziewał się wielkiej kłótni ze swoją dziewczyną.
 - Hej, Michael - powiedział niezręcznie.
 - Um, cześć, hej... Calum - odpowiedziałem głupio, za co przekląłem się w myślach.
 - Nie rozmawiaj z nim - warknęła Shay, szturchając swojego chłopaka palcem w pierś.
 Przerzuciłem swoją wagę z nogi na nogę, czując się cholernie niekomfortowo w tym momencie. A to wszystko dlatego, że mamie zachciało się robić jakieś głupie ciasto... które i tak prawdopodobnie całe zjem.
 - Uspokój się - mruknął Calum i przewrócił oczami.
 Zacząłem powoli się wycofywać, mając nadzieję, że nie wciągną mnie w swoją kłótnie i będę mógł spokojnie pójść do kasy inną drogą.
 - Serio, Calum, serio? Ten koleś miał język w twoich ustach, pewnie mu się podobasz i...
 Shay zaczęła machać rękami na boki, a Calum spoglądał na nią z nieco znudzoną miną, jakby był zupełnie przyzwyczajony do tego, że urządzała mu takie sceny. Prawdopodobnie był. Naprawdę chciałem znaleźć się jak najdalej nich, ale zatrzymałem się, gdy tylko usłyszałem, co powiedział Calum.
 - Przestań, Shay! To chłopak Luke'a.
 W pierwszej chwili myślałem, że musiałem się przesłyszeć, ale widząc zdziwioną minę Shay, upewniłem się, że Calum naprawdę wypowiedział te słowa.
 - Przecież Luke chodzi z jego siostrą... - mruknęła ze zmieszaniem.
 - Już nie, teraz chodzi z nim - odpowiedział Calum, ściszając głos.
 Shay wyglądała na w połowie oburzoną, w połowie zdegustowaną, słysząc to. Właściwie się jej nie dziwiłem, pewnie też bym tak zareagował, gdybym usłyszał, że ktoś umawiał się z kimś, a później przerzucił się na jego rodzeństwo. Wyglądali, jakby zapomnieli o tym, że ciągle tam stałem i to był dobry moment na to, żebym stamtąd uciekł, ale teraz nie mogłem tak zostawić tej sprawy.
 - Powiedziałeś, że jestem chłopakiem Luke'a?
 Oboje spojrzeli w moją stronę, Shay z morderczym błyskiem, a Calum ze zmęczeniem.
 - Taa - rzucił krótko, co w ogóle nie było dla mnie zadowalającą odpowiedź.
 Luke i ja ze sobą kręciliśmy, ale nie byliśmy razem. Dlaczego Calum mógł tak w ogóle pomyśleć? Zresztą nie spodziewałem się, że miał jakiekolwiek pojęcie o tym, co działo się między nami, ale wychodziło na to, że jednak Luke musiał mu coś o tym wspomnieć.
 Starałem się zignorować zabijającą mnie wzrokiem Shay i odwróciłem się bardziej w stronę Caluma, unosząc pytająco brew.
 - Dlaczego myślisz, że jestem jego chłopakiem? To nieprawda.
 Miałem wielką nadzieję, że Shay nie wspomni nikomu o tej rozmowie i jeszcze większą, że Rose nie miała z nią żadnych wspólnych znajomych. Wtedy na pewno dowiedziałaby się o wszystkim, na dodatek nie ode mnie, co byłoby naprawdę okropne.
 - Luke mi tak powiedział - odpowiedział Calum, wzruszając ramionami.
 Wytrzeszczyłem na niego oczy, a moje ramię lekko osunęło się z rączki wózka tak, że poleciałem trochę do przodu, prawie się przy tym wywracając, ale w ostatniej chwili udało mi się utrzymać równowagę. Nie mogłem uwierzyć, że Luke naprawdę mu tak powiedział... Cholera, co jeśli Calum nie był jedyną osobą, która myślała, że Luke i ja jesteśmy w związku?
 - Muszę iść - wyrzuciłem z siebie szybko.
 Wyminąłem ich i ruszyłem w stronę kasy, nie mogąc przestać myśleć o tym, co właśnie usłyszałem. Czemu Luke musiał wszystko tak komplikować? Nie byliśmy razem, nigdy nie powiedziałem mu, że jesteśmy razem. Powiedziałem tylko, że możemy robić to dalej, ale nie spodziewałem się, że on odbierze to o wiele poważniej niż ja miałem na myśli.
 To chłopak Luke'a, powtórzyłem sobie w głowie wcześniejsze słowa Caluma, gdy zacząłem wypakowywać zakupy na taśmę. Musiałem przyznać, że sama myśl o tym powodowała to przyjemne uczucie w moim brzuchu. Nie byłem jeszcze pewien, co dokładnie zrobię z tym faktem, ale wiedziałem, że musiałem porozmawiać z Lukiem o całej sprawie.
 Minął dopiero trochę ponad tydzień od jego zerwania z Rose, to było za wcześnie na to, żebyśmy my wiązali się na poważnie, prawda? Moja siostra zachowywała się już praktycznie tak jak zawsze, nie wspominała w ogóle Luke'a i nie było zbytnio widać po niej, żeby była smutna. Ale jednak dalej miałem wątpliwości, czy to byłaby prawidłowa rzecz do zrobienia.
 To chłopak Luke'a, powtórzyłem znowu w myślach i choć próbowałem, nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy.

*

dzięki, że to czytacie <3

jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #esitf, żebym mogła to zobaczyć ;)

czwartek, 21 maja 2015

21.

w rozdziale jest pewna scena, ale nie do końca nazwałabym to +18... wolałam jednak o tym uprzedzić w razie czego

*

 Obserwowałem uważnie Rose, gdy poprawiała swoje włosy, oglądając swoje odbicie w lustrze. Naprawdę wyszykowała się na tę imprezę, miała na sobie sukienkę i buty na koturnie, a oprócz tego zrobiła sobie lekki makijaż, skutecznie zakrywając cienie pod oczami. Tyle, że poza tym to ja byłem bardziej podekscytowany na jej wyjście niż ona.
 - Zobaczysz, będzie świetnie - zapewniłem ją z mojego miejsca na jej łóżku. - Pogadasz z jakimiś ludźmi, potańczysz trochę... na przykład z Ashtonem. Na pewno to poprawi ci humor.
 - Mhm - mruknęła, nie patrząc w moją stronę i ostatni raz przesunęła palcami przez włosy. - Jasne.
 Nie brzmiała na zbyt przekonaną albo jakby nawet mnie nie słuchała, ale nieważne. Zaraz miał przyjechać Ashton, a wtedy Rose wyjdzie z domu i będzie się zajebiście bawić. Może chociaż na chwilę zapomni o Luke'u, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
 - Nie pij za dużo - rzuciłem, gdy przełożyła pasek torebki przez ramię.
 Rose odwróciła się w moją stronę i oparła dłonie na biodrach, unosząc wysoko brew.
 - I kto to mówi, ty zawsze się upijasz - powiedziała, po czym wyszła z pokoju, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
 Wstałem szybko z łóżka, żeby pójść za nią i zatrzymałem się na ostatnim stopniu, opierając się ramieniem o balustradę.
 - To co innego, ja nie mam słabego żołądka jak ty - powiedziałem, po czym z zadowoleniem dodałem: - Zresztą nie miałaś jeszcze 18. urodzin.
 Rose spojrzała na mnie z niedowierzaniem i pokręciła głową, śmiejąc się cicho.
 - Ty upiłeś się na swoich 16. urodzinach.
 Hm, możliwe, że tak właśnie było...
 - To co innego - rzuciłem, a ona prychnęła pod nosem.
 - Oczywiście, Mikey.
 Rose ściągnęła z wieszaka dżinsową kurtkę, przesunęła dłonią po materiale sukienki i odetchnęła głęboko.
 - Jesteś gotowa? - spytałem z rozbawieniem.
 Pokiwała głową w odpowiedzi, a wtedy po domu rozległ się dźwięk dzwonka i zanim Rose mogła się ruszyć, podbiegłem do drzwi, żeby otworzyć Ashtonowi.
 - Heeej! - zawołałem wesoło i poklepałem go po ramieniu. - Rose, zobacz, Ashton już przyszedł! 
 Ashton spojrzał na mnie dziwnie, niepewnie się uśmiechając, jakby nie był pewien, o co mi chodziło. Tym bardziej, że moja siostra stała zaraz obok mnie i zdawała sobie sprawę z tego, że przyszedł.
 - Um, hej, Michael - rzucił, po czym spojrzał na Rose i wypuścił ze świstem powietrze z ust, widząc jak wyglądała. - Wow, to znaczy... możemy już jechać?
 - Rose jest już gotowa - odpowiedziałem, choć to nie było nawet skierowane do mnie. - Udanej zabawy, ale nie za bardzo.
 Ashton zamrugał parę razy, wyglądając jakby zastanawiał się, czy mogło mi chodzić, o to o czym pomyślał. W końcu zarumienił się lekko i odchrząknął znacząco, spuszczając wzrok na swoje buty. Rose zmarszczyła brwi, przyglądając mi się przez chwilę, po czym minęła mnie i powiedziała cicho:
 - Przestań się tak dziwnie zachowywać.
 Nikt nie doceniał tutaj moich starań, żeby ich ze sobą połączyć. Zrobiłem niezadowoloną minę i założyłem ręce na pierś, chcąc pokazać moje oburzenie.
 - Po prostu jestem dobrym bratem - powiedziałem, ale te słowa ledwo co przeszły mi przez usta.
 Co za totalne kłamstwo... Gdyby tak było, to nigdy nie zacząłbym kręcić z jej chłopakiem. Ashton spojrzał na chwilę w moją stronę i po samym jego spojrzeniu wiedziałem, że pomyślał o tym samym co ja.
 Rose uśmiechnęła się nieznacznie do Ashtona, ale nie wyglądało to do końca naturalnie. Nie była swoją zwykłą, wesołą, głośną wersją, tylko o wiele bardziej przygnębioną i naprawdę liczyłem na to, że po imprezie wróci w lepszym humorze.
 - Ash, pilnuj jej! - krzyknąłem za nimi, po tym jak już zdążyli się ze mną pożegnać. - Jeśli coś się jej stanie, będę winił ciebie!
 Ashton spojrzał na mnie przez ramię i pokazał mi środkowy palec, najwidoczniej mając już mnie na dzisiaj dosyć. Obserwowałem przez chwilę, jak wsiadali do samochodu, a Rose machnęła na mnie ręką, żebym zamknął drzwi i przestał się na nich patrzeć. Zaśmiałem się lekko, uświadamiając sobie, że zachowywałem się gorzej niż nasz tata.
 Oparłem się o zamknięte drzwi i przygryzłem wargę, zastanawiając się nad tym, czy to naprawdę pomoże Rose. Przekonywałem o tym ją, przekonywałem o tym Ashtona, ale sam nie byłem pewien, czy w to wierzyłem.
 Przynajmniej na pewno nie mogło jej to zaszkodzić, o ile nie upije się jak głupia i nie zacznie wszędzie wymiotować. Ale znając Ashtona (w sumie nie znałem go, aż tak dobrze), będzie jej pilnował na tyle, że na to nie pozwoli. Właściwie im dłużej o tym myślałem... Jedyna impreza, na której byłem z Ashtonem, to urodziny Luke'a, na których strasznie się upił i sam rzygał. Jeśli dzisiaj zrobi to samo, to trudno byłoby mu sprawdzać, ile wypiła Rose.
 Przesunąłem dłońmi po twarzy i potrząsnąłem głową, próbując pozbyć się tych wszystkich myśli. Postanowiłem dłużej się nad tym nie zastanawiać i skorzystać z tego, że miałem cały dom dla siebie do późna. Co mogłem porobić...

*

 Leżałem na łóżku z laptopem i pisałem z Gabby, gdy do mojego pokoju wszedł Luke. Uniosłem brew, spoglądając przez chwilę w jego stronę, po czym wróciłem wzrokiem do mojego komputera.
 Szczerze mówiąc nawet nie byłem zbytnio zaskoczony tym, że po prostu wszedł sobie do środka, jakby to był jego dom. Wcześniej ciągle to robił, gdy chodził z Rose, ale odkąd z nią zerwał, nie było go tu ani razu. Prawdopodobnie dlatego, że gdyby mój tato tylko go tu zobaczył, to wyrzuciłby go za drzwi.
 Ale Luke wiedział, że dzisiaj Rose wyszła na imprezę, a moi rodzice byli w pracy. Pisałem mu wcześniej, że siedzę sam w domu, nie pomyślałem tylko, że potraktuje to jak zaproszenie. Chyba powinienem był się domyślić, że właśnie tak zrobi.
 - Michael...
 Udawałem, że go nie słyszę i próbowałem skupić się na wiadomości, którą właśnie dostałem od mojej przyjaciółki. Było to jednak dla mnie zbyt trudne, biorąc pod uwagę, że Luke właśnie usiadł obok mnie, a dłoń oparł po drugiej stronie mojego ciała, tak że praktycznie nade mną wisiał.
 - Co tutaj robisz? - spytałem wreszcie.
 Próbowałem już chyba piąty raz przeczytać wiadomość, ale Luke wsunął rękę pod materiał mojej koszulki i zaczął przesuwać nią w górę i dół moich pleców. Przeszedł mnie dreszcz pod wpływem jego dotyku, co on na pewno zauważył.
 - Stęskniłem się za Tobą - powiedział i po tonie jego głosu mogłem poznać, że się uśmiechał.
 Westchnąłem cicho, kręcąc głową na jego słowa i gdy zapadła między nami cisza, wreszcie udało mi się w pełni skupić na tym, co napisała mi Gabby. Chciałem już jej odpisać, ale Luke zamknął mojego laptopa, podniósł go z łóżka i położył na podłodze.
 - Co do cholery?! - krzyknąłem z rozdrażnieniem.
 Odwróciłem się na bok, tak żebym mógł na niego spojrzeć, a on nachylił się w moją stronę i pocałował mnie delikatnie.
 - Hej - mruknął przy moich ustach.
 - Hej - odpowiedziałem miękko, zapominając o tym, że miałem być na niego zły.
 Luke miał na mnie za duży wpływ i nie byłem pewien, czy mi się to podobało. Uśmiechnął się z zadowoleniem i popchnął mnie lekko tak, żebym wylądował na plecach, po czym praktycznie się na mnie położył.
 - Ugh, Luke - jęknąłem. - Jesteś ciężki.
 On nic sobie z tego nie robił i ułożył się na mnie wygodniej, na co przewróciłem oczami.
 - Zastanawiam się, czy Rose dobrze się bawi na imprezie - powiedziałem ze zrezygnowaniem, widząc, że nie miał zamiaru się ruszyć.
 - Na pewno - odpowiedział. - Ashton jest najlepszą osobą do poprawienia humoru każdemu.
 Ashton przeważnie był dość wesoły, jeśli właśnie nie obdarzał mnie surowym spojrzeniem, bo pojawił się temat byłego chłopaka mojej siostry. A skoro zależało mu na Rose, to na pewno tym bardziej będzie starał się ją rozbawić.
 Przez chwilę panowała między nami cisza, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem bawić się końcówkami włosów Luke'a, a on przyglądał mi się uważnie z nieznacznym uśmiechem na twarzy. 
 - Potrzebuję Cię - szepnął i przygryzł swoją wargę.
 Spojrzałem na niego wielkimi oczami, zupełnie nie spodziewając się usłyszeć właśnie coś takiego.
 - Nie możemy... - zacząłem niepewnie.
 - Jesteśmy sami - odpowiedział od razu, przyciskając usta do mojej szyi.
 - Rose może wrócić w każdej chwili i...
 - Michael - powiedział poważnym tonem i uniósł się na przedramionach tak, by łatwiej było mu na mnie spojrzeć. - Twoi rodzice pracują do późna, a Rose jest na imprezie i nie wróci jeszcze przez dobre kilka godzin.
 Ok, może i Luke miał rację, nikt nie powinien pojawić się tutaj przez najbliższy czas. Szybko zapomniałem o wszystkim innym, gdy przycisnął swoje biodra do moich, na co wypuściłem z siebie głośno powietrze. Jego usta przesuwały się po mojej szyi w górę, przez moją szczękę, policzek, aż w końcu trafiły na moje wargi. Wsunąłem palce w jego włosy i przechyliłem lekko głowę na bok, by pogłębić pocałunek. To było tak przyjemne uczucie, że mógłbym robić to godzinami i nie mieć dosyć.
 Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę, aż zacząłem ciągnąć za dół jego koszulki, dając mu znać, że chcę, żeby się tego pozbył. Luke od razu zrozumiał, co miałem na myśli, bo zrzucił ją z siebie szybko, a wtedy przewróciłem nas tak, że to on był pode mną. Ściągnąłem moją koszulkę, więc oboje zostaliśmy teraz tylko w spodniach i Luke przesunął dłońmi w dół po moim torsie. Jego palce zatrzymały się na moim pasku, po czym rozpiął go sprawnym ruchem.
 - Ściągnij spodnie - rzucił lekko zachrypniętym głosem.
 Ciarki przeszły po całym moim ciele i podniosłem się z łóżka, a wtedy zacząłem ciągnąć materiał w dół i po kilkunastu sekundach wreszcie udało mi się z niego uwolnić. Odwróciłem się z powrotem w stronę Luke'a, unosząc brew, gdy zobaczyłem, że leżał w tym samym miejscu i musiał obserwować mnie przez cały ten czas.
 Pokazałem ręką na jego spodnie, na co on zaśmiał się cicho i uniósł biodra do góry, rozpinając pasek i zamek. Po chwili oboje byliśmy w samych bokserkach, a widząc ubrania rozrzucone po całym moim pokoju, chyba dopiero wtedy dotarło do mnie, co robiłem. Luke nie był już z Rose, ale to wiele nie zmieniało. To dalej było tak samo złe, ale jednocześnie czułem się tak cholernie dobrze, będąc z nim.
 Przysiadłem na krawędzi łóżka i potarłem twarz dłońmi, wahając się, co powinienem zrobić. Luke przysunął się bliżej mnie, po czym złożył lekki pocałunek na moim ramieniu i zaczął przesuwać ustami niżej na moje łopatki, jakby miał nadzieję, że dzięki temu się rozluźnię.
 - Kotku - mruknął przy mojej skórze, a mnie znowu przeszły dreszcze.
 - Nie będziemy uprawiać seksu - powiedziałem szybko.
 I może nie chodziło tylko o moją siostrę i moje poczucie winy, może oprócz tego za bardzo się bałem to zrobić. Luke oplótł ramiona wokół mojej talii i wciągnął mnie na swoje kolana, a ja odruchowo wtuliłem się w niego bardziej.
 - Wiem, Michael - odpowiedział cicho, całując mnie za uchem.
 Cholera, gdy robił coś takiego, miałem ochotę rzucić się na niego mimo moich wszystkich obaw. Ściągnąłem z siebie jego ręce i obróciłem się twarzą do niego, a nogi oplotłem wokół jego talii, przyciskając się do niego mocniej.
 Luke był trochę zaskoczony, gdy pocałowałem go zdecydowanie i położyłem dłonie na jego twarzy. Jego ramiona znowu trzymały mnie mocno przy sobie, gdy nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, a ja co chwilę przesuwałem się na jego nogach. Po chwili mogłem już poczuć, jak zrobił się twardy i odsunąłem twarz od niego, oddychając głośno.
 Znowu zabrałem z siebie jego ręce i zsunąłem się z jego kolan, a Luke skrzywił się lekko, myśląc pewnie, że chciałem zostawić go z jego problemem. Pociągnąłem go na siebie tak, że znowu leżałem na plecach i jego ciało przyciskało się do mojego.
 Ruszyłem biodrami, na co oboje cicho jęknęliśmy, gdy się o siebie otarliśmy. Zrobiłem to jeszcze raz, a Luke oparł się czołem o moje i przymknął oczy, wydając z siebie głośne westchnienie. Nasze usta połączyły się w kolejnym pocałunku, na początku był powolny i delikatny, ale gdy Luke zaczął ruszać biodrami i oboje byliśmy już cholernie twardzi, zmienił się w szybki i namiętny.
 - Nie będziemy uprawiać seksu? - spytał, gdy się ode mnie oderwał, a na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech.
 - Nie robimy tego - odpowiedziałem i oparłem dłonie na jego plecach.
 Jego ruchy bioder były coraz szybsze, a ja próbowałem utrzymać podobne tempo, gdy podnosiłem moje z łóżka, wywołując jeszcze większe tarcie między nami. Miałem lekko rozchylone usta, oddychałem coraz szybciej i mogłem poczuć pot na moim czole, ale jedyne co mnie teraz obchodziło to to przyjemne uczucie w moim podbrzuszu.
 - Wyglądasz cholernie seksownie - mruknął Luke.
 Od samego dźwięku jego głosu mógłbym dojść tu i teraz. Spojrzałem na jego twarz, jego lekko zaczerwienione policzki, zmarszczkę między brwiami i powiększone źrenice. Jeśli ja wyglądałem seksownie, to brakowało mi słowa, żeby opisać jego.
 Ruchy naszych bioder nie mogły być już szybsze ani mocniejsze, całe łóżko aż ruszało się razem z nami i uderzało o ścianę z głośnym dźwiękiem.
 - L-Luke - jęknąłem, odchylając głowę do tyłu.
 - Głośniej, niech usłyszą Cię w domu obok - rzucił pewnym siebie głosem i gdyby nie to, jak bardzo byłem podniecony, uderzyłbym go za to po głowie.
 Przeciągnąłem lekko paznokciami po jego plecach, na co on przymknął na chwile oczy i mruknął:
 - Michael...
 Sam dźwięk mojego imienia z jego ust, spowodował, że jęknąłem głośno, a za to to sprawiło, że zadowolony uśmiech pojawił się na jego twarzy. Miałem wrażenie, jakbym był już na skraju świadomości, gdy Luke nachylił się nad moim uchem i przygryzł jego płatek, po czym powiedział cicho:
 - Naprawdę lubię widzieć Cię pode mną, kotku.
 Gdy tylko to usłyszałem, doszedłem w moje bokserki, krzycząc jego imię. Zamknąłem oczy i czułem, jak drżę na całym ciele, a Luke przez chwilę jeszcze poruszał o mnie biodrami, póki sam nie doszedł. Spojrzałem na jego twarz, gdy rozchylił usta i jęknął cicho, a jego ramiona zapadły się pod nim, tak że teraz całkowicie na mnie leżał.
 Żadne z nas nie ruszyło się przez kilka następnych minut, póki Luke wreszcie nie przewrócił się na bok i położył obok mnie. Uniosłem się na łokciach, spoglądając w dół na moje bokserki i skrzywiłem się, dopiero teraz zwracając uwagę na to, jak cały się lepiłem.
 - Idę wziąć prysznic - powiedziałem, powoli podnosząc się z łóżka.
 - Pójdę z Tobą.
 Spojrzałem w jego stronę, unosząc brew, a on wzruszył ramionami, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. Wyglądał całkiem uroczo w tym momencie, mimo tego co właśnie zrobiliśmy.
 - Zaoszczędzimy wodę.
 Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do łazienki, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Szybko ściągnąłem z siebie bokserki, wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę. Stanąłem pod jej strumieniem, odchylając głowę tak, żeby nie pomoczyć włosów. Po chwili tak jak się spodziewałem, poczułem wokół siebie ramiona i Luke przyciągnął mnie do siebie.
 - Nie będzie drugiej rundy - powiedziałem od razu, czując jak jego ciało przyciskało się do mojego.
 - Może zrobisz mi loda? - spytał niewinnie.
 Nie musiałem nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że uśmiechał się teraz głupkowato.
 - Pieprz się - syknąłem, ale nie zrobiłem nic, żeby go odepchnąć.
 Poczułem jego oddech na moim karku i lekkie muśnięcie ust, zanim mi odpowiedział.
 - Z Tobą zawsze, kotku.
 Mimowolnie zaśmiałem się lekko, bo powinienem był się spodziewać, że właśnie w taki sposób mi na to odpowie. Postanowiłem póki co go zignorować i sięgnąłem po żel do kąpieli, ale on dalej mnie nie puszczał.
 - Chcesz, żebym ci pomógł? - zapytał sugestywnym tonem.
 - Ta, możesz umyć mi stopy - rzuciłem, zerkając na niego przez ramię.
 Luke zrobił niezadowoloną minę, wysuwając do przodu dolną wargę i marszcząc brwi.
 - Myślałem raczej o czymś innym...
 Ściągnąłem z siebie jego ręce, na co Luke westchnął głośno, chcąc pokazać mi, że nie bardzo mu się to podobało. Odwróciłem się bardziej w jego stronę, opierając dłoń na jego ramieniu i pocałowałem go krótko.
 Później zachowując się, jakby wcale tam ze mną nie był, zacząłem się szybko myć i Luke w końcu zrobił to samo. Wyszedłem z prysznica, wziąłem ręcznik z półki i zaśmiałem się cicho, słysząc jak on narzekał, że go zostawiłem.
 - Pośpiesz się - powiedziałem. - Może nawet pożyczę ci jakieś bokserki.
 Luke zakręcił wodę i podałem mu czysty ręcznik, gdy stanął obok mnie. Próbowałem skupić wzrok wyłącznie na jego twarzy, ale było to dość trudne.
 - Wow, jesteś taki wspaniałomyślny - rzucił z kpiną.
 - Staram się - odpowiedziałem, wzruszając ramionami i zawiązałem sobie ręcznik na biodrach, po tym jak się wytarłem.
 Luke otworzył usta i widziałem, że chciał coś powiedzieć, ale przyłożyłem mu palec do ust, pokazując, żeby się nie odzywał. Nasłuchiwałem dźwięków z reszty domu z mocno bijącym sercem, byłem pewien, że coś przed chwilą usłyszałem.
 Zgromiłem Luke'a wzrokiem, gdy polizał mój palec i szybko zabrałem swoją dłoń. Teraz byłem pewien, że na dole ktoś był. Słyszałem ciche kroki i jakieś niewyraźne głosy, więc trudno było mi stwierdzić, kto to był. Tak czy siak sytuacja była równie kiepska.
 Ale ani Rose ani moich rodziców nie powinno być tak wcześnie. Mama pracowała dzisiaj do 24, a tata miał wrócić dopiero nad ranem. Moja siostra wyszła za to dopiero dwie godziny temu, więc niemożliwe było, żeby wróciła tak wcześnie, prawda?
 - Ktoś przyszedł - wyszeptałem.
 Zaczynałem panikować i nie miałem pojęcia, co zrobić, jak mogłem wyjść z tej skomplikowanej sytuacji. Rozejrzałem się uważnie po całej łazience, a gdy mój wzrok natrafił na wyprane i złożone ubrania, czekające, żeby je zabrać, od razu podszedłem w tamtą stronę. Wciągnąłem na siebie bokserki, po czym znalazłem kolejne dla Luke'a i rzuciłem nimi w jego stronę.
 - Może to twoi rodzice - powiedział pocieszająco.
 - A to byłoby takie lepsze?! - syknąłem cicho. - Cholera, cholera, cholera...
 Wydawało mi się, że ktokolwiek przyszedł do domu, teraz był już na schodach, czyli dość niedaleko łazienki. Ubrałem szybko pierwszą koszulkę, należącą do mnie, na którą trafiłem i odetchnąłem głęboko. Musiałem zachować spokój, a wtedy łatwiej będzie mi na coś wpaść.
 - Przepraszam, Ash, że musiałeś wyjść tak wcześnie przeze mnie. - dało się słyszeć głos, który zdecydowanie należał do Rose, zaraz przed drzwiami.
 - Daj spokój, nie ma sprawy, całkowicie to rozumiem - odpowiedział jej na to.
 Popatrzyłem wielkimi oczami na Luke'a, stojącego obok w samych bokserkach, a później w stronę drzwi, za którymi właśnie była dwójka osób, których naprawdę nie chciałem widzieć w tym momencie. Miałem ochotę zwymiotować albo zacząć płakać, najlepiej zrobić obie te rzeczy jednocześnie.
 Tyle, że wtedy usłyszałem ciche pukanie i moja siostra spytała:
 - Mikey, jesteś tam?
 Miałem naprawdę przejebane.

*

z dedykacją dla @lanciasangel <3

jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #esitf, żebym mogła to zobaczyć ;)

czwartek, 14 maja 2015

20.

 Miałem nadzieję, że Ashtonowi uda się jakoś rozweselić moją siostrę, która przez ostatnie dwa dni była cały czas zdołowana. To było normalne, dopiero co zerwał z nią chłopak, nic dziwnego, że tak się zachowywała. Ale ciężko było mi na to patrzeć, na dodatek jeśli wiedziałem, że ja się do tego przyczyniłem. Dlatego liczyłem na to, że dość szybko się po tym pozbiera, bo jeśli byłoby inaczej, nie miałbym pojęcia, co zrobić.
 Ashton przyszedł do mnie, tak jak się wcześniej umawialiśmy i co chwilę rozglądał się podejrzliwie, jakby oczekiwał zobaczyć coś nadzwyczaj dziwnego. Może jednak zwrócił uwagę na to, jak się zachowywałem, gdy rozmawialiśmy wtedy przez telefon.
 Póki co Rose siedziała ciągle w swoim pokoju, więc nawet nie wiedziała, że ktoś oprócz mnie był jeszcze w domu. Ashton siedział tu już może godzinę, a gdy oboje zgłodnieliśmy, zaproponowałem, żebyśmy przenieśli się do kuchni, gdzie przy okazji będę mógł zrobić coś do jedzenia. Poza tym o wiele bardziej prawdopodobne było, że Rose przyjdzie właśnie tutaj, jeśli w ogóle miałaby opuścić swój pokój.
 - ... i w sumie zdziwiłem się, gdy powiedział, że trochę teraz popracuje.
 Zmarszczyłem brwi ze zdezorientowaniem, przenosząc wzrok z mikrofalówki na Ashtona. Nie bardzo go słuchałem, więc teraz nie miałem pojęcia, o kim mówił.
 - Kto?
 - Alec - odpowiedział takim głosem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
 Pierwsze co o tym słyszałem.
 - Popracuje gdzie? - spytałem, opierając się bokiem o ladę i spoglądając na Ashtona z niezbyt zadowoloną miną.
 - U swojej cioci w hotelu? - powiedział niepewnie i brzmiało to bardziej, jakby pytał mnie, czy właśnie tak było.
 Nie miałem pojęcia, Alec nic mi o tym nie wspominał. Pokiwałem głową, chcąc najpierw zachować się, jakbym doskonale wiedział, o co chodzi, choć chwilę wcześniej o to pytałem, ale w końcu odpuściłem sobie i rzuciłem:
 - Nie kradnij moich przyjaciół.
 Ashton uniósł ręce w obronnym geście, robiąc te wielkie niewinne oczy i cholera, nikt nie mógłby się im oprzeć. Odwróciłem się z powrotem w stronę mikrofalówki i skupiłem się na dźwięku strzelających ziaren, który powoli stawał się coraz rzadszy. Po chwili wyłączyłem mikrofalówkę i wyciągnąłem torebkę popcornu (tak, to było właśnie to jedzenie, które miałem tutaj robić), po czym rozejrzałem się dookoła za miską. Wzruszyłem ramionami, stwierdzając, że obejdzie się bez tego i usiadłem przy stole na przeciwko Ashtona.
 - Jutro mój kumpel robi imprezę, chcesz też pójść? - spytał, gdy otwierałem torbę.
 Szarpnąłem mocno za papier i wysypałem trochę zawartości po stole. Na szczęście nie całą, jak bywało zazwyczaj, więc liczyłem to jako sukces. W pierwszej chwili chciałem powiedzieć, że chętnie tam pójdę, dlaczego miałbym odmawiać propozycji udania się na imprezę? Ale wtedy wpadłem na lepszy pomysł.
 - Um, jutro nie mogę, wybacz - powiedziałem z udawaną skruchą.
 - Co niby robisz? Oglądasz kolejny sezon jakiegoś serialu na internecie? - spytał, po czym wepchnął sobie garść popcornu do ust.
 - Nie - odpowiedziałem spokojnie. - Umówiłem się z kumplami z liceum.
 - Och, ok - mruknął Ashton i widziałem, że był rozczarowany. - Wątpię, że Calum ze mną pójdzie, ma jakby zakaz na imprezy po ostatnim...
 Poczułem, jak robi mi się gorąco na twarzy i żeby zająć się czymś nabrałem popcornu do ręki i z wielkim skupieniem zacząłem go jeść.
 - Luke też nie... hm, właściwie to... słyszałem, że on i Rose się rozstali...
 Kiwnąłem głową, a Ashton przyglądał mi się uważnie, jakby czekał, aż zacznę mu teraz opowiadać wszystko ze szczegółami.
 - Luke z nią zerwał - potwierdziłem, a później ciszej dodałem: - Wiesz dlaczego...
 - Rozmawiałem z nim, wiem wszystko.
 Spojrzałem na niego z niedowierzaniem, bo czego on w takim razie mógł ode mnie chcieć. Ashton splótł razem swoje palce, przyglądając się im uważnie i niepewnie powiedział:
 - Zastanawiałem się, jak Rose się trzyma.
 No tak, mogłem się domyślić, że o to mu chodziło. Uśmiechnąłem się nieznacznie, widząc, że naprawdę się o nią martwił, a Ashton gdy zauważył, że się uśmiecham, posłał mi karcące spojrzenie. Pewnie pomyślał, że cieszyłem się, bo Luke złamał serce mojej siostrze...
 - Jest dość przybita i ciągle siedzi w swoim pokoju, ale w końcu jej przejdzie - zapewniłem go. - Rose szybko ogarnia się po takich sytuacjach.
 Nie chciałem mówić mu, że wydawało mi się, że tym razem jest inaczej. Że może trochę bardziej ją to zabolało i może trochę bardziej jej zależało niż w innych takich przypadkach. To była tak cholernie popieprzona sytuacja, ale chciałem to wszystko jakoś naprawić.
 - Powinieneś wziąć ją ze sobą na tę imprezę - zaproponowałem nagle z podekscytowaniem, jakbym dopiero co na to wpadł, choć myślałem już o tym od samego początku. - To dobrze jej zrobi.
 - Um, no nie wiem, chyba nie bardzo jest w nastroju na imprezowanie...
 - Teraz nie jest, ale rozerwie się trochę i na pewno poprawi jej się dzięki temu humor - powiedziałem, ale Ashton nie wyglądał na zbytnio przekonanego tym pomysłem. - Uwierz mi, znam moją siostrę.
 Ashton pokiwał lekko głową i sięgnął po kolejną garść popcornu, a jego policzki zrobiły się lekko różowe.
 - Um, ale... to byłoby dość dziwne, mogłaby pomyśleć, że... ją podrywam.
 Miałem ochotę zaśmiać się na to, jak nagle zrobił się nieśmiały i powiedzieć mu, że własnie to powinien zrobić. Rose, jak gdyby wiedziała, że o niej mówimy, weszła nagle do kuchni. Skrzywiłem się lekko, widząc jej związane niechlujnie włosy, zaczerwienione oczy, brudną koszulkę i wygniecione dresy. Jeśli to nie odstraszy Ashtona, to znaczyło, że naprawdę ją lubił.
 Rose zatrzymała się, zauważając, że ktoś siedział tutaj oprócz mnie i niezręcznie uśmiechnęła się do Ashtona.
 - Nie wiedziałam, że ktoś przyszedł - powiedziała, przesuwając dłonią po materiale swojej koszulki, jakby dzięki temu miała stać się czystsza.
 - Taa, Ashton wpadł na chwilę - rzuciłem, a on spojrzał na mnie dziwnie.
 Zabrzmiało to trochę, jakby wpadł tutaj po drodze gdzieś, a nie jakbym praktycznie błagał go, żeby tu przyszedł.
 - I właśnie mówił o tej świetnej imprezie, na którą jutro idzie...
 - Właściwie to nie jest taka świetna, zwykła domówka - wtrącił Ashton, przerywając mi.
 Odchrząknąłem znacząco, na moment spoglądając na Ashtona wzrokiem mówiącym: "lepiej nic nie mów, ja się tym zajmę", a Rose zaczęła nalewać sobie soku do szklanki.
 - Powinnaś pójść z nim! - zawołałem. - Zanim zaczniesz protestować, myślę, że to dobrze ci zrobi, rozluźnisz się trochę, potańczysz, porozmawiasz z ludźmi. To dobry pomysł, powinnaś korzystać z wakacji, zamiast siedzieć tutaj i przejmować się jakimś kolesiem. Wiem, pewnie myślisz, że jest jeszcze wcześnie i na imprezę będziesz mogła pójść może dopiero za tydzień, jeśli nie dwa, ale życie jest zbyt krótkie i...
 - Michael - powiedziała Rose i ze zdziwieniem zauważyłem, że cicho się śmieje.
 Ostatnio jedyne co widziałem, to jej usta wykrzywione w grymasie, dlatego miło było zobaczyć, że udało mi się ją rozbawić. Nawet jeśli tego zupełnie nie planowałem.
 - Ok - dodała i odetchnęła głęboko. - Całkiem nieźle to uargumentowałeś.
 - Czekaj... czyli pójdziesz? - spytałem z zaskoczeniem.
 - Taa, czemu nie -powiedziała, choć brzmiała na nie do końca pewną tego, co mówiła. - W końcu muszę mieć jakiś pretekst, żeby doprowadzić się do porządku.
 Pokazała znacząco na swoje ubrania i włosy, a ja pokiwałem może trochę zbyt gwałtownie głową. Ashton wyglądał na zupełnie skołowanego i chyba nie spodziewał się w ogóle, że właśnie tak może potoczyć się ta rozmowa.
 - Co? - wymamrotał z popcornem w ustach.
 - Przyjedziesz po mnie czy umówimy się na miejscu? - spytała, po czym napiła się ze szklanki.
 - Um... przyjadę tutaj... o 20, pasuje Ci?
 Ashton zawsze rozmawiał z nią normalnie, a nagle zachowywał się przy niej tak dziwnie, że naprawdę miałem ochotę się zaśmiać albo zrobić zdjęcie jego czerwonej twarzy. Chyba fakt, że Rose była już wolna, dzięki czemu potencjalnie miał u niej szansę, zaczął go stresować.
 - Mhm, ok, może być - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Mikey, też idziesz?
 - Nie, nie mogę, jestem zajęty - powiedziałem szybko.
 Rose uniosła brew, przyglądając mi się przez moment podejrzliwie, ale w końcu odpuściła i wyszła z kuchni, nie mówiąc już nic więcej. Usłyszałem jej kroki na schodach prowadzących na piętro i westchnąłem cicho. Na pewno wracała do swojego pokoju, żeby porozpaczać jeszcze trochę w samotności.
 - Nie pomyślałem, że się zgodzi.
 Uśmiechnąłem się w stronę Ashtona, który spoglądał gdzieś w bok z zamyśleniem.
 - Rose wie, że zawsze mam dobre pomysły - odpowiedziałem skromnie.
 Sięgnąłem po popcorn i zacząłem jeść powoli, a Ashton wrócił do mnie wzrokiem.
 - Jak obściskiwanie się z jej chłopakiem? - mruknął.
 Zakrztusiłem się i zacząłem kaszleć mocno, na co on zaśmiał się cicho, rozbawiony moją reakcją. Jeśli na każdym kroku miał o tym wspominać, to nie wiedziałem, jak długo uda mi się wytrzymać z tą naszą przyjaźnią. Nawet Alec tak dużo o tym nie gadał.
 - Ok, ok, już nic nie mówię - rzucił Ashton, gdy wciąż nie mogłem przestać kaszleć.
 - Wracając do tematu imprezy... - powiedziałem i odchrząknąłem ostatni raz. - Pilnuj Rose, żeby nie wypiła zbyt dużo. Normalnie prawie w ogóle nie pije, ale gdy jest smutna, potrafi wypić o kilka kieliszków za dużo.
 Sam często za bardzo się upijałem, ale u Rose nie kończyło się to robieniem czegoś śmiesznego albo głupiego, tylko wymiotowaniem przez dobrą godzinę, aż nie miała siły wstać.
 - Jasne, będę jej pilnował - zapewnił mnie szybko Ashton. - Nie spuszczę jej z oka nawet na chwilę.
 Uśmiechnąłem się w jego stronę, kiwając lekko głową. Miałem nadzieję, że to wszystko wypali i Rose szybko zapomni o Luke'u. 
 I wiedziałem, że Ashton chętnie jej w tym pomoże.

*

 Obracałem telefon w dłoni, wpatrując się w ekran telewizora z niezbyt dużym zainteresowaniem. Ashton wyszedł już kilka godzin temu, a teraz mimo późnej godziny siedziałem z tatą i oglądaliśmy jakiś film, który puszczali już setny raz w telewizji. Mama spała od dawna, a Rose siedziała w swoim pokoju i gdy spytałem, czy chce posiedzieć z nami, od razu odmówiła.
 Pisałem z Lukiem wiadomości przez pół dnia i teraz czekałem, aż mi odpisze. Nie widzieliśmy się od tego czasu, gdy byłem u niego w domu, żeby porozmawiać. Luke ciągle zapraszał mnie do siebie, ale wykręcałem się w jakiś sposób, mówiąc, że jestem zajęty. Gdybym go zobaczył, od razu przestałbym logicznie myśleć, a tak mogłem przez te dwa dni zastanowić się nad tym, co powinienem zrobić.
 Tyle, że mimo wszystkich 'przeciw', które wiązały się z jego osobą, nie potrafiłem tak po prostu pozbyć się go z mojego życia. Naprawdę zaczęło mi na nim zależeć i nie wyobrażałem sobie, jakby to było, gdybym nie mógł już nigdy go zobaczyć. Choć próbowałem przekonać samego siebie, że ciągle nie byłem pewien, co zrobić, tak naprawdę od początku wiedziałem, jak postąpię.
 - Miałeś rację, wiesz - powiedział nagle tata, wyrywając mnie z mojego zamyślenia.
 - Hm? Zawsze mam rację - odpowiedziałem, choć nie miałem pojęcia, o czym mówił.
 Tata zaśmiał się krótko i pokręcił głową, a ja spojrzałem na ekran mojej komórki, gdzie pojawiło się powiadomienie o nowej wiadomości. Chciałem już ją przeczytać, ale postanowiłem, że wytrzymam chwilę i dowiem się najpierw, o co chodziło tacie.
 - Ale tym razem co do czego miałem rację? - spytałem z zaciekawieniem.
 - Co do Luke'a. - poczułem, jak serce podeszło mi do gardła na jego słowa i uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy. - Mówiłeś, że jest nieodpowiedni dla Rose, a ja go broniłem. Jednak okazał się o wiele gorszy niż myślałem.
 Kiwnąłem krótko głową, nie wiedząc, w jaki sposób na to odpowiedzieć. Luke nie był odpowiedni dla Rose, to była prawda, ale ton głosu taty zdradzał, że naprawdę go teraz znielubił.
 - Um, on... ta, nie byli dobraną parą - mruknąłem głupio.
 Tata prychnął pod nosem i wrócił wzrokiem do telewizora, a ja przełknąłem nerwowo ślinę, zerkając na mój telefon.
 - Rose zasługuje na o wiele więcej niż taki chłopaczek, który nie potrafi docenić kogoś tak wspaniałego jak ona.
 Skrzywiłem się lekko i otworzyłem wiadomość, szybko przesuwając wzrokiem po tekście.

 Od: Lucyfer
 jestem w parku obok twojego domu, przyjdź szybko i nie przyjmuję odmowy, kotek

 Przygryzłem wargę, zerkając na tatę, który dalej wyglądał na poirytowanego i pewnie w myślach przeklinał teraz Luke'a. Schowałem komórkę do kieszeni i podniosłem się z kanapy, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
 - Muszę na chwilę wyjść.
 - Jest prawie północ...
 - Yhym, Ashton mówi, że to coś ważnego - skłamałem, po czym szybko wyszedłem z salonu, zanim tata zdążył zareagować w jakikolwiek sposób.
 Normalnie pewnie napisałbym Luke'owi, że może zapomnieć i nigdzie nie wychodzę, ale w tym momencie była to idealna wymówka, by uniknąć tej niezręcznej rozmowy. Włożyłem szybko trampki na stopy i założyłem pierwszą lepszą bluzę, po czym wyszedłem na zewnątrz.
 Dotarcie do parku zajęło mi może pięć minut, ale zdążyłem już trochę zmarznąć po drodze. Od razu zauważyłem Luke'a, siedział na oparciu ławki i robił coś na swoim telefonie, przez co jeszcze mnie nie zobaczył.
 - Hej - powiedziałem, gdy zatrzymałem się przed nim.
 Luke uniósł szybko głowę, szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy na mój widok. Schował komórkę do kieszeni spodni i oparł łokcie na swoich kolanach, spoglądając na mnie z wesołym błyskiem w oczach.
 - Już myślałem, że nie przyjdziesz.
 Wzruszyłem ramionami i przygryzłem wargę, przyglądając się uważnie jego twarzy. Albo mi się wydawało albo wyglądał jeszcze lepiej niż dwa dni. Wiedziałem, że Luke spyta mnie o to, co będzie teraz z nami i trochę obawiałem się tego tematu, dlatego zanim mógł się odezwać, rzuciłem:
 - Ashton był dzisiaj u mnie.
 Luke uniósł brwi, wyglądając na zdziwionego tym nagłym wyznaniem i kiwnął głową, pokazując mi, żebym mówił dalej.
 - Mówił, że idzie jutro na imprezę, więc pomyślałem, że mógłby zabrać Rose. No wiesz, żeby trochę się rozerwać, okazało się, że nawet nie musiałem jej długo przekonywać, bo prawie od razu się zgodziła - wyrzuciłem z siebie szybko, a Luke przyglądał mi się z rozbawieniem.
 - Ok, to dobrze - odpowiedział.
 Chyba z jakiegoś powodu oczekiwałem, że Luke będzie zazdrosny, że zobaczę, jak zgrzyta zębami i zaciska mocno szczękę na wiadomość, że Rose wychodziła z jakimś kolesiem. Ale było zupełnie inaczej, wydawał się niewzruszony tym faktem, a nawet jakby trochę się cieszył z tego powodu. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie spytać:
 - Wiesz, że ona podoba się Ashtonowi?
 Luke zmarszczył lekko brwi i przez chwilę wyglądał, jakby się nad tym zastanawiał, a w końcu na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. Czułem się jeszcze bardziej zagubiony niż kilka sekund temu.
 - No tak, powinienem był się domyślić - powiedział. - Poznaliśmy Rose razem, a Ashton później ciągle powtarzał, jaka jest fajna i ładna... więc do niej napisałem.
 Otworzyłem szeroko usta, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Luke widząc moją minę, szybko mnie zapewnił:
 - Ale Ashton nie mówił nic wtedy o tym, że chciałby się z nią umówić. Zanim do niej napisałem, spytałem go nawet o to. - na chwilę zamilkł i spojrzał gdzieś w bok, jakby próbował sobie przypomnieć tę sytuację. - Taa, może nie zauważyłem wtedy, że nie wyglądał na do końca zadowolonego.
 Oparłem się kolanem o ławkę, żeby znaleźć się bliżej niego i uderzyłem go w ramię.
 - Au, za co? - spytał, krzywiąc się lekko.
 - To było oczywiste, że podobała mu się od początku, a ty stwierdziłeś, że do niej napiszesz, bo on mówił, że jest ładna?!
 - Nie wiedziałem, że podobała mu się na serio - powiedział i westchnął głośno. - Ja na początku traktowałem ją tylko jak znajomą, ale gdy Ashton zaczął tak mówić, to pomyślałem czemu nie...
 Założyłem ręce na pierś i pokręciłem głową, nigdy bym nie pomyślał, że właśnie tak to się zaczęło. Gdyby Luke nie był takim idiotą, to pewnie Ashton chodziłby teraz z Rose i nie byłoby żadnego problemu, żebym mógł się z nim umawiać. Na pewno i tak bym go poznał przez Ashtona.
 - Mikey, nigdy nie czułem nic głębszego do twojej siostry - dodał, a ja nie wiedziałem, czy powinno mnie to cieszyć czy złościć. - Naprawdę ją lubię, ale tylko jako przyjaciółkę i chyba zawsze tak było.
 - Jesteś dupkiem, Luke - rzuciłem, robiąc kilka kroków w tył i odsuwając się od niego.
 Chodził z nią przez kilka miesięcy i rozkochał w sobie, a sam nawet nigdy nic do niej nie czuł. Byłem trochę zły na niego z tego powodu, ale jednocześnie czułem jakby ulgę na samą myśl o tym. Gdyby nie chodziło o moją siostrę, a jakąś przypadkową dziewczynę, cieszyłbym się, że tak naprawdę nie zależało mu na niej właśnie w taki sposób.
 Luke zeskoczył z ławki i podszedł do mnie, stając zdecydowanie za blisko. Wstrzymałem na chwilę oddech, czując jego palce na moim podbródku.
 - Wiem - powiedział z nieznacznym uśmiechem. - Ale możesz być pewien, że z tobą jest inaczej.
 - Co... co masz na myśli? - spytałem, a cała złość kompletnie mnie już opuściła i czułem jedynie lekkie podenerwowanie.
 - Myślę, że... - zaczął, nachylając się bardziej w moją stronę i muskając wargami płatek mojego ucha. - się w tobie zakochuję.
 Serce zaczęło bić mi w szaleńczym tempie, a w ustach nagle mi zaschło, gdy próbowałem znaleźć dobre słowa, które mogłyby opisać to, o czym w tym momencie myślałem. Problem był tylko taki, że sam nie miałem pojęcia, co to było i nie byłem pewien, jakie dokładnie są moje uczucia.
 Luke odsunął się lekko, żeby móc spojrzeć na moją twarz i wyglądał na lekko zaniepokojonego moim brakiem reakcji. Oparł dłonie po obu stronach mojej twarzy, przyglądając mi się uważnie, a ja uśmiechnąłem się niepewnie, w pełni zdając sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedział.
 Zacisnąłem palce na materiale jego koszulki, ciągnąc go w moją stronę i pocałowałem go mocno. Luke od razu zaczął oddawać mi pocałunki i przysunął się jeszcze bliżej mnie, o ile w ogóle było to możliwe. Przez dłuższą chwilę zostaliśmy w tej pozycji, a gdy przestaliśmy się całować, żeby wziąć głębokie oddechy, powiedziałem:
 - Ok, możemy to robić dalej.
 - Całować się teraz? - spytał Luke z rozbawieniem, choć dobrze wiedział, że nie o to mi chodziło.
 - Nie tylko teraz - odpowiedziałem, czując jak robi mi się gorąco na twarzy.
 Luke uśmiechnął się z zadowoleniem i przesunął kciukiem po mojej szczęce, a później musnął moje usta.
 - Naprawdę podoba mi się ten pomysł, kotek.

*

rozdział z dedykacją dla Oli (Księżniczka Hood'a)
wszystkiego najlepszego jeszcze raz! <3

jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #esitf, żebym mogła to zobaczyć ;)

czwartek, 7 maja 2015

19.

 Przeglądałem tumblra ze znudzeniem i przyciskałem ramieniem telefon do twarzy, co jakiś mrucząc 'mhm' albo mówiąc 'no'. Ashtonowi chyba to w zupełności wystarczało, bo nadawał już dobre pół godziny, mimo moich krótkich odpowiedzi.
 Odkąd wczoraj zorientowałem się, że podoba mu się moja siostra, nie mogłem przestać myśleć o tym, co mogę zrobić, żeby i ona polubiła go w taki sposób. Co byłoby mi zdecydowanie na rękę, ale nie chodziło tylko o to. Ashton naprawdę wydawał mi się odpowiednią osobą na jej chłopaka.
 - Ash - powiedziałem nagle, a on urwał w połowie zdania. - Przyjdź tutaj, nudzi mi się.
 Właściwie łatwo mogłem znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie, w końcu nie miałem problemu z tym, żeby spędzić cały mój dzień przed laptopem. Chciałem jednak, żeby Ashton tutaj był, gdy Rose wróci do domu, a wtedy na pewno chętnie by z nami posiedziała. Dopiero co był u nas kilkanaście godzin temu, ale jeśli trzeba będzie, będę zmuszał go do przyjścia tutaj nawet codziennie.
 - Ugh, przyszedłbym, ale za godzinę mam pracę - odpowiedział z niezadowoleniem.
 Cholera, zapomniałem, że niektórzy ludzie pracują i zarabiają własne pieniądze, zamiast żyć na utrzymaniu swoich rodziców...
 - Ok, w takim razie jutro - zaproponowałem od razu, żeby mieć pewność, że nie będzie miał innych planów.
 Ashton przez krótką chwilę milczał, jakby się nad tym zastanawiał, a w końcu powiedział:
 - Jutro też pracuję. Może zaproś Luke'a... właściwie to nie, nie rób tego, póki jest z Rose. Jeszcze zaczniecie się obściskiwać.
 Poczułem jak zrobiło mi się gorąco na twarzy na jego słowa, znając Luke'a to było bardzo prawdopodobne, że właśnie na tym by się skończyło. Nawet jeśli najpierw byłbym przekonany, że nic się nie wydarzy.
 - Pojutrze? - spytałem ze zrezygnowaniem, ignorując dalszą część jego wypowiedzi. - Nie mów, że pracujesz cały dniami... 
 - Um, mogę przyjść, jasne - powiedział, brzmiąc na lekko zdziwionego tym, jak zależało mi na jego towarzystwie w moim domu, skoro wcześniej nie spędzaliśmy, aż tak dużo czasu razem.
 Zawsze mogłem wytłumaczyć się tym, że moi najlepsi przyjaciele wyjechali i nie miałem co bez nich robić. Co w sumie też się zgadzało, ale teraz po prostu częściej oglądałem z rodzicami telewizję.
 - Świetnie, przyjdź o której chcesz, możesz tu siedzieć nawet cały dzień - powiedziałem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak podejrzanie to zabrzmiało, ale on chyba tego nie zauważył.
 Podniosłem się z łóżka, słysząc, jak na dole drzwi uderzyły głośno o framugę, jakby ktoś trzasnął nimi mocno, wchodząc do domu. Rodzice byli w pracy i nie miało być ich jeszcze przez kilka godzin, więc to musiała być Rose, która jakiś czas temu wyszła z Lukiem.
 Wyjrzałem na korytarz, chcąc to sprawdzić i nie musiałem nawet wychodzić z pokoju, bo od razu zobaczyłem Rose wchodząca po schodach na piętro.
 - ... więc myślę, że będę około 16. - wyłapałem ostatnią część wypowiedzi Ashtona.
 - Ok, ok - odpowiedziałem szybko.
 Rose uniosła głowę, zauważając mnie, ale szybko odwróciła się w drugą stronę, chcąc ukryć, że była cała zapłakana. Prawie wypuściłem telefon z dłoni i szybko pożegnałem się z Ashtonem, a ona zdążyła już wejść do swojego pokoju, nie zamykając za sobą drzwi. Musiała wiedzieć, że to bez sensu, bo pójdę za nią i będę wypytywał ją, co się stało. Jak zawsze.
 Gdy tylko rzucał ją jakiś chłopak, to ze mną o tym rozmawiała i to ja ją pocieszałem, zapewniając, że na nią nie zasługiwał i jest idiotą, który nie zdawał sobie sprawy z tego, kogo traci. Zawsze w końcu udawało mi się choć trochę poprawić jej humor.
 Tym razem było inaczej. Obawiałem się w ogóle pójść z nią porozmawiać i czułem ogromne wyrzuty sumienia, a nigdy wcześniej nie miałem do tego powodów.
 Tyle, że nigdy wcześniej nie byłem też powodem, dla którego ktoś z nią zerwał.
 Niepewnie wszedłem do jej pokoju i zacisnąłem mocno usta, widząc, że położyła się na łóżku i schowała twarz w poduszce. Usiadłem na końcu materaca, nie wiedząc nawet co powiedzieć. Czułem się jak najgorsza osoba na świecie, ale nie chodziło w tym momencie o mnie, chodziło o moją siostrę, więc choć na chwilę mogłem przestać skupiać się na sobie.
 - Co się stało? - spytałem cicho.
 Jej ramiona zatrzęsły się lekko po usłyszeniu moich słów, jak gdyby chwilę wcześniej udało jej się przestać płakać, ale teraz zaczęła robić to od nowa. Naprawdę nienawidziłem widzieć jej w takim stanie, nienawidziłem całej tej popieprzonej sytuacji, ale nie wiedziałem już, co powinienem zrobić.
 - Nie jesteśmy już razem - wymamrotała w końcu, po czym pociągnęła nosem. - Luke ze mną zerwał. Dlaczego to zawsze się dzieje?
 Przysunąłem się bliżej niej i przesunąłem dłonią pomiędzy jej łopatkami, mając nadzieję, że jest to w jakiś sposób kojące. Normalnie w tym momencie już wyzywałbym jej byłego chłopaka, ale co miałem do cholery zrobić teraz. Najprędzej poobrażałbym samego siebie.
 - Przykro mi - powiedziałem po chwili ciszy. - Jeszcze będziesz miała świetnego chłopaka, który będzie traktował cię jak należy i...
 - Mikey - przerwała mi i uniosła się na łokciach.
 Skrzywiłem się lekko, widząc jej zaczerwienione oczy i ślady łez na policzkach. Widok mojej siostry w takim stanie był dla mnie najgorszą z możliwych rzeczy, jakie mogły mnie spotkać. W tym momencie naprawdę żałowałem, że zgodziłem się z Lukiem, gdy powiedział, że z nią zerwie.
 A jeszcze bardziej żałowałem, że pozwoliłem mu się pocałować wtedy pierwszy raz.
 - Co jest ze mną nie tak? - spytała.
 Miałem ochotę zacząć płakać i powiedzieć, że to wszystko było moją winą, że to ja byłem problemem w tej sytuacji. A później błagać ją na kolanach o wybaczenie i nie odpuszczać, póki by mi się to nie udało.
 Ale tego nie zrobiłem.
 - Nic nie jest z tobą nie tak! - zapewniłem ją, unosząc trochę głos. - Jesteś świetną osobą i na pewno wielu innych kolesi chciałoby z tobą chodzić...
 - Tylko dlaczego później zawsze ze mną zrywają? Jakby poznali mnie bliżej i dostrzegali, że jednak nie jestem tak fajna, jak im się wydawało - powiedziała, co chwilę się zacinając z powodu swojego płaczu.
 - Bo są głupi i nie potrafią zauważyć, jak jesteś wspaniała. Pieprzyć ich, Rose. Założę się, że później każdy z nich tego żałował, a jeśli nie to naprawdę są idiotami.
 Mówiąc to, myślałem o reszcie jej byłych chłopaków i właściwie nie uwzględniałem Luke'a, choć ona na pewno właśnie tak uważała. Na jej twarzy pojawił się cień wymuszonego uśmiechu, jakby próbowała przekonać samą siebie, że w jakiś sposób jej to pomogło.
 - Za kilka godzin możemy pooglądać filmy i obżerać się lodami jak zawsze w takich momentach, ok? - mruknęła, przesuwając dłońmi po swojej mokrej twarzy. - Ale teraz wolałabym pobyć przez chwilę sama.
 Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, ale w końcu pokiwałem wolno głową i wstałem z jej łóżka. Powinienem czuć ulgę, bo uniknę niezręcznej rozmowy o jej zerwaniu z Lukiem, ale właściwie byłem raczej zmartwiony. Normalnie w takiej sytuacji Rose płakałaby w moją koszulkę i nie pozwoliłaby mi nawet na chwilę wyjść z jej pokoju.
 Nie byłem pewien, jak interpretować jej zachowanie, ale tak jak chciała, wyszedłem z jej pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Zacząłem kląć na siebie w myślach, gdy zszedłem szybko na dół po schodach, pilnując bym nie potknął się na samym dole, jak często mi się to zdarzało.
 Chciałem się dowiedzieć, co dokładnie Luke powiedział Rose, jak jej wytłumaczył swoją decyzję. Musiałem z nim porozmawiać jak najszybciej o tym wszystkim. Myślałem, że po jego zerwaniu z moją siostrą wszystko będzie łatwiejsze, ale w tej chwili miałem wrażenie, że było jeszcze gorzej.
 Ona rozpaczała z jego powodu, a ja miałem zacząć się z nim umawiać? To wszystko było złe na tak wielu poziomach. Nie wydawało mi się, żeby Rose kiedykolwiek mogłaby nie mieć nic przeciwko temu, żebym był z Lukiem. To na pewno cholernie by ją zabolało, pewnie nawet bardziej niż samo zerwanie.
 A ja nie chciałem już więcej jej ranić.

*

 Zapukałem do drzwi i zacząłem rozglądać się dookoła, czekając, aż ktoś mi otworzy. Nie było żadnych samochodów na zewnątrz, więc miałem nadzieję, że jego rodziców nie było w domu.
 Wreszcie po cholernie długim czasie, Luke stanął we framudze i uśmiechnął się szeroko na mój widok. Nie odpowiedziałem mu tym samym, a zamiast tego dźgnąłem go palcem w pierś.
 - W jaki sposób zerwałeś z Rose? Co jej powiedziałeś?
 - Też cieszę się, że cię widzę, kotku - powiedział na to, ignorując moje pytania.
 Odsunął się na bok, żebym mógł wejść do środka, co szybko zrobiłem i skrzyżowałem przed sobą ręce, patrząc na niego z poważną miną. Luke zamknął za mną drzwi, a później wyciągnął rękę w moją stronę, ale pokręciłem przecząco głową, na co on westchnął głośno.
 Bez słowa wyminął mnie i wszedł do salonu, więc chcąc czy nie, poszedłem za nim. Luke usiadł na kanapie, a ja stanąłem niedaleko, zachowując między nami bezpieczną odległość.
 - Jesteś na mnie zły? - spytał ze zrezygnowaniem. - Co znowu zrobiłem? Przecież wiedziałeś, że z nią zerwę.
 Kiwnąłem lekko głową, w końcu siadając na drugim końcu kanapy, a Luke spojrzał znacząco na dzielącą nas przestrzeń.
 - Nie... nie wiem... co jej powiedziałeś? - powtórzyłem moje wcześniejsze pytanie.
 - Że nie czuję do niej tego samego i myślę, że lepiej jeśli będziemy tylko przyjaciółmi.
 Przygryzłem paznokieć, zastanawiając się nad tym, czy mógł powiedzieć coś lepszego. Ale właściwie czy był w ogóle dobry sposób na to, żeby z kimś zerwać? To musiało boleć za każdym razem.
 - To dobrze czy źle? - spytał po chwili, gdy się nie odezwałem. - Starałem się zrobić to jak najdelikatniej i oczywiście nie mogłem powiedzieć nic o tobie, więc...
 - Nie wiem - odpowiedziałem szczerze. - Ona... jest naprawdę smutna, ale... wiedziałem, że tak będzie.
 Luke położył dłoń na moim kolanie i potarł je lekko, wyglądając jakby jemu było równie przykro z tego powodu.
 - Nawet nie chciała zbytnio ze mną rozmawiać, a normalnie ciągle bym z nią siedział - dodałem, spuszczając wzrok na moje dłonie. - To ją naprawdę zabolało, ale będzie tylko gorzej, jeśli kiedykolwiek dowiedziałaby się, że cokolwiek między nami było.
 - Nie musi o tym wiedzieć - powiedział Luke i pokręcił głową. - Niech myśli, że wszystko zaczęło się dopiero po naszym zerwaniu, tak będzie lepiej też dla niej.
 - Nie chodziło mi o to... - mruknąłem, unikając patrzenia na niego. - Myślałem, że teraz będzie lepiej, ale nie wydaje mi się, żebyśmy mogli kiedykolwiek być razem.
 Naprawdę lubiłem Luke'a, już się z tym pogodziłem, ale widok mojej płaczącej siostry trochę przywrócił mi rozsądek. Nie mogłem tego jej dłużej robić.
 - Hej, kotek, spójrz na mnie - powiedział Luke i złapał dłonią za mój podbródek, podnosząc moją głowę tak, że miałem przed sobą jego twarz.
 Nawet nie zauważyłem, że przysunął się bardziej w moją stronę i siedzieliśmy teraz dość blisko siebie. Jego druga dłoń ciągle spoczywała na moim kolanie, a jego usta znajdowały się kilka centymetrów od moich i musiałem się mocno skupić, żeby nie zrobić niczego głupiego.
 - Czuję coś do ciebie, wiem, że znamy się krótko i cała nasza znajomość przebiegała nie tak jak powinna, ale cholera naprawdę czuję coś do ciebie i nie wydaje mi się, żeby to mogło się zmienić. Nawet nie chcę, żeby to się zmieniło, bo lubię myśleć o tobie każdej pieprzonej sekundy i uśmiechać się na sam dźwięk twojego imienia. I uwielbiam sprawiać, żeby to na twojej twarzy pojawił się uśmiech... Nie wspominając już o tym, jak bardzo lubię cię całować i sprawiać, że jęczysz moje imię. Ale myślę, że najbardziej lubię, gdy leżymy na moim łóżku i słuchamy razem muzyki. I naprawdę chciałbym dalej robić te wszystkie rzeczy.
 Patrzyłem na niego wielkimi oczami, zupełnie nie spodziewając się, że powie właśnie coś takiego, a moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie. Pierwszy raz ktoś mówił mi coś takiego i wywoływało to we mnie naprawdę przyjemne uczucie.
 Zawsze myślałem, o tym jak bardzo chciałem być w związku i jak bardzo chciałem znaleźć tę idealną dziewczynę, której będzie na mnie zależeć... Nigdy nie przypuszczałbym, jak bardzo to będzie różnić się od rzeczywistości. Bo to (już) były chłopak mojej siostry sprawiał, że ledwo mogłem oddychać od nadmiaru emocji, które czułem w tym momencie.
 - Wiem, że to popieprzone... Wiem, że to zaboli Rose, ale w końcu się z tym pogodzi. Jestem tego pewien, bo cholernie cię kocha i jedyne czego chce to, żebyś właśnie ty był szczęśliwy. I ona w końcu też będzie szczęśliwa, obiecuję ci to, Michael.
 Luke wpatrywał się uważnie w moją twarz, jakby chciał wyłapać każdą najmniejszą reakcję z mojej strony. Idąc tutaj, byłem całkiem pewien, że to zakończę, choć wiedziałem, że Luke będzie się starał zmienić moje zdanie. Nie spodziewałem się tylko, że powie właśnie coś takiego.
 I nie wiedziałem już, co powinienem zrobić. Gdy mówił do mnie w taki sposób, wierzyłem, że wszystko będzie w porządku. Ale wtedy przypominałem sobie, że moja siostra prawdopodobnie dalej płacze w poduszkę.
 - Ja... nie wiem - powiedziałem w końcu.
 Luke zmarszczył nieznacznie brwi i przesunął kciukiem po mojej szczęce.
 - Wow, tylko tyle powiesz po mojej małej przemowie? - spytał żartobliwie.
 - Nie wiem - powtórzyłem, kręcąc głową. - Nie wiem już, co mam zrobić.
 - To w porządku - odpowiedział uspokajającym tonem, jakby zauważył jak blisko panikowania jestem. - Nie musisz wiedzieć od razu, co zrobić, to normalne.
 Chyba nigdy wcześniej Luke nie mówił do mnie w taki sposób i nie używał takich słów, a to sprawiało, że podobał mi się jeszcze bardziej. Zachowywał się inaczej niż zwykle, a tego właśnie potrzebowałem w tej chwili.
 - Miałem to zakończyć - mruknąłem po chwili.
 - Wolałbym, gdybyś tego nie robił.
 Uśmiechnąłem się nieznacznie, słysząc to, a on pochylił się w moją stronę i musnął ustami czubek mojego nosa. Jak on to do cholery robił, że tak bardzo mieszał mi w głowie i sprawiał, że robiłem wszystko, tylko nie to, co planowałem.
 Luke zaklął cicho, gdy po całym domu dało się słyszeć dzwonek przy drzwiach i niechętnie podniósł się z kanapy.
 - Zaraz wrócę, kotek.
 Ledwo wyszedł z pokoju, zacząłem znowu bardziej się zastanawiać nad tym wszystkim, odsuwać moje odczucia na bok, ignorować uczucia Luke'a, a skupiać się na tym, jak bardzo nieszczęśliwa w tym momencie była moja siostra. Musiałem wrócić do domu, nie mogłem tutaj dłużej siedzieć, bo wtedy przestawałem logicznie myśleć i nie robiłem tego, co miałem w zamiarach.
 Najlepiej będzie jeśli stąd wyjdę i na spokojnie pomyślę o wszystkim w swoim pokoju, może zadzwonię do Gabby albo Aleca i spytam ich o poradę. Choć właściwie już teraz miałem pewność, jaka byłaby odpowiedź mojej przyjaciółki, w końcu miała jakąś dziwną obsesję na punkcie Luke'a i mnie.
 Podniosłem się z kanapy i zanim zdążyłem zrobić choć krok w stronę drzwi, Luke wrócił do środka, a za nim wszedł Calum. Wow, teraz tym bardziej musiałem stąd wyjść, to było zbyt niezręczne dla mnie spotkanie. Byłem właśnie w jednym pomieszczeniu z dwójką kolesi, którzy się przyjaźnili, a ja całowałem się z każdym z nich.
 - Co robisz? - spytał Luke, widząc, że wstałem.
 Calum machnął ręką w moją stronę, wyglądając, jakby nie miał pojęcia, co powinien zrobić, a ja kiwnąłem głową może trochę zbyt gwałtownie.
 - Idę do domu, muszę... mam coś do zrobienia.
 - Zostań - powiedział szybko Luke, podchodząc blisko mnie. - Chciałem jeszcze z tobą porozmawiać.
 Przez krótką chwilę patrzyłem na jego twarz, a później spojrzałem niepewnie w stronę Caluma, który przyglądał nam się z zaciekawieniem.
 - Naprawdę muszę... - zacząłem, ale Luke popchnął mnie lekko tak, że usiadłem z powrotem na kanapie.
 Zmrużyłem na niego oczy i posłałem mu nieprzyjemne spojrzenie, ale on nic sobie z tego nie robił i odwrócił się z powrotem w stronę Caluma. Czy on naprawdę myślał, że będziemy siedzieć tu we trójkę i rozmawiać sobie, jak gdyby nigdy nic? Zresztą chciałem sprawdzić, jak Rose się trzymała, może chciała już ze mną porozmawiać albo po prostu spędzić razem czas.
 - Nie miałem, co robić - powiedział Calum do Luke'a, wzruszając ramionami. - Pomyślałem, że do ciebie wpadnę.
 - Jestem trochę zajęty - odpowiedział chłodnym tonem, a widząc rozczarowaną minę Caluma, dodał niechętnie: - Ok, chwilę możesz tu posiedzieć.
 Calum rozejrzał się po pokoju, ale jedynym miejscem do siedzenia była kanapa, więc ruszył w naszą stronę, ale zanim zdążył usiąść obok mnie, Luke go zatrzymał.
 - Nie, przynieś sobie krzesło z kuchni.
 - Co... przecież tu jest dużo miejsca.
 Luke zazgrzytał zębami, patrząc na niego z niezadowoleniem i w końcu sam opadł na miejsce obok mnie, po czym objął mnie ramieniem. Zmarszczyłem brwi z niezrozumieniem i próbowałem łokciem go od siebie odepchnąć, ale on nie chciał się ruszyć i tylko bardziej się do mnie przysunął.
 Calum uniósł brwi, przyglądając się jego dziwnemu zachowaniu, jakby zastanawiał się, co jego przyjaciel do cholery robił. Szczerze mówiąc, też nie miałem pojęcia.
 - O co ci chodzi? - spytał. - Jesteś na mnie o coś wkurzony?
 - Nie - odpowiedział Luke i przesunął lekko palcami po moim ramieniu.
 - Chyba naprawdę lepiej będzie jak już pójdę - powiedziałem, a Luke objął mnie jeszcze drugą ręką, kręcąc szybko głową.
 Dlaczego robił coś takiego w towarzystwie kogoś innego? Po jego zachowaniu od razu było widać, że znaliśmy się bardziej niż wszyscy myśleli i to nie było zbyt mądre z jego strony. Ale wyglądało na to, że w ogóle nie myślał o tym w tym momencie.
 - Zachowujesz się jak zazdrosna dziewczyna - mruknął Calum w jego stronę.
 Och. Nawet o tym wcześniej nie pomyślałem, a Calum pewnie nie mówił tego poważnie, ale Luke rzeczywiście musiał być zazdrosny. Zaśmiałem się cicho, nie mogąc się powstrzymać, na co oni obaj spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. To było takie dziwne pomyśleć, że Luke był o mnie zazdrosny z powodu Caluma.
 - Luke, serio idę do domu - powiedziałem i ściągnąłem z siebie jego ręce.
 Podniosłem się z kanapy, na co Luke zrobił niezadowoloną minę, ale więcej już nie protestował. Pożegnałem się niezręcznie z Calumem, który uśmiechnął się do mnie lekko, a gdy odpowiedziałem mu tym samym, Luke wtedy praktycznie wypchnął mnie z pokoju. Choć dopiero co nie chciał, żebym stamtąd wychodził. Ok...
 - Nie skończyliśmy rozmawiać - mruknął Luke, opierając się o ścianę przy drzwiach wejściowych.
 Calum został w salonie i miałem nadzieję, że nie może usłyszeć stamtąd naszej rozmowy.
 - Mówiłem ci, że nie wiem, co zrobić. Muszę to przemyśleć.
 Luke pokiwał głową, po czym spojrzał w stronę drzwi pokoju, z którego dopiero co wyszliśmy, jakby chciał się upewnić, że Calum właśnie nas nie podgląda. A wtedy pochylił się w moją stronę i pocałował mnie szybko, zanim zdążyłem się w ogóle zorientować, co robił.
 Gdy w końcu udało mi się wyjść z jego domu, miałem w głowie jeszcze większy mętlik niż wcześniej. Mój rozum mówił mi, żebym przestał myśleć o sobie i skończył cokolwiek było między nami.
 Ale jednocześnie moje uczucia do Luke'a zwiększały się z każdą chwilą i nie potrafiłem tego powstrzymać.

*

ugh, myślałam, że dodam go o wiele szybciej
nie wiem dlaczego, ale bolące gardło, bardzo spowalnia moje pisanie

jakbyście pisały coś o tym opowiadaniu na tt, to dodajcie #esitf, żebym mogła to zobaczyć ;)