czwartek, 24 września 2015

41.

 Minął prawie kolejny tydzień i czułem się o wiele lepiej. No może nie do końca, ale przynajmniej przestałem płakać całymi dniami w łóżku i nawet przebierałem się z moich brudnych dresów w bardziej wyjściowe ubrania, idąc na zajęcia. Do których właśnie teraz zostało mi jeszcze pół godziny, ale były w budynku zaraz obok akademika, więc nie musiałem specjalnie się śpieszyć.
 Alec patrzył na mnie jak na idiotę, gdy skakałem prawie po całym pokoju, próbując wciągnąć na nogi moje nadzwyczaj wąskie spodnie. Inaczej nie dało się tego zrobić. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, zapinając ich guzik i sięgnąłem po koszulkę, którą położyłem wcześniej na łóżku. Byłem już praktycznie gotowy do wyjścia, dlatego opadłem z powrotem na materac i podniosłem mój telefon, a wtedy moje oczy rozszerzyły się w szoku po zobaczeniu nieodebranego połączenia od mojego taty.
 - Alec, mój tato do mnie dzwonił, on prawie nigdy do mnie nie dzwoni - powiedziałem, mrugając kilka razy, jakby wtedy te litery miały zniknąć z ekranu.
 - Oddzwoń do niego - odpowiedział ze znudzeniem.
 - Oszalałeś?! Nie, pewnie chce... - przerwałem, gdy komórka zaczęła wibrować w mojej dłoni, a ekran się rozświetlił. - Boję się, odbierz to.
 Popatrzyłem na mojego przyjaciela błagalnie, a on uniósł wysoko brwi i widząc, że mówiłem poważnie, rzucił:
 - Tobie już całkiem odwaliło, nie będę rozmawiał za ciebie z twoim tatą.
 - W takim razie wyjdź z pokoju? - mruknąłem niepewnie, po czym wziąłem głęboki oddech, szykując się na tę rozmowę.
 - Chętnie.
 Spojrzałem na moment w stronę Aleca, widząc jak wstaje ze swojego łóżka i kieruje się w stronę wyjścia, zabierając wcześniej swoje buty. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, przeciągnąłem po ekranie zieloną słuchawkę, akceptując połączenie.
 - Hej, Mike.
 - Hej - powiedziałem cicho. - Um, co słychać?
 - U nas nic nowego - odpowiedział mi tym razem głos mamy.
 Zacząłem myśleć o setkach różnych powodów, dla których mogli dzwonić do mnie razem. Żaden z nich nie był dobry. Teraz stresowałem się jeszcze bardziej, wyobrażając sobie jak siedzą na kanapie w salonie pochyleni nad telefonem, a na ich twarzach widnieją niezadowolone miny.
 - O nie, chcecie mnie wydziedziczyć? - wyrzuciłem szybko.
 Poczułem się kompletnie zdezorientowany, gdy usłyszałem śmiech mojego taty, a później dźwięk, jakby mama uderzyła go w tył głowy. Nie rozumiałem, co właśnie się działo i co takiego śmiesznego było w tym, co powiedziałem. Dalej bałem się, że zaraz usłyszę potwierdzenie z ich strony, mimo tego że w tym momencie nic na to nie wskazywało.
 - Nie, Mikey, o czym ty mówisz... - powiedziała mama ze zmartwieniem.
 - Wiem, że mnie teraz nienawidzicie i po prostu...
 - Nie nienawidzimy cię, nigdy nie moglibyśmy cię nienawidzić - przerwała mi.
 Tak to jednak wyglądało ostatnim czasem i nie dziwiłbym się im ani trochę, jeśli właśnie by tak było. Oparłem się plecami o ścianę i wyciągnąłem przed sobą nogi, tak że od połowy łydek wisiały za materacem.
 - Ale przecież ostatnio gdy rozmawialiśmy, rozłączyłaś się tak szybko - odpowiedziałem, trzymając się swojego.
 - Mówiłam ci, że zaraz spali mi się ciasto, no i rzeczywiście trochę za długo było w piekarniku, ale twój tato i tak zjadł wszystko - mruknęła bez cienia zawahania w głosie, więc wiedziałem, że to była prawda.
 - Och... myślałem, że to było takie kłamstwo, żeby się mnie pozbyć - przyznałem i czułem się naprawdę głupio, że mogłem tak pomyśleć.
 - Nie jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobiłeś i byliśmy dość źli, dlatego też woleliśmy poczekać, aż opadną wszystkie emocje - dodał tato.
 Przygryzłem wargę i pokiwałem głową, mimo tego że nie mogli tego zobaczyć.  Oni nie chcieli się na mnie wydzierać, a ja wolałem, gdyby właśnie to zrobili. To właśnie powinni zrobić, a nie obchodzić się ze mną ostrożnie i uważać, by nie urazić moich uczuć.
 - Ok - powiedziałem wolno. - To skoro nie próbujecie wykopać mnie z domu ani nic w tym stylu, to o co chodzi?
 - Chcemy powiedzieć ci, że cię kochamy, nieważne co zrobisz - zaczęła mama. - Oczywiście, że nie podoba nam się to, co się stało i że jesteś pokłócony z Rose, ale kochamy cię zawsze mimo wszystko, ok?
 Co za szczęście, że powiedziałem Alecowi, żeby wyszedł z pokoju, bo w moich oczach właśnie zaczęły zbierać się łzy, ale pierwszy raz w ostatnim czasie nie było to ze smutku.
 - Ja... ok... - wymamrotałem i pociągnąłem cicho nosem.
 - Przestań płakać - rzucił tata.
 - Wcale nie płaczę - odpowiedziałem obronnym tonem, pocierając jednocześnie wolną dłonią oczy.
 - Mhm - mruknął z niedowierzaniem.
 Na chwilę zapadła między nami cisza i nie byłem pewien, co mam zrobić. Poczułem wielką ulgę, słysząc to, ale mimo wszystko nie wiedziałem, jak się zachować. Czy to znaczyło, że wszystko między nami było już normalnie czy jednak byli jeszcze na mnie trochę źli?
 - Rozmawiałeś z Rose, odkąd stąd pojechaliście?
 Westchnąłem cicho, słysząc to pytanie. Nic się nie zmieniło w moich kontaktach z siostrą i postanowiłem na razie dać jej spokój.
 - Nie, ona nie chce ze mną rozmawiać - powiedziałem niechętnie, nie lubiąc sobie o tym przypominać.
 - Za jakiś czas wszystko wróci do normy - dodał tata i choć wszyscy mi to mówili, nie bardzo mogłem w to uwierzyć.
 - Czyli... Luke i ty, co? - spytała mama, używając trochę zbyt sztucznego, lekkiego tonu, jakby chciała mi pokazać, że mogę porozmawiać z nią na ten temat, jeśli tylko chcę, nawet jeżeli było to coś dziwnego, biorąc pod uwagę całą sytuację.
 - Nie jesteśmy już razem - zapewniłem ich od razu.
 Za każdym razem gdy wypowiadałem te słowa, brzmiało to dla mnie dziwnie, jakby było czymś nieprawdziwym, ale Luke i ja nie byliśmy ze sobą już prawie dwa tygodnie. Ledwo co widziałem go od tego czasu, gdy przyszedłem do jego pokoju, zabrać moje rzeczy. Nie byłem pewien, czy cieszę się z tego powodu czy raczej przeciwnie. Wiedziałem, że widzenie go byłoby dla mnie ciężkie, ale równie trudne było nie spotykanie go w ogóle.
 - Czy ten gnojek zerwał z moim kolejnym dzieckiem? Chyba naprawdę będę musiał nagadać mu do rozumu! - zawołał tata z oburzeniem.
 To sprawiło, że zaśmiałem się wesoło, nie mogąc się powstrzymać. Rzeczywiście nieważne co zrobiłem, oni ciągle troszczyli się o mnie równie mocno co o Rose.
 - Nie, to ja z nim zerwałem - powiedziałem w końcu po chwili mojego małego ataku śmiechu i zdezorientowania rodziców.
 - Ze względu na Rose?
 Mruknąłem potwierdzająco i nie chcąc sprowadzać tej rozmowy na niezręczne tematy, powiedziałem:
 - Muszę już kończyć, zaraz zaczynam zajęcia.
 - Mam nadzieję, że zdobywasz same najlepsze oceny!
 - Um, jasne - rzuciłem szybko, podnosząc się z łóżka. - Do pogadania niedługo, kocham was, hej.
 Oboje odpowiedzieli mi tym samym, a wtedy zakończyłem połączenie i uśmiechnąłem się do samego siebie. Moje kontakty z rodzicami wróciły do normy i teraz została mi tylko Rose, ale wszystko wydawało mi się teraz trochę bardziej optymistyczne. Przynajmniej wiedziałem, że nie wszyscy mnie nienawidzą, tak jak do tej pory mi się wydawało.
 Dlatego wychodząc z pokoju, dalej miałem lekki uśmiech na twarzy i wyjątkowo nie byłem załamany myślą, że musiałem przeżyć jeszcze cały dzień, zanim będę mógł zakopać się pod kołdrą.

*

 Otworzyłem kolejną butelkę i odłożyłem otwieracz na szafkę obok, po czym wziąłem dużego łyka zimnego piwa. Nie byłem pewien, które to już było, ale wiedziałem, że kończyłem je dość szybko. Po prostu zbyt dawno nie piłem alkoholu, a teraz nie mogłem się powstrzymać przed sięganiem ciągle po kolejne piwo. Smakowało zbyt dobrze, żebym mógł sobie odpuścić i może byłem teraz już trochę pijany. Może.
 - To wszystko przez te głupie zdjęcia - powiedziałem, machając w stronę Aleca i Gabby wygniecioną fotografią. - Gdybym tylko nie miał tego w portfelu, gdybyśmy w ogóle ich nie zrobili! - uniosłem głos, po czym urwałem, by napić się alkoholu. - Wtedy Rose by o niczym nie wiedziała, dalej by ze mną rozmawiała i... tak, to wszystko wina tych zdjęć. 
 - Michael, może trochę zwolnij z piciem - mruknęła Gabby, ignorując to, co powiedziałem.
 - Ostatnio narzekałaś, że nie poszedłem pić! - zawołałem. - Mówiłaś, że jestem pierwszy do picia, a teraz piję, widzisz?
 Pomachałem butelką na boki, wylewając trochę jej zawartości na moją koszulkę, a wtedy zakląłem głośno.
 - Siedzisz w swoim pokoju... - odpowiedziała wolno, jakby bała się, że nie będę mógł jej zrozumieć.
 Wzruszyłem ramionami i wziąłem kilka dużych łyków piwa, a wtedy jeszcze raz spojrzałem na zdjęcia, przesuwając powoli wzrokiem po każdym z nim. Głównie skupiałem się na patrzeniu na Luke'a i podziwianiu jego pięknej twarzy. Pamiętałem ten dzień tak dokładnie, jakby to było wczoraj, zapomniałem jednak o tym jednym, małym szczególe. Tym, który okazał się najważniejszy. Gdzie dałem to cholerne zdjęcie.
 Gabby wciągnęła ze świstem powietrze, gdy przedarłem zdjęcia na pół i później jeszcze raz, tak że twarze moje i Luke'a nie były już razem na jednym kawałku. Myślałem, że poczuję się po tym lepiej, ale miałem wrażenie, jakby ktoś wbił szpilki w moje serce. Dlatego znowu napiłem się sporo z mojej butelki.
 - Co ty robisz, Mike? - spytał Alec ze zrezygnowaniem.
 - Upijam się - odpowiedziałem, a później uśmiechnąłem się w ich stronę sztucznie. - Świetnie się bawię.
 Gabby i Alec spojrzeli na siebie z powątpiewaniem, przez chwilę wyglądali, jakby próbowali porozumieć się ze sobą za pomocą wzroku, a w końcu ona pokiwała głową. Zmarszczyłem brwi z niezrozumieniem, przykładając butelkę do ust i dalej się im przyglądając.
 - Może gdzieś wyjdziemy, co? - zaproponowała Gabby, wstając z łóżka Aleca i podchodząc w moją stronę.
 - Nie, tu mi dobrze - odpowiedziałem, po czym odłożyłem pustą już butelkę na podłogę, gdzie dołączyła do reszty.
 Gabby popatrzyła w tamtą stronę i westchnęła głośno, siadając tym razem obok mnie.
 - Jesteś naprawdę pijany, Mike - powiedziała, a Alec oparł się łokciami o swoje uda, wychylając się trochę bardziej do przodu.
 - Nic nowego - mruknąłem, wyciągając telefon z kieszeni.
 - Nie mam ochoty sprzątać twoich rzygów - burknął Alec, ale nawet nie uniosłem na niego wzroku. - Kolejny raz.
 Zignorowałem to, co powiedział i wszedłem na listę kontaktów, a później zacząłem wpatrywać się w tą jedną nazwę, której szukałem. Lucyfer. Nacisnąłem na to i wybrałem opcję edytowania, a wtedy mój palec zawisł nad napisem "usuń kontakt". Czułem na sobie wzrok Gabby, która widziała wszystko, co robiłem, ale nie powiedziała nic, pozwalając samemu mi zdecydować, czy właśnie to chciałem zrobić.
 - Potrzebuję jeszcze jednego piwa - powiedziałem, na co Gabby westchnęła głośno.
 Niezgrabnie zgramoliłem się z łóżka i zabrałem ostatnią pełną butelkę - zmarszczyłem nos z niezadowoleniem, gdy zdałem sobie z tego sprawę - po czym ściągnąłem kapsel otwieraczem. Przyłożyłem ją do ust, zamknąłem oczy i zacząłem pić, odchylając głowę do tyłu.
 - On na pewno się dzisiaj porzyga. - usłyszałem zrezygnowany głos Aleca.
 Otarłem usta, odkładając puste już naczynie i przyłożyłem znowu rękę do twarzy, przez moment nie będąc pewnym, czy to co powiedział Alec, nie nastąpi już zaraz. Gabby patrzyła na mnie wielkimi oczami, wyglądając jakby była gotowa zerwać się ze swojego miejsca i zaciągnąć mnie nad ubikację, ale uniosłem dłonie do góry, żeby ich uspokoić.
 - Wszystko jes...t pod kontrolą - powiedziałem, uśmiechając się głupio i wróciłem na moje miejsce.
 Podniosłem znowu telefon, wracając do tego, co miałem zrobić, spoglądając niewyraźnym wzrokiem na ekran. Miałem już nacisnąć na miejsce, dzięki któremu usunę numer Luke'a z komórki, ale rozmyśliłem się w ostatniej chwili i zamiast tego powiedziałem:
 - Mam ochotę do niego zadzwonić.
 - Nie - odpowiedział Alec, a gdy na niego spojrzałem, zaczął przecząco kręcić głową.
 - Mike, wiesz, że uwielbiam was razem, ale nie rób tego, będziesz tego żałował - dodała Gabby i wyciągnęła rękę w moją stronę, żeby zabrać mi telefon.
 Odsunąłem go od niej, tak żeby nie mogła dosięgnąć, jeśli nie chciała się na mnie położyć.
 - W porządku - mruknąłem, ale ona dalej patrzyła na mnie niezbyt przekonana moimi słowami. - Nie zadzwonię do nie-ego.
 Gabby pokiwała nieznacznie głową, a ja oparłem się plecami o ścianę i utkwiłem wzrok w podłodze, pocierając wolną dłonią moje zmęczone oczy. Alec zaczął mówić coś na temat, który nie interesował mnie ani trochę, Gabby za to słuchała go, patrząc to na niego, to na mnie, upewniając się że na pewno nie zadzwonię do Luke'a. I nie miałem już zamiaru tego zrobić.
 Odblokowałem znowu telefon, obracając go tak, by Gabby nie mogła widzieć ekranu i wszedłem w wiadomości. W końcu nie obiecałem, że do niego nie napiszę, prawda? Teraz pod wpływem alkoholu to wydawało mi się genialnym pomysłem, a na dodatek jeszcze gorzej radziłem sobie z tęsknotą, którą czułem. Potrzebowałem zobaczyć Luke'a, potrzebowałem z nim porozmawiać, nie obchodziło mnie teraz, czy mogę tego żałować następnego dnia.

 Do: Lucyfer
 ptrzyjdx do moegi pokoj

 Wcisnąłem "wyślij" i uniosłem wzrok na Gabby, która przyglądała mi się podejrzliwie, więc uśmiechnąłem się niewinnie w jej stronę.
 - Nie zadzwoniłem do niego, ale napisałem.
 Gabby wzięła ode mnie telefon, chcąc upewnić się, że mówiłem prawdę i przesunęła wzrokiem po ekranie, po czym mruknęła coś pod nosem. Wyglądała, jakby nie była pewna, jak ma na to zareagować, czy cieszyć się czy raczej odwrotnie.
 - Wrócił Michael, którego znamy, upijający się i robiący cholernie głupie rzeczy - skomentował Alec.
 Zaśmiałem się na jego słowa, choć prawdopodobnie powinienem czuć się obrażony, teraz jednak było mi wszystko jedno. Jedyne co mnie obchodziło w tym momencie, to kiedy Luke tutaj przyjdzie.
 - Luke napisał, czy wszystko w porządku - powiedziała Gabby, patrząc na mój telefon.
 - Będzie, gdy tutaj przyjdzie - odpowiedziałem, a ona uśmiechnęła się ze smutkiem.
 - Teraz dopisał, że zaraz tu będzie, więc nie odpisuję mu nic - dodała i odłożyła telefon na bok.
 Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, gdy tylko to usłyszałem i nie mogłem się już doczekać, aż się tutaj pojawi. Alec za to westchnął głośno i powiedział:
 - Michael, tylko to dla siebie komplikujesz.
 - Jestem pijany, nie obchodzi mnie to - rzuciłem wesoło i szturchnąłem Gabby w bok. - Zejdź z mojego łóżka.
 Gabby pokręciła głową i zaśmiała się cicho, ale zrobiła to, czego chciałem.
 - Ok, niech robi, co chce - odezwała się, kierując swoje słowa do Aleca.
 - Mówisz tak, bo chcesz, żeby do siebie wrócili - burknął, a ona uśmiechnęła się niewinnie.
 Ledwo co zwracałem na nich uwagę i zrezygnowałem z dołączania do tej rozmowy, bo nie miałem nawet siły tłumaczyć im, że nie zejdę się z Lukiem, a to nic nie znaczyło. To wcale nic nie znaczyło.
 Prawie zasnąłem na moim miejscu i gdy usłyszałem pukanie do drzwi, podniosłem wyżej głowę, automatycznie się rozbudzając. Nie czekając, aż ktokolwiek mu otworzy czy zawoła, że jest otwarte, Luke wszedł do środka, a jego spojrzenie od razu spotkało się z moim. Uśmiechnął się z rozbawieniem, przyglądając mi się i na moment spojrzał w stronę Gabby i Aleca, kiwając do nich głową, zanim znowu zaczął patrzeć na mnie.
 - Jak dużo wypiłeś?
 - Nie mam pojęcia - odpowiedziałem. - Ale myślałem o tobie.
 Luke zatrzymał się przed moim łóżkiem, stając bezpośrednio przede mną i uniósł lekko brwi. Słyszałem gdzieś w tle, jak Gabby i Alec cicho się o coś kłócili, Luke odwrócił głowę w ich stronę, obserwując jak wychodzą z pokoju. Do czego pewnie Gabby zmusiła Aleca. Ale ja nawet nie patrzyłem na nich, zamiast tego przyglądałem się jemu.
 Dresom, które zwisały luźno na jego biodrach, włosom opadającym na czoło i zarostowi, którego zdecydowanie nie miał, gdy widziałem go ostatnim razem. Każda najmniejsza część składająca się na jego wygląd była idealna i możliwe, że dzięki alkoholowi, który wypiłem wydawał mi się wyglądać jeszcze sto razy lepiej niż zawsze.
 - Co o mnie myślałeś? - spytał, siadając na końcu materaca, prawie dotykając moich nóg.
 - Możesz... możesz mnie przytulić?
 Luke spojrzał na mnie ze zdziwieniem i jakby nie do końca był przekonany, czy to dobry pomysł. Pewnie zastanawiał się, czy jak wytrzeźwieję, nie będę na niego zły i nie będę go o to obwiniał, ale ja wiedziałem, że tak nie zrobię. Mogłem jutro tego żałować, będę jednak zdawał sobie sprawę z tego, że to ja chciałem, by tu przyszedł i to ja chciałem się z nim przytulać.
 Przysunąłem się do niego i objąłem go ramionami w pasie, chowając twarz w materiał jego koszulki i wdychając jego znajomy, kojący zapach. Po chwili poczułem jego ręce wokół siebie, a gdy dłonią zaczął przesuwać po moich plecach, uśmiechnąłem się z zadowoleniem, wtulając się w niego bardziej. Właśnie tu czułem się najlepiej i nie wiedziałem, jak będę mógł wytrzymać, nie mogąc już nigdy więcej przebywać w moim ulubionym miejscu.
 - Mogłeś napisać do mnie wcześniej, gdy jeszcze zostało jakieś piwo - powiedział Luke żartobliwym tonem i jego ręka z moich pleców przesunęła się na włosy, gdzie zaczął przeciągać przez nie palcami.
 Zamruczałem cicho z przyjemności, a on zaśmiał się lekko na ten dźwięk i pewnie powiedziałby coś o tym, że naprawdę jestem kotem, gdyby nie to, że ostatnio kazałem mu przestać mnie tak nazywać. Choć nigdy wcześniej go to nie powstrzymywało.
 - Wtedy nie mógłbym do ciebie napisać - odpowiedziałem w końcu, zaciskając mocniej dłonie na materiale jego koszulki, żebym mieć pewność, że tutaj był i nie miał zamiaru się nigdzie ruszać.
 - Dlaczego? - spytał, choć pewnie podejrzewał, jaka była odpowiedź.
 - Bo nie byłbym na tyle pijany, żeby to zrobić - wymamrotałem, po czym zacząłem wiercić się na moim miejscu i w końcu przełożyłem nogę przez jego uda, praktycznie siadając mu na kolanach. - To nie znaczy, że do siebie wracamy.
 - No tak, oczywiście - skomentował, nie brzmiąc na ani trochę rozczarowanego czy smutnego, raczej jakby spodziewał się, że powiem coś takiego.
 Ziewnąłem głośno, trochę zagłuszając to tym, że moje usta przyciśnięte były do jego piersi i zamrugałem parę razy, próbując się trochę rozbudzić. Nic dziwnego, że byłem taki zmęczony, chciało mi się spać przez ilość alkoholu, jaką spożyłem.
 - Zasypiasz?
 - Trochę - powiedziałem i uśmiechnąłem się sennie, gdy poczułem, jak pocałował czubek mojej głowy. - Luke?
 - Tak?
 Uniosłem głowę, by na niego spojrzeć, a on uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu, przesuwając wzrokiem po całej mojej twarzy.
 - Wyglądasz uroczo - dodał, a ja schowałem się znowu przed nim, tym razem wtulając się w zagłębienie jego szyi.
 - Zostaniesz tu na noc? - spytałem niepewnie. - A później... wstaniesz rano, zanim się obudzę i po prostu stąd wyjdziesz?
 To pewnie był naprawdę zły pomysł, ale mając go już teraz przy sobie, nie chciałem zasypiać sam, nie mógłbym zasnąć, nie mając jego rąk wokół siebie. Luke przez chwilę się nie odzywał, pewnie też zastanawiając się, co powinien zrobić. Tylko że w jego wypadku raczej chodziło o to, czy trzeźwy ja nie będę na niego zły za to, że nie odmówił.
 - Ok, zostanę, zawsze z tobą zostanę - odpowiedział w końcu.
 Uśmiechnąłem się na jego słowa, co mógł poczuć na swojej skórze i zamknąłem oczy, a on odchylił się do tyłu, kładąc na łóżku i ciągnąc mnie za sobą. Większość mojego ciężaru spoczywała teraz na nim, ale nie wydawało mu się to przeszkadzać, bo tylko zacieśnił bardziej swój uścisk wokół mnie.
 Zapomniałem jakie to cholernie przyjemne uczucie, zasypiać właśnie w ten sposób.

*

mam nowe opowiadanie, tym razem o Malumie! sprawdźcie je, jeśli macie ochotę ;) 
-> Wonderwall <-

#esitf

sobota, 19 września 2015

40.

 Schowałem się bardziej pod kołdrę, gdy tylko usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Alec wyszedł z pokoju jakiś czas temu i nie powinien jeszcze wrócić, więc domyślałem się, że to była Gabby. Przyszła sprawdzić, jak się trzymałem i pewnie znowu będzie namawiała mnie, żebym ruszył się z łóżka. Ale nie miałem zamiaru przemieszczać się gdziekolwiek przez następnych kilka godzin. Tu mi było wygodnie, nie musiałem się bać, że wpadnę na Luke'a i nikt nie widział, jak okropnie wyglądałem.
 Miałem dość głośno włączoną muzykę, która tylko bardziej mnie dołowała i papierki po słodyczach rozrzucone po podłodze, bo w takich momentach lubiłem jeść, jak tylko dużo się dało (a przy tym płakać jednocześnie). Wychodziłem z pokoju jedynie na zajęcia i nawet nie przebierałem się z moich brudnych dresów, a później szybko wracałem z powrotem do łóżka i kontynuowałem moje użalanie się nad sobą. Co według Gabby i Aleca nie było dobrym sposobem na to, żebym się pozbierał.
 Ale w tym momencie nie wyobrażałem sobie w ogóle, żebym kiedyś mógł się pozbierać. Było mi cholernie smutno, że nie jestem już z Lukiem, a przecież nie chodziło tylko o to. Moja własna rodzina nie chciała ze mną rozmawiać, próbowałem dodzwonić się do Rose, ale ignorowała mnie za każdym razem. A rozmowa z mamą nie była zbyt przyjemna i choć nie powiedziała nic złego, mogłem wyczuć, jak bardzo była mną zawiedziona i szybko zakończyła połączenie. Wydawało mi się, jakby moje życie już nigdy nie miało wrócić do normy.
 - Michael...
 Zignorowałem moją przyjaciółkę, a zamiast tego kontynuowałem śpiewanie - wycie - razem z wokalistą, bo Gabby i tak wiedziała, że nie spałem, dlatego nie było sensu udawać. Po chwili zaczęła szarpać za kołdrę, ale zacisnąłem na niej dłonie, nie chcąc, by mogła ściągnąć ją z mojej twarzy.
 - Mike, daj spokój! - zawołała z lekkim poirytowaniem.
 Pociągnęła mocniej, tak że materiał wyślizgnął się spomiędzy moich palców i mogłem zobaczyć zadowoloną z siebie Gabby, bo udało jej się tego dokonać. Zmrużyłem na nią oczy, po czym odwróciłem się, by ukryć się bardziej w poduszce.
 - Ciebie też miło widzieć - powiedziała i usiadła obok mnie. - Jak się trzymasz?
 - Nawet patrzenie na gołą klatę Aleca już nie poprawia mi humoru - wymamrotałem niewyraźnie, na co ona zaśmiała się lekko.
 - Chyba jednak nie jest tak źle, skoro jeszcze żartujesz.
 - To nie był żart - odpowiedziałem, odwracając się z powrotem w jej stronę i westchnąłem głośno. - Alec bez koszulki to jedna z najlepszych rzeczy na świecie, ale nie mogę tego teraz w pełni doceniać.
 Gabby zrobiła zamyśloną minę, jakby próbowała sobie przypomnieć, jak wygląda, ale w końcu wzruszyła ramionami i nie wydawała się zbytnio przekonana co do moich słów.
 - A tak poza to gdzie on jest? - spytała i jej wzrok ani na chwilę nie opuścił mojej twarzy, gdy przyglądała mi się uważnie.
 - Um, poszedł do baru - mruknąłem, podciągając znowu kołdrę trochę wyżej.
 Gabby chyba chciała spróbować przeczytać moje myśli z tym swoim intensywnym spojrzeniem, które praktycznie przewiercało się przez moją głowę, a to sprawiało, że miałem ochotę się ukryć. Pokiwała głową, gdy usłyszała, co powiedziałem i rzuciła:
 - No tak, mówił mi o tym.
 - To po co mnie o to pytasz? - jęknął z wyrzutem, jakby to było dla mnie takie ciężkie, że musiałem odpowiedzieć na jej pytanie.
 Właściwie było, nie miałem ochoty na rozmawianie o jakichś pierdołach, wolałem dalej śpiewać i zalewać się łzami. Niekoniecznie na zmianę, a raczej jednocześnie.
 - Bo zawsze szedłeś z nim, a skoro jesteś tutaj, to pomyślałam, że jednak zmienił plany - powiedziała, a ja zmarszczyłem nos i pokręciłem głową. - Przecież ty zawsze jesteś pierwszy, żeby pójść się napić.
 - Nie miałem na to ochoty.
 Przetarłem oczy dłońmi, a Gabby dalej przypatrywała mi się ze zmartwieniem, po chwili jednak odwróciła wzrok i utkwiła go w moim laptopie. Zmarszczyła lekko brwi, wyglądając jakby próbowała sobie coś przypomnieć albo się na czymś skupić, a ja podejrzewałem już o czym myślała.
 - Czy to nie jest ten zespół, którego tak bardzo słuchałeś razem z Lukiem? - spytała, przekrzywiając głowę na bok.
 Moje policzki zrobiły się gorące i mruknąłem niewyraźnie pod nosem potwierdzenie, a ona spojrzała na mnie znowu.
 - A nawet dokładnie tę płytę? - dodała, na co ukryłem twarz w dłoniach.
 - On mi ją kupił - odpowiedziałem. - Na wakacjach, gdy jeszcze ty i Alec byliście u mnie.
 Na moment zapanowała między nami cisza, ale poczułem, jak Gabby wstała z łóżka, nie wiedziałem jednak, co robiła, bo nie mogłem jej zobaczyć. Zaraz muzyka się urwała i rozsunąłem palce, by zobaczyć jak moja przyjaciółka stała przy laptopie.
 - Nie będziesz tego słuchał, wiem, co robisz, dołujesz się tym tylko bardziej, przestań - powiedziała dość stanowczym głosem. - Mike, leżysz tu trzeci dzień.
 - I mam zamiar zostać tu jeszcze następne tyle - dodałem, na co ona posłała mi - w jej opinii - groźne spojrzenie.
 Obserwowałem ze strachem, jak Gabby podchodzi znowu do łóżka i zdecydowanym ruchem pociągnęła za kołdrę, teraz ściągając ją ze mnie całkiem. Skrzywiłem się, nie mogąc się już w żaden sposób przed nią ukryć i niechętnie podniosłem się do pozycji siedzącej.
 - Przebierz się i wychodzimy! - zawołała z podekscytowaniem i zaklaskała w dłonie.
 Przesunąłem dłońmi przez moje włosy, które wręcz błagały o umycie i pociągnąłem nosem.
 - Nieee.
 - No dawaj, pójdziesz ze mną i moim chłopakiem do centrum, możemy obejrzeć coś w kinie albo pochodzić po sklepie zoologicznym...
 - To nie jest twój chłopak - przerwałem jej, a ona położyła dłoń na piersi, jakby bardzo zraniły ją moje słowa.
 - Niedługo nim będzie - odpowiedziała pewnym siebie głosem, na co uśmiechnąłem się lekko. - Ha, widziałam, to był uśmiech!
 Pokręciłem głową, starając się już nie uśmiechać, ale nie potrafiłem tego zrobić, widząc jak Gabby praktycznie skakała ze szczęścia. Decydując że zrobię to dla niej, w końcu podniosłem się z łóżka, a on wyszczerzyła się od ucha do ucha. Podszedłem do moich butów, które zostawione były przy drzwiach, a twarz Gabby ze szczęśliwej szybko zamieniła się w przerażoną.
 - Mike, nie możesz wyjść tak ubranym - powiedziała, kładąc nacisk na przedostatnim słowie.
 Spojrzałem w dół na moje dresy i luźną koszulkę, a później na Gabby, wzruszając ramionami.
 - Byłem tak na zajęciach - odpowiedziałem, a ona wytrzeszczyła na mnie oczy.
 - O nie, musisz się przebrać, zaraz ci coś znajdę, a ty w tym czasie umyj włosy i spróbuj wyglądać jak człowiek - rzuciła, na co jęknąłem z niezadowoleniem, ale widząc jej twarde spojrzenie, w końcu pokiwałem głową.
 Podniesienie się z łóżka było już wystarczająco ciężkie do zrobienia, ale to czego ode mnie wymagała... Praktycznie niemożliwe, a przynajmniej tak teraz czułem. Gabby jednak nie dawała za wygraną, więc poszedłem do łazienki i po zobaczeniu się w lustrze, zrozumiałem już, czemu nie chciała, żebym wychodził tak w miejsce publiczne. I ostatecznie powodem, dla którego zmusiłem się do ogarnięcia, było to, że mogłem spotkać gdzieś Luke'a. A nie mógł zobaczyć, jak źle to wszystko znosiłem. Może i widział mnie pierwszego dnia, gdy tu wróciliśmy i wtedy też nie wyglądałem najlepiej, ale to było o wiele gorsze.
 Gdy wróciłem do pokoju, Gabby miała już wybrane dla mnie ubrania i powiedziała, że zaczeka na korytarzu. Po jej wyjściu korciło mnie, żeby zamknąć drzwi na klucz i po prostu zostać w środku, ale wiedziałem, że byłaby wtedy na mnie naprawdę zła. Dlatego niechętnie wciągnąłem na siebie spodnie i ubrałem sweter, a później skarpetki i buty. Naciągnąłem rękawy na dłonie, jakby to mogło mi teraz trochę pomóc się ukryć i wyszedłem na zewnątrz, starając się unikać wzroku mijających mnie osób.
 - Świetnie, od razu lepiej - skomentowała Gabby wesoło.
 Popatrzyłem w jej stronę i chciałem już coś powiedzieć, ale obok niej stał ten cały Dominic, o którym mówiła, że był jej chłopakiem, choć wcale tak nie było. Jeszcze.
 - Hej - mruknąłem, po czym machnąłem dłonią.
 - Hej, Michael - odpowiedział, uśmiechając się nieśmiało.
 Gabby znowu patrzyła na niego błyszczącymi oczami, a gdy on na nią spojrzał, jego spojrzenie też zmieniło się w przepełnione uwielbieniem. Ledwo się znali, a wyglądali jak jedna z tych par, która nie widzi poza sobą świata. Odchrząknąłem cicho i spojrzałem gdzieś w bok, nie chcąc dłużej na nich patrzeć.
 - Ok, chodźmy! - zawołała Gabby. - To gdzie chcesz iść, Mike?
 Z powrotem do pokoju. Nie powiedziałem tego jednak na głos, a tylko wzruszyłem ramionami.
 - Chciałem poszukać jednej płyty, więc moglibyśmy wstąpić do sklepu muzycznego? - zaproponował niepewnie Dominic.
 To brzmiało akurat jak coś, na co naprawdę miałbym ochotę. Popatrzyłem na niego, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech i poklepałem go po ramieniu.
 - Zatwierdzam go jako twojego nowego chłopaka, Gabby - powiedziałem, na co on zarumienił się, a moja przyjaciółka zaśmiała cicho.
 Zaczęliśmy iść w stronę wyjścia i co chwilę rozglądałem się nerwowo po korytarzu, bojąc się, że zobaczę gdzieś Luke'a. Co mogłoby wiązać się z tym, że podszedłby do nas i chciał rozmawiać. Znając go, na pewno by to zrobił.
 Odetchnąłem z ulgą, gdy wyszliśmy na zewnątrz i moje spojrzenie skierowało się na parę obok mnie. Widziałem, że starają zachowywać się niezbyt jak (przyszła) para, ale sam sposób w jaki na siebie patrzyli, wystarczał, by mnie dołować. 
 Już żałowałem, że pozwoliłem Gabby gdziekolwiek się wyciągnąć.

*

 Dwa dni później uświadomiłem sobie, że kilka moich rzeczy dalej znajdowało się w pokoju Luke'a. I z jednej strony naprawdę nie miałem ochoty go spotkać, ale z drugiej nie chciałem być tą osobą, która wysyła swoich przyjaciół, by zabrali za niego wszystko. Tym bardziej, że gdyby Gabby tam poszła, to pewnie zaczęłaby zapewniać Luke'a, że do siebie wrócimy, za to Alec mógłby mu coś zrobić.
 Pamiętałem, kiedy Luke miał zajęcia, dlatego wybrałem moment, gdy nie powinno go być u siebie, ale idąc tam, dalej powtarzałem sobie w głowie, jaki miał plan, by upewnić się, czy rzeczywiście teraz nie było go w akademiku. Gdy zatrzymałem się przed drzwiami, chwilę po prostu się w nie wpatrywałem, będąc zbyt przerażonym, żeby zapukać. W środku będzie tylko Calum, to nic takiego...
 Wziąłem głęboki oddech i zapukałem, a później w napięciu czekałem, aż Calum mi otworzy. Miałem tylko nadzieję, że nie będzie próbował rozmawiać ze mną na temat zerwania i nie będzie mówił mi, jak bardzo zraniłem Luke'a albo przeciwnie - jak świetnie mu beze mnie. Chciałem jak najszybciej zabrać wszystko, co do mnie należało i wrócić do siebie, zanim mógłbym wpaść po drodze na Luke'a.
 Tylko że gdy drzwi się otworzyły, nie zobaczyłem Caluma. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa, widząc przed sobą te niebieskie oczy, w które normalnie uwielbiałem się wpatrywać, ale teraz nie mogłem znieść ich widoku. Spuściłem wzrok na buty i przekląłem się w myślach, bo chyba jednak nie pamiętałem tak dobrze jego planu, jak myślałem.
 - Hej, co tu robisz? - spytał Luke ze zdziwieniem.
 - Myślałem, że masz teraz zajęcia - powiedziałem, ignorując jego pytanie.
 - Miałem mieć - odpowiedział, a wtedy z powrotem uniosłem na niego wzrok. - Ale zostały odwołane.
 Oczywiście, że akurat gdy chciałem przyjść do jego pokoju po rzeczy, a go miało tutaj nie być, jego zajęcia zostały odwołane. Wszechświat mnie nienawidził, nie miałem co do tego wątpliwości.
 Wzrok Luke'a przesunął się powoli po całej mojej sylwetce, a później został na mojej twarzy i naprawdę miałem ochotę stamtąd uciec albo rzucić się w jego ramiona. Tylko że nie mogłem zrobić tego drugiego, już nigdy więcej. Luke zaczął przygryzać swoją wargę w miejscu, gdzie znajdował się jego kolczyk i widziałem, jak jego spojrzenie przeskakiwało co chwilę między moimi oczami a ustami. Nie mogłem tego przedłużać, bo w ten sposób tylko wszystko utrudniałem, musiałem to załatwić jak najszybciej.
 - Zostawiłem tutaj kilka rzeczy - powiedziałem w końcu po czasie, który zdawał mi się wiecznością.
 Po moich słowach Luke oprzytomniał i na jego twarzy pojawił się wyraz rozczarowania.
 - No tak, mogłem się domyślić, że o to chodzi - rzucił, odsuwając się na bok. - Wchodź.
 Przełknąłem nerwowo ślinę i przeszedłem obok niego, próbując skulić się jak najbardziej, żeby tylko przypadkiem go nie dotknąć. Luke wyglądał prawie na urażonego, gdy to zauważył, choć próbował tego po sobie nie pokazać.
 - Mam... twoją koszulkę i książkę - mruknąłem, odkładając na jego łóżko rzeczy, które trzymałem.
 Luke spojrzał w tamtą stronę i pokiwał głową, nie wydawało mi się, żeby wcześniej zwrócił jakąś specjalną uwagę na to, co trzymałem, za bardzo skupiony był na mnie.
 - Dzięki - powiedział, a ja rozejrzałem się dookoła, nie będąc pewnym, co zrobić.
 Okazało się, że Caluma w ogóle nie było w środku, a to mi nie odpowiadało, bo przez to byłem z Lukiem sam. Choć gdyby był tutaj jego przyjaciel, Luke pewnie kazałby mu wyjść, a Calum na pewno by to zrobił, bo nie chciałby być świadkiem naszej rozmowy.
 - Nie pamiętam, co tu zostawiłeś - odezwał się Luke, a widząc że w ogóle się nie ruszyłem, dodał jeszcze: - Możesz tego poszukać, kotek. Wiesz, że nie mam problemu z tym, żebyś przeglądał moje rzeczy.
 Zamknąłem na chwilę oczy i zacisnąłem dłonie, wbijając lekko paznokcie w ich wnętrze.
 - Przestań, po prostu przestań.
 Nie musiałem mówić nic więcej, oczywiste było, o co mi chodziło i Luke musiał to zrozumieć, bo odpowiedział:
 - W porządku, odpuszczę sobie z nazywaniem cię tak, póki się nie zejdziemy.
 Spojrzałem na niego z niedowierzaniem i pokręciłem głową, ale on zdawał się nic sobie z tego nie robić. Nie powiedziałem już nic więcej, chcąc uciąć tę rozmowę i zabrałem się do szukania moich rzeczy, by móc jak najszybciej stąd wyjść. A przy tym najlepiej nie zacząć płakać w międzyczasie, mając Luke'a tak blisko siebie i na dodatek gdy mówił coś takiego.
 Podszedłem do szafy i otworzyłem ją, po czym zacząłem przeglądać ubrania na jego półce, praktycznie od razu zauważyłem dwie koszulki, które należały do mnie, więc włożyłem je sobie pod ramię, a później jeszcze jedną. Nie byłem pewien, jak to się stało, że zostawiłem tu tyle ubrań, ale spędzałem w pokoju Luke'a trochę więcej czasu niż on w moim.
 - Pogodziłeś się z Rose? - spytał, gdy podszedłem do stolika przy łóżku.
 Luke usiadł na materacu i obserwował dokładnie każdy mój ruch, przez co trochę trzęsły mi się dłonie, ale miałem nadzieję, że tego nie zauważył.
 - Chciałbym... - mruknąłem, przesuwając książki i płyty, a pod nimi znalazłem kilka kartek zapełnionych czarnym tuszem, które od razu zabrałem. - Rose mnie nienawidzi.
 - Przejdzie jej, za bardzo cię kocha, żeby wiecznie się na ciebie gniewać - odpowiedział, ale to w ogóle mnie nie przekonywało.
 - Póki co nic na to nie wskazuje, nie chce ze mną w ogóle gadać.
 Kucnąłem, by sprawdzić rzeczy porozwalane na podłodze i zacisnąłem usta w cienką linię, zauważając moje bokserki. Wcisnąłem je między koszulki, a później podniosłem się z powrotem, dalej czując na sobie wzrok Luke'a.
 - Skoro i tak nie chce z tobą rozmawiać, to nie widzę sensu, żeby...
 - Luke, proszę cię - przerwałem mu i mój głos lekko się załamał, gdy próbowałem się nie rozkleić. - Jeśli Rose naprawdę ma mi kiedyś wybaczyć, to nie mogę z tobą być, ani teraz ani w żadnej przyszłości.
 Nie patrzyłem w jego stronę, nie chcąc widzieć jego zawiedzionej, smutnej miny po usłyszeniu tego, co powiedziałem. Luke musiał zrozumieć, że to był definitywny koniec i nagle nie zmienię tak po prostu zdania. Rose była moją rodziną, to ją musiałem postawić na liście moich priorytetów, nie chłopaka, którego poznałem kilka miesięcy wcześniej.
 Nieważne jak bardzo byłem w nim zakochany, kiedyś to uczucie zniknie, musiało tak być. W końcu znajdę sobie kogoś innego i za kilka lat będę śmiał się z tego, jak bardzo przeżywałem ten moment, prawda? Chciałem wierzyć, że tak właśnie będzie, ale było to dość trudne, biorąc pod uwagę, jak mało czasu minęło.
 Zapanowała między nami cisza i myślałem, że wtedy będzie mi o wiele łatwiej, ale tylko bardziej mogłem odczuć napięcie panujące w pokoju. Rozejrzałem się jeszcze raz po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy o czymś zapomniałem. Nie chciałem wracać się tutaj drugi raz, to pogarszałoby sytuację.
 - Zabrałeś wszystko?
 Wszystko oprócz mojego serca. Pokiwałem głową i popatrzyłem na niego ostatni raz, choć może nie było to zbyt dobrym pomysłem. Luke wyglądał idealnie jak zawsze, patrząc na niego miałem ochotę go pocałować, dotknąć w jakikolwiek sposób, świadomość, że żadna z tych rzeczy się już nie wydarzy, była naprawdę okropna.
 - Będę się już zbierał - wymamrotałem, po czym zacząłem iść w stronę wyjścia.
 Złapałem za klamkę i miałem otworzyć drzwi, gdy znowu usłyszałem jego głos.
 - Cholernie za tobą tęsknię, wiesz?
 Przez chwilę się nie ruszyłem, jedynie wpatrując się w drewnianą powierzchnię przede mną i powtarzając sobie w myślach, że tak musiało być. Nie znosiłem jednak tego, że Luke cierpiał z tego powodu.
 - Ja też za tobą tęsknię - powiedziałem cicho.
 Po tym wyszedłem na korytarz, jak najszybciej się dało i odetchnąłem głęboko. Cieszyłem się, że mam to już za sobą, ale jednocześnie miałem ochotę wybuchnąć płaczem, przypominając sobie ton jego głosu, gdy powiedział, że za mną tęskni. Miałem wrażenie, że ostatnio to było jedyne, co robiłem - zalewałem się łzami.
 Ruszyłem szybko holem, po czym praktycznie zbiegłem po schodach i dopiero przed drzwiami mojego pokoju trochę zwolniłem. Gdy wszedłem do środka, rzuciłem wszystko na łóżko i sam też na nim wylądowałem, chowając twarz w poduszce.
 - Wszystko w porządku? - spytał Alec.
 - Nie, nic nie jest w porządku - odpowiedziałem przytłumionym głosem.
 - Mam pójść po Gabby?
 Zaśmiałem się lekko mimo tego, jak źle się teraz czułem.
 - Nie, dzięki.
 - Zabrałeś już wszystko od Luke'a? - zapytał, a ja przewróciłem się na bok, dalej ukrywając większość twarzy, ale teraz trochę też go widząc.
 - Jest przekonany, że się zejdziemy... to znaczy może teraz już nie... i mówił, że za mną tęskni - powiedziałem. - Ja też za nim tęsknię, tak bardzo, Alec.
 Alec wyglądał, jakby nie był pewien, co ma zrobić w tej sytuacji, co powiedzieć, żeby mnie pocieszyć. Ale nie potrzebowałem nawet, żeby cokolwiek mówił i tak każde słowa brzmiałyby dla mnie teraz pusto.
 Poczułem wibrację telefonu na nodze, więc wyciągnąłem go z kieszeni i moje oczy się rozszerzyły, gdy zobaczyłem, kto do mnie napisał. Odruchowo uniosłem się bardziej i patrzyłem w szoku na ekran, nie mogąc w to uwierzyć.
 - Rose mi odpisała, wysłałem jej dzisiaj chyba sto wiadomości i odpisała - powiedziałem z lekkim podekscytowaniem.
 - Co napisała?
 Przyglądałem się jeszcze chwilę kopercie i w końcu nacisnąłem na nią, a wtedy cała nadzieja z powrotem ze mnie uleciała.
 - Żebym przestał do niej wypisywać, bo i tak nie będzie ze mną póki co rozmawiać...
 Odrzuciłem telefon od siebie i zakląłem pod nosem, a Alec skrzywił się lekko.
 - Musisz dać jej więcej czasu.
 Pokiwałem głową na jego słowa, bo wiedziałem, że miał rację, ciężko jednak było mi z tym, że moja siostra aktualnie mnie nienawidziła. Uniosłem wzrok na Aleca i patrzyłem na niego przez chwilę, powodując że on uniósł wysoko brwi, czekając aż coś powiem.
 - Może jednak widok twojej gołej klaty trochę by mi pomógł.
 W odpowiedzi dostałem jedynie środkowego palca wystawionego w moim kierunku.

*

wybaczcie, że dodaję rozdział tak późno! w czwartek od samego rana do nocy nie było mnie w domu, więc nie miałam w ogóle kiedy napisać rozdziału (pisałam o tym na twitterze, może niektórzy z was widzieli). planowałam napisać i dodać rozdział w piątek wieczorem, ale nagle musiałam ogarniać coś z rodzicami... przez c z t e r y godziny, miałam ochotę płakać jak Michael.

#esitf

czwartek, 10 września 2015

39.

 Nie mogłem spać całą noc.
 Gdy wróciłem do domu od Luke'a, Rose jeszcze nie było, a po swoim powrocie zamknęła się od razu w pokoju, zanim zdążyłem się odezwać. Postanowiłem póki co dać jej spokój i spróbować porozmawiać z nią na następny dzień. Tylko że dalej nie wychodziła z pokoju i nie chciała otworzyć mi drzwi, nieważne jak bardzo ją o to prosiłem i jak długo stałem na korytarzu, dostając dziwne spojrzenia od rodziców. Pytali mnie, czy coś się stało, ale mówiłem im wtedy, że to nic takiego i sam też chowałem się w mojej sypialni.
 Nie byli jednak głupi, wiedzieli, że coś było nie tak. Nie dość, że Rose nie chciała ze mną rozmawiać, to wyglądałem, jakbym przepłakał całą noc. Co może nawet było prawdą... Mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia w tym momencie, ale nic mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było dla mnie, by pogodzić się z moją siostrą, ale póki co nic nie szło tak, jakbym tego chciał. Na co całkowicie sobie zasłużyłem, wiedziałem, że to nie będzie takie łatwe, by z powrotem zyskać zaufanie Rose. Nie po czymś takim.
 Wrzuciłem kolejną koszulkę do plecaka i czekałem ze zniecierpliwieniem, aż przestanę słyszeć dźwięk połączenia z telefonu, a zamiast tego usłyszę witający się ze mną głos. Zostało mi pół godziny do pociągu, nie miałem okazji pogadać z Rose i nawet Ashton nie chciał odebrać ode mnie telefonu, choć dzwoniłem już do niego dobre kilkanaście razy. Jeśli on też teraz nie miał zamiaru ze mną gadać przez to co się stało, to naprawdę miałem już dość wszystkiego. Nie umiałem poradzić sobie z tą sytuacją, nie umiałem sprawić, by wszystko wróciło do normy.
 - Co?
 Ashton nie brzmiał na zbyt szczęśliwego tym, że ze mną rozmawiał, ale przynajmniej wreszcie odebrał, a to było dla mnie wystarczające.
 - Ash, hej - mruknąłem i otarłem wierzchem dłoni nos. - Opowiedz mi, co stało się, gdy Rose z tobą wyszła.
 - Rose byłaby naprawdę zła, gdyby wiedziała, że z tobą rozmawiam - powiedział Ashton, po czym westchnął głośno. - I tak miałem prawie przejebane, bo dowiedziała się, że wiedziałem o tobie i Luke'u. Chyba jednak była już zbyt zła na ciebie, by móc jeszcze obrażać się na mnie.
 Skrzywiłem się lekko, słysząc to, ale prawdopodobnie taka właśnie była prawda. Zresztą jeśli już miała się na kogoś gniewać, to powinienem być to tylko ja, nie chciałbym, żeby przeze mnie inne osoby też miały z nią problemy. Dlatego z jednej strony cieszyłem się z tego, co powiedział Ashton, ale z drugiej przypomniało mi to tylko, jak bardzo Rose nie chciała mieć teraz ze mną nic wspólnego.
 - Możesz powiedzieć mi, co działo się, gdy wyszliście, proszę? - spytałem po chwili.
 Rozejrzałem się po pokoju, sprawdzając czy czegoś jeszcze nie zapomniałem spakować i zapiąłem plecak, gdy nic takiego nie znalazłem. Chciałem już wrócić do mojego pokoju w akademiku, gdzie będę mógł żalić się nad moim beznadziejnym życiem dwójce moich ulubionych przyjaciół, ale bałem się też tego, jak często będę wpadał tam na Luke'a. Miałem nadzieję, że przynajmniej teraz nie spotkam go na stacji albo że nie będzie siedział gdzieś niedaleko mnie w pociągu, bo widząc go, pewnie wybuchnąłbym głośnym płaczem, nie przejmując się tym, jak dużo osób mnie widzi. Musiałem go unikać, jak najbardziej się dało.
 - Ok, w porządku - odpowiedział Ashton dość niechętnie. - Od razu zauważyłem, że płakała, ale ona próbowała udawać, że nic się nie stało, tylko nie bardzo jej to wychodziło. Dlatego powiedziałem jej, że wcale nie musimy iść tam, gdzie to zaplanowałem, a możemy po prostu usiąść w parku i pogadać.
 Uśmiechnąłem się lekko na ostatnią część jego wypowiedzi, wiedziałem, że Ashton był najlepszą osobą, z którą Rose mogłaby zacząć się umawiać.
 - Po tym praktycznie od razu się rozpłakała - zaczął mówić dalej, a uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy - i powiedziała mi o wszystkim, próbowałem ją pocieszyć, ale to nie bardzo pomagało. Przypadkiem wygadałem się, że też o wszystkim wiedziałem i wtedy była na mnie dość zła, na szczęście w miarę szybko jej przeszło. Skończyło się na tym, że ją trzymałem, a ona płakała w moje ramiona, później odprowadziłem ją do domu.
 Zacisnąłem mocno zęby na mojej górnej wardze, starając się nie rozpłakać i nie sprawiać, by ten moment był przez to jeszcze bardziej niekomfortowy.
 - Och, ok, dzięki - rzuciłem cicho i potarłem palcami oczy. - Przepraszam, że przeze mnie nie wyszła wam randka.
 Ashton przecież miał spytać ją, czy chciałaby z nim być, ale nie mógł tego zrobić, skoro ona siedziała i płakała z powodu tego, co zrobiłem. Podszedłem do lustra, po czym przejrzałem się w jego odbiciu ze zrezygnowaniem. Dzisiaj chyba nic nie mogło mi pomóc, zresztą nie zamierzałem nawet się tym kłopotać. Ashton nie odzywał się przez kilkanaście sekund i myślałem, że najlepiej będzie jeśli się już z nim pożegnam, ale wtedy spytał:
 - Z tobą wszystko dobrze?
 Popatrzyłem jeszcze raz na moje zaczerwienione oczy i wielkie cienie pod nimi, później na pogryzione usta i jeszcze bledszy odcień skóry niż zawsze. Włosy wyglądały, jakby przeszło przez nie tornado, a to wszystko razem nadawało mi wygląd wielkiego nieszczęścia. Co dokładnie odwzorowywało, jak się teraz czułem.
 - Jasne - skłamałem. - Po prostu muszę dać Rose trochę czasu i w końcu się pogodzimy.
 - Mhm, wszystko się ułoży - dodał Ashton, brzmiąc jakby próbował przekonać samego siebie.
 - Muszę kończyć, pogadamy później - powiedziałem szybko, chcąc już skończyć tę rozmowę, skoro dowiedziałem się od niego tego, czego chciałem.
 Ashton pożegnał się, a wtedy zakończyłem połączenie i schowałem telefon do kieszeni, nie sprawdzając wiadomości od Gabby czy Aleca. Nie mieli jeszcze o niczym pojęcia, dlatego pewnie pisali o jakichś głupotach, a ja nie miałem teraz ochoty, żeby to czytać.
 Przerzuciłem pasek plecaka przez ramię i wyszedłem z pokoju, zerkając jeszcze raz w stronę zamkniętych drzwi pokoju Rose. Może i lepiej, że nie udało mi się z nią porozmawiać tego dnia, gdy dam jej więcej czasu do przemyślenia tego wszystkiego, rozmowa powinna nam pójść łatwiej, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
 Ale gdy wszedłem do kuchni, spotkało mnie zaskoczenie, bo Rose siedziała przy stole i trzymała w dłoniach kubek, który co chwilę przykładała do ust. To była moja jedyna szansa, żeby z nią porozmawiać, a musiałem wyjść niedługo z domu, może nawet Rose była tutaj, właśnie dlatego, że myślała, że mnie już nie było.
 - Rose - powiedziałem, na co kubek prawie wyślizgnął się jej z rąk.
 Moja siostra od razu wstała od stołu i nie patrząc na mnie, chciała wyjść z pomieszczenia, ale stanąłem przed nią, blokując jej drogę. Wyglądała równie okropnie jak ja, nie miałem wątpliwości, że jej noc była tak samo ciężka.
 - Zerwałem z Lukiem - wyrzuciłem z siebie szybko, licząc na to, że te słowa sprawią, że będzie chciała ze mną porozmawiać. - To wszystko nie powinno nigdy się wydarzyć, przepraszam. 
 Miałem małą nadzieję, że Rose może uśmiechnie się po tym, okaże w jakiś sposób, że to coś poprawiło, ale tylko pokręciła głową, a jej wzrok ani na chwilę nie opuścił jej stóp. Nie wiedziałem, w jaki sposób mam to zinterpretować.
 - Wszystko między nami skończone, obiecuję - dodałem błagalnym tonem.
 - Nie wiem, co chcesz, żebym teraz powiedziała, to że z nim zerwałeś, nie sprawi, że nagle zapomnę o tym wszystkim  - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Ale tak, gdybyś ciągle z nim chodził, to na pewno nie chciałabym już z tobą nigdy gadać, zresztą póki co dalej nie chcę.
 Pokiwałem głową, chociaż nawet tego nie widziała, ale dalej nie ruszyłem się z mojego miejsca. Powiedziała, że póki co dalej nie chce ze mną rozmawiać, co odbierałem za dobry znak, znaczyło to, że w końcu się to zmieni i wszystko wróci między nami do normy. Mogło to jednak zająć naprawdę dużo czasu.
 Usłyszałem, jak otwierają się drzwi wejściowe i spojrzałem na korytarz, zauważając rodziców. To był dla mnie znak, że powinienem się już zbierać. Rose przeszła obok mnie, ale zanim zdążyła dojść do schodów, mama zawołała:
 - Hej, stój! Oboje nigdzie się nie ruszać i nie zamykać się znowu w swoich pokojach. Co się stało?
 Przełknąłem nerwowo ślinę i spojrzałem w stronę Rose, a ona popatrzyła na mnie twardo, jakby chciała, żebym to ja wszystko wytłumaczył. Może niekoniecznie chodziło jej o to, żebym mówił prawdę, ale po prostu chciała, żebym to ja męczył się z wymyślaniem jakiegoś kłamstwa, skoro to wszystko było moją winą. Nie byłem pewien, co zrobić. Rodzice pewnie w końcu i tak dowiedzą się w jakiś sposób o wszystkim, zresztą miałem już dość tego całego kłamania.
 - Ja... chodziłem z Lukiem.
 Mama popatrzyła na Rose, która wyglądała na zdołowaną, a później z powrotem na mnie i widziałem, że była w poważnym szoku. Tata za to zmarszczył brwi ze zdezorientowaniem, jakby nie do końca zrozumiał, o co chodziło.
 - Jakim Lukiem?
 Pewnie po prostu nawet nie przeszło mu przez myśl, że mogło chodzić o tego Luke'a, że mogłem odbić chłopaka siostrze.
 - Byłym chłopakiem Rose - mruknąłem cicho, przesuwając dłonią po karku.
 Po tym zapadła niekomfortowa cisza, bo żadne z nich chyba nie wiedziało, jak miało na to zareagować. Rose wykorzystała tę chwilę, żeby wbiec po schodach i pójść do swojego pokoju, a mi zostało znosić oskarżycielskie spojrzenia rodziców.
 - Michael... - zaczęła mama tonem pełnym rozczarowania i zamilkła, jakby nawet nie miała teraz odpowiednich słów do użycia.
 Tato poszedł do salonu, zostawiając to bez komentarza, ale widziałem po nim, że był na mnie zły. W ogóle się mu nie dziwiłem, to było normalne, że tak właśnie czuł, byłem tylko zaskoczony, że na mnie nie nawrzeszczał.
 - Um, muszę już pójść - wymamrotałem, robiąc kilka kroków w stronę drzwi, przy czym niestety zbliżałem się do mamy.
 - Kiedy zacząłeś z nim być? - spytała, a ja wstrzymałem oddech, bo jeśli jeszcze mnie nienawidziła, to zaraz zacznie, gdy jej odpowiem.
 - Gdy... gdy jeszcze był z Rose - powiedziałem i odchrząknąłem cicho, mrugając intensywnie powiekami, by pozbyć się zbierających w oczu łzach. - Przepraszam.
 Ominąłem ją szybko i wyszedłem z domu, nie mogąc znieść spojrzenia, którym mnie obdarzała. Miałem spieprzone już wszystko z Rose i Lukiem, a teraz nawet rodzicami.
 Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie mogę stracić tak wiele.

*

 Nie spotkałem Luke'a na stacji, nie widziałem go też w pociągu ani w drodze do akademika. Może pojechał o innej godzinie, nie miałem pojęcia, w końcu nie rozmawialiśmy ze sobą, odkąd dzień wcześniej wyszedłem z jego domu. Idąc korytarzem budynku, co chwilę rozglądałem się na boki, żeby móc w razie czego szybko zauważyć blondyna i wtedy jeszcze bardziej przyśpieszyć kroku. Choć wcześniej mogło mi trochę nie pasować to, że nie miał pokoju na tym samym piętrze, teraz byłem z tego zadowolony, bo pomagało mi to w szansach unikania go jak najdłużej.
 Odetchnąłem z ulgą, gdy znalazłem się przed drzwiami mojego pokoju, bo naprawdę nie mogłem się doczekać, aż będę mógł schować się pod kołdrą i pewnie znowu trochę porozpaczać nad tym, jak okropne było moje życie. I nad tym, że nie jestem już z Lukiem, choć była to wyłącznie moja decyzja.
 Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, po czym uniosłem wysoko brwi, zauważając że oprócz Aleca i Gabby (jej obecność w naszym pokoju nawet mnie nie zdziwiła), był tu też jakiś chłopak, którego widziałem pierwszy raz na oczy. Siedział razem z Gabby na moim łóżku, a ona wtulała się w jego bok, póki nie zobaczyła mnie i zerwała się z łóżka, żeby mnie przywitać.
 - Mike, hej! - zawołała, ściskając mnie, a później odsunęła się trochę, żeby na mnie spojrzeć. - Co się stało? Wyglądasz okropnie.
 Ledwo co zarejestrowałem, co powiedziała, bo spoglądałem na tego kolesia, próbując zrozumieć, co się tu działo. Popatrzyłem na Aleca, chcąc by mi to wytłumaczył, ale on spoglądał na mnie ze zmartwieniem, bo oczywiście też od razu rzucił mu się w oczy mój kiepski wygląd.
 - Um, później wam opowiem - powiedziałem, omijając Gabby i położyłem plecak na podłodze. - My chyba się nie znamy, jestem Michael.
 Wyciągnąłem rękę w stronę chłopaka, który ciągle siedział na moim łóżku i uśmiechnął się lekko, wyglądając na dość nieśmiałego. Uścisnął moją dłoń i widziałem, że już otwierał usta, chcąc się przedstawić, ale Gabby go uprzedziła.
 - To Dominic, mój... nowy znajomy.
 Odwróciłem się szybko w stronę Gabby, a ona uśmiechnęła się znacząco i opadła z powrotem na miejsce obok niego. Prawie o tym zapomniałem, ale rzeczywiście pisała mi o jakimś chłopaku, gdy akurat byłem u Luke'a, jeszcze zanim wydarzyła się cała późniejsza akcja. Z tego co wiedziałem, Gabby znała się z nim naprawdę krótko, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę, by usiąść jak najbliżej niego i patrzeć w jego stronę, jakby był najlepszą rzeczą w jej życiu.
 Przez chwilę nie byłem pewien, co ze sobą zrobić i stałem w miejscu, po prostu się im przyglądając, jakkolwiek dziwne mogło się to wydawać. Dominic miał brązowy odcień skóry, trochę ciemniejszy od Gabby, a na jego głowie znajdowała się gęsta czupryna kręconych, czarnych włosów. Tylko patrząc na nich, miało się wrażenie, jakby idealnie do siebie pasowali. Zastanawiałem się, czy tak samo uważali ludzie, patrząc na mnie i Luke'a.
 Normalnie naprawdę cieszyłbym się, że Gabby kogoś znalazła - może tym razem rzeczywiście na trochę dłużej niż dwa tygodnie - ale w tym momencie to sprawiało, że miałem ochotę wybuchnąć płaczem. Nie potrafiłem patrzeć na nich i nie myśleć o tym, że właśnie zakończyłem mój jedyny związek z chłopakiem, którego wciąż kochałem.
 - Napiłbym się piwa, chcesz iść ze mną? - zaproponował Alec, wstając z łóżka i patrząc na mnie oczekująco.
 Nie miałem ochoty pić, nie miałem ochoty nigdzie wychodzić. Chciałem zostać w moim pokoju, najlepiej samemu, ale jak widać nie bardzo mogłem to zrobić. To znaczy zawsze mogłem poprosić Gabby, by zabrała stąd swojego "chłopaka", ale nie chciałem wyjść na kompletnego chuja przed ledwo poznaną przeze mnie osobą. Gabby przyglądała mi się uważnie, jej uśmiech dawno zniknął i musiała się domyślić, że stało się coś naprawdę poważnego. Nie chciałem psuć jej dnia, który miała pewnie zamiar spędzić z Dominiciem, nie miałem zresztą ochoty, by opowiadać jej teraz o wszystkim, a na pewno do tego właśnie, by mnie zmusiła.
 - Jasne - odpowiedziałem w końcu.
 Liczyłem na to, że Alec nie każe mi opowiedzieć mu, co się stało, a raczej pozwoli mi zrobić to w swoim czasie. Skoro nie mogłem pobyć sam, to wolałem już pójść się z nim napić. Wyszedłem z powrotem z pokoju, choć ledwo co do niego wszedłem i odetchnąłem głęboko, wycierając szybko pod oczami, gdy spłynęło mi kilka łez.
 - Chodź, wiem, że trzy pokoje obok mają pełno alkoholu i trochę się z nami podzielą - powiedział Alec i przerzucił mi rękę przez ramiona.
 Pokiwałem głową, idąc obok niego i starając się nie wyglądać tak bardzo żałośnie, jak się czułem. Alec udawał, że nic nie zauważa i zachowywał się normalnie, za co byłem mu wdzięczny. Poszliśmy do pokoju, o którym mówił i jakimś cudem Alecowi udało się namówić ich, żeby dali nam za darmo dwa piwa. Może miało to coś wspólnego z tym, że były to dwie dziewczyny i obie patrzyły na niego z rozmarzeniem, co on wykorzystał, by dostać alkohol.
 Gdy wyszliśmy z powrotem na korytarz, miałem trochę lepszy humor po obserwowaniu flirtowania Aleca z tymi dziewczynami. Moim zdaniem robił to dość zabawnie, ale im musiało się spodobać, skoro właśnie nieśliśmy po butelce piwa w dłoni.
 - Nie mam pojęcia, jak to na nie zadziałało - powiedziałem, a on posłał mi urażone spojrzenie. - Gdybyś pokazał im swoją klatę, to rozumiem, ale...
 Urwałem nagle, bo zauważyłem Luke'a i Caluma, a wtedy spanikowałem i praktycznie wbiegłem z powrotem do pokoju, z którego dopiero co wyszliśmy i zamknąłem za sobą drzwi. Dziewczyny spojrzały na mnie dziwnie, a ja wymusiłem na twarz lekki uśmiech, choć było to teraz dla mnie cholernie trudne.
 - Coś jeszcze? - spytała jedna z nich niezbyt miło, pewnie dlatego, że nie było ze mną Aleca.
 - Ja um...
 - Michael, co robisz? - usłyszałem zza drzwi głośny głos mojego przyjaciela.
 Calum i Luke musieli teraz być blisko niego, więc na pewno go usłyszeli i pewnie zatrzymali się, by sprawdzić, co się dzieje. Zakląłem pod nosem, wiedząc że muszę tam wyjść, tym bardziej, że miałem na sobie teraz dwie pary morderczych spojrzeń.
 Niechętnie wróciłem na korytarz i Alec spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale mój wzrok od razu skierował się do Luke'a, który stał obok niego. Calum musiał pójść dalej, bo nigdzie nie było go widać. Nie wiem, czego spodziewałem się, gdy zobaczę Luke'a, może że będzie wyglądał równie źle jak ja. Z czerwonymi oczami i sińcami pod oczami, które wskazywałyby na to, że też przepłakał całą noc.
 Nie zauważyłem jednak żadnej z tych rzeczy, jego wygląd był idealny jak zawsze. Tak jakby nic się nie stało. To sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej, jeszcze bardziej żałośnie, bo choć wczoraj prosił mnie, żebym tego nie kończył, teraz wydawało się, jakby zbytnio go to nie obeszło.
 - Hej, kotek - powiedział i uśmiechnął się niepewnie.
 Otworzyłem parę razy usta i zamknąłem, nie wiedząc co odpowiedzieć. Luke znowu wszystko mi utrudniał, jeszcze na dodatek nazywając mnie tym głupim słowem. Nie potrafiłem z nim teraz normalnie rozmawiać i już czułem, jak oczy wypełniają mi się łzami. Jak mogło mu to wszystko tak łatwo przychodzić, gdy ja nie mogłem na niego spojrzeć, nie czując jakby ktoś wyrywał serce z mojej piersi?
 - Ja... nie możemy ze sobą rozmawiać - wykrztusiłem w końcu, kręcąc mocno głową na boki.
 Luke przygryzł wargę i poruszył się niekomfortowo na boki, spoglądając na Aleca, pewnie chcąc, żeby sobie poszedł. Choć dopiero co powiedziałem mu, że nie będziemy przeprowadzać żadnej rozmowy.
 - Michael...
 - Nie wydaję mi się, żeby Mike chciał z tobą teraz gadać - przerwał mu Alec i przyciągnął mnie do siebie ramieniem.
 - To sprawa między naszą dwójką - odpowiedział Luke chłodniejszym tonem.
 Alec musiał chyba pomyśleć, że Luke mi coś zrobił, bo posyłał mu mordercze spojrzenie, na co on odpowiadał mu podobnym, dlatego że utrudniał mu próbę porozmawiania ze mną. Nie mogłem dłużej tego wytrzymać.
 - Do zobaczenia kiedyś, Luke - powiedziałem cicho i zauważyłem, jak Luke posmutniał, słysząc to, ale nie mogłem teraz zbyt wiele o tym myśleć.
 Ruszyłem szybko w stronę pokoju, nie oglądając się za siebie. Alec mnie nie dogonił, co znaczyło, że pewnie teraz ze sobą rozmawiają i nie byłem z tego ani trochę zadowolony. Nie chciałem, żeby Alec był dla niego niemiły, bo Luke nie zrobił nic złego, wszystko przecież było wyłącznie moją winą i to ja z nim zerwałem. Nieodwrotnie, więc nie mogłem zachowywać się, jakbym był ofiarą w tym wszystkim. Nie potrafiłem się jednak zmusić do tego, żeby się tam wrócić, bo przebywanie w towarzystwie Luke'a było zbyt trudne. Dlatego mogłem tylko mieć nadzieję, że Alec nie zrobi niczego zbyt głupiego.
 Wziąłem kilka dużych łyków mojego piwa, czując przyjemne zimno spływające moim przełykiem. Może jednak właśnie tego potrzebowałem. Choć wcześniej wyszedłem z pokoju, bo nie chciałem siedzieć z Gabby i jej znajomym, to teraz już niewiele mnie to obchodziło. Przebywanie na korytarzu równało się z szansą spotkania Luke'a, dlatego mogłem już nawet wytrzymać siedzenie z nimi.
 Gdy wróciłem do pokoju, okazało się, że Gabby była już tam sama, a Dominica musiała się pozbyć, wiedząc że byłem smutny. Usiadłem obok niej na łóżku, a ona od razu objęła mnie ramionami i cichym głosem spytała:
 - Rose się dowiedziała, tak?
 Pokiwałem głową, po czym napiłem się więcej piwa i odłożyłem je na komodę obok. Wtedy też przytuliłem Gabby, przysuwając się jeszcze bliżej niej. Jej dłoń zaczęła przesuwać się po moich włosach w przyjemny, uspokajający sposób, ale z jakiegoś powodu nie było to takie samo, jak wtedy gdy robił to Luke.
 - A ty zerwałeś z Lukiem, prawda?
 Po tym zacząłem płakać, a ona nie powiedziała już nic więcej, choć byłem pewien, że zacznie zadawać mi mnóstwo innych pytań. Zamiast tego po prostu trzymała mnie mocno i pozwalała moczyć swoją bluzkę moimi łzami, a gdy wrócił Alec, usiadł po mojej drugiej stronie i poklepał mnie pocieszająco po kolanie.
 - Nic mu nie zrobiłem, nie musisz płakać - powiedział, chcąc trochę poprawić mi humor.
 Zaśmiałem się przez łzy i uniosłem trochę głowę, a on uśmiechnął się do mnie pocieszająco, popatrzyłem na Gabby i na jej twarzy też znajdował się lekki uśmiech.
 Całe szczęście, że przynajmniej miałem dalej tę dwójkę.

*

ech, czuję, że ten rozdział jest dość chujowy... wybaczcie

#esitf

poniedziałek, 7 września 2015

38.

 Tak bardzo bałem się powiedzieć Rose prawdę, że odkładałem to jak najbardziej się dało. Może też liczyłem na to, że wtedy odbierze to wszystko o wiele lepiej, ale musiałem przyznać przed samym sobą, że głównym powodem było jak bardzo obawiałem się momentu powiedzenia jej o tym. Wyobrażałem sobie, jak te słowa z trudem wychodzą z moich ust, ledwo zrozumiale, bo tak ciężko wyznać mi coś, co wiem, że zrani moją siostrę. Wiedziałem jednak, że był to jedyny sposób, by dowiedziała się prawdy. Ale to teraz... To było o wiele gorsze.
 Rose upuściła zdjęcie na podłogę chwilę temu i obejmowała się mocno ramionami, jakby potrzebowała tego, żeby kompletnie się teraz nie rozkleić. Jej wzrok utkwiony był gdzieś w miejsce koło moich stóp, a między nami panowała cisza, gdy próbowałem zebrać moje myśli w całość i móc powiedzieć coś sensownego, coś co sprawi, że cała ta sytuacja nie będzie wydawać się, aż taka okropna, jak była w rzeczywistości. Prawdą jednak było, że nic co bym teraz powiedział, nie mogłoby tego naprawić. Zrobiłem coś naprawdę złego, coś czego nigdy nie powinienem był zrobić osobie, która była jedną z najważniejszych w moim życiu. Zawsze starałem się uchronić Rose przed tym, by cierpiała, a teraz sam się do tego przyczyniłem.
 - Rose... - zacząłem cicho, choć nie wiedziałem nawet, co chciałem powiedzieć.
 Zacisnąłem mocno usta, widząc jak ociera policzki dłońmi, pozbywając się z nich śladów łez i pociąga lekko nosem. Sam miałem ochotę zacząć płakać, usiąść na podłodze i rozpaczać, ale tu chodziło o Rose, nie o mnie. To ona miała prawo do tego, by być teraz smutną, nie ja.
 - Masz tam zielone włosy.
 Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, gdy się odezwała i pokiwałem nieznacznie głową, choć nie mogła tego zobaczyć, bo wcale na mnie nie patrzyła. Jej głos był cichy, więc skupiałem się teraz jeszcze bardziej na dźwiękach wokół mnie, by mieć pewność, że ją usłyszę i zrozumiem, jeśli powie coś znowu. Chciałem, żeby coś mówiła, wolałem, żeby powiedziała mi, jak bardzo mnie teraz nienawidzi i jak bardzo złą osobą byłem za to, co zrobiłem. Nie mogłem już znieść tej ciszy.
 - Miałeś zielone włosy, gdy jeszcze chodziłam z Lukiem, a później pofarbowałeś je, zanim ze mną zerwał - powiedziała i potarłem oczy, w których mimo wszystko zebrały się łzy. - Czyli... gdy byłam z nim, to wy...
 Urwała nagle, nie musząc nawet kończyć, a może nawet nie potrafiła się zmusić, by to powiedzieć. Nie miała nigdy dowiedzieć się o tej części, chciałem, żeby myślała, że zacząłem chodzić z Lukiem dopiero później, po tym jak się z nim rozstała. Ale teraz było już za późno, spieprzyłem wszystko i Rose doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej były chłopak zdradził ją z jej własnym bratem. I skoro ja miałem wrażenie, jakby serce rozrywało mi się teraz na pół, to nie mogłem sobie wyobrazić, jak strasznie ona musiała się czuć.
 - Ja... przepraszam, Rose, tak bardzo cię przepraszam... Nic co teraz powiem, nie będzie wystarczająco dobre, ale... Uwierz, że cholernie mi przykro.
 Oparłem dłonie na mojej głowie, łapiąc palcami za włosy i ciągnąc za nie lekko z nadmiaru emocji. Nie miałem pojęcia, co mogę zrobić, by naprawić to wszystko. Wydawało mi się, że "przepraszam" wychodzące z moich ust brzmiało teraz tak głupio i nieprawdziwie. Bo jeśli byłoby mi z tym wszystkim tak źle to dlaczego w ogóle to zrobiłem, dlaczego pozwoliłem na to, by ta sytuacja rozwinęła się w ten sposób i dlaczego dalej z nim byłem? Choć zdawałem sobie sprawę z tego, że to zaboli moją siostrę bardziej niż cokolwiek innego.
 - Już nie dziwię się, że nie chciałeś mi powiedzieć o tym swoim chłopaku. - przerwała na chwilę, by pociągnąć nosem i skończyła: - Nie myślałam tylko, że to dlatego, że jest nim mój były.
 Biłem się w myślach, czy powinienem podejść do niej i usiąść obok, może spróbować ją przytulić czy raczej zostać na moim miejscu. W końcu zdecydowałem się na to ostatnie, stwierdzając, że Rose prędzej zepchnęłaby mnie na podłogę, nie chcąc bym był teraz tak blisko niej. Dlatego dalej stałem niezręcznie na moim miejscu i patrzyłem na nią z rozpaczą, jakby to miało mi jakoś pomóc.
 - Przepraszam - powtórzyłem znów, praktycznie krzywiąc się, gdy słyszałem, jak wymawiałem to słowo. - Miałem powiedzieć ci o tym sam... Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób.
 Rose pokręciła głową i uniosła wreszcie swój wzrok na mnie, dzięki czemu mogłem lepiej zobaczyć jej twarz. Tusz spływał jej po policzkach, oczy i nos miała już lekko zaczerwienione i nawet jej usta były pogryzione, wyglądając prawie na opuchnięte. Wyglądała, jakby cały jej świat właśnie się zawalił i świadomość, że ja to spowodowałem, była najgorszą rzeczą, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła.
 - Co by to zmieniło? - spytała i teraz do smutku w jej głosie doszła też lekka złość. - Mógłbyś dłużej poczekać? Udawać, że wcale nie pieprzyłeś się z moim chłopakiem, gdy jeszcze ze mną był?
 - My nie... - zacząłem i przełknąłem nerwowo ślinę pod jej uważnym spojrzeniem.
 Rose na pewno nie chciała słyszeć szczegółów na ten temat. Ale miała rację co jednego: miałem udawać, że nic nie działo się jeszcze wtedy między nami. Moja siostra znała mnie za dobrze, by nie zdawać sobie z tego sprawy.
 - To dlatego Luke był wtedy u nas w domu? - zaczęła znowu, a ja w pierwszej chwili nie mogłem skojarzyć, o czym mówi. - Gdy wróciłam z Ashtonem z imprezy i natknęłam się na niego w domu, a on powiedział, że chciał pogadać? - przesunęła jeszcze raz dłońmi po policzkach, choć z jej oczu ciągle leciały łzy, więc jej skóra zaraz znowu robiła się mokra. - Naprawdę przyszedł do ciebie, prawda?
 Pokiwałem lekko głową, postanawiając że będę już z nią teraz szczery, skoro i tak dowiedziała się praktycznie wszystkiego. Kolejne kłamstwa nie były już potrzebne, bo nie miałem dłużej niczego do ukrycia.
 - I to o tym mówiłeś na imprezie Ashtona, gdy upiłeś się i zacząłeś mnie nagle przepraszać.
 - Taa, zżerały mnie wyrzuty sumienia - mruknąłem w odpowiedzi, mrugając kilka razy powiekami, żeby pozbyć się łez, które co chwilę zbierały się w moich oczach. - I może nie pamiętam dokładnie wszystkiego, co wtedy powiedziałem, ale to wszystko było prawdą. Nigdy nie chciałem celowo sprawić, byś cierpiała.
 Oglądanie mojej płaczącej siostry było dla mnie naprawdę okropne, a jeszcze bardziej to, że nie mogłem teraz nic z tym zrobić. Zrobiłem dwa kroki bliżej w stronę łóżka, dalej zachowując między nami sporą odległość.
 - Jestem najgorszym bratem, jakiego mogłaś mieć.
 Rose zignorowała, co powiedziałem i widziałem, jak jej wzrok skierował się w stronę zdjęć na podłodze, a wtedy jej dolna warga zadrżała, jakby powstrzymywała się, by nie zacząć głośno szlochać.
 - Czyli dalej coś... coś między wami jest?
 Wcześniej wydawało mi się, że Rose wiedziała już, że ze sobą chodzimy, ale gdy o tym myślałem, jej pytanie miało sens. W końcu gdy mówiłem o moim tajemniczym chłopaku, upierałem się, że nie jesteśmy ze sobą, nawet chwilę wcześniej jej to powiedziałem. Jednocześnie wiedziała, że się z nim dzisiaj spotkałem, że spotkałem się z Lukiem i widziała na mojej szyi ślad, który po sobie zostawił.
 - Jesteśmy razem - wymamrotałem niepewnie, a ona spojrzała na mnie wielkimi oczami.
 - Och - wyrzuciła z siebie i odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić. - No tak, oczywiście, dlatego poszedł studiować tam, gdzie ty i możecie bez problemów ciągle spędzać ze sobą czas, bo nie ma opcji, że was tam razem zobaczę, co?
 - Przepraszam, Rose, naprawdę, tak bardzo cię...
 - Przestań - przerwała mi, kręcąc głową. - Nie chcę tego słuchać, to nic nie zmieni i nie sprawi, że to wszystko będzie łatwiejsze do zniesienia. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę się tak źle czuła z powodu osoby, której ufałam najbardziej na świecie. Że mój brat mógłby zrobić mi coś takiego i zabrać mi chłopaka, którego kochałam.
 Wstrzymałem na chwilę oddech po jej słowach, gdy w pełni dotarło do mnie, co powiedziała. Ufałam. Nie powinno mnie to w ogóle dziwić, spodziewałem się, że mnie znienawidzi, ale to bolało jeszcze bardziej. I słysząc, jak ona mówiła o tym, co zrobiłem, uświadamiałem sobie tylko bardziej, jak rzeczywiście okropne było to z mojej strony.
 - Masz pełne prawo do tego, by mnie nienawidzić - powiedziałem, w połowie zdania załamał mi się głos, gdy mocno musiałem powstrzymywać się od płaczu. - Gdybym był tobą, naprawdę bym siebie nienawidził.
 Rose powinna na mnie krzyczeć, uderzyć mnie, zwyzywać od najgorszych, to byłoby o wiele lepszego od tego, co robiła teraz. Mogłem przepraszać ją jeszcze nieskończenie wiele razy - choć sam zdawałem sobie sprawę z tego, jak bezsensowne to teraz było - ale ona tego nie chciała, zresztą w niczym by to nie pomogło. Byłem kompletnie zagubiony w tym, co zrobić i jedyne co mogłem, to patrzeć, jak moja siostra płacze przeze mnie.
 - Rose, Ashton już przyszedł! - usłyszeliśmy nagle głos mamy z dołu.
 Przez całą tę sytuację zapomniałem o tym, że wychodzili na randkę i byłem pewien, że Rose nie będzie chciała teraz nigdzie pójść. Ona jednak wstała z łóżka i nie patrząc w moją stronę, ruszyła do drzwi.
 - Chyba nie wyjdziesz z nim teraz, Rose, porozmawiajmy, możesz na mnie krzyczeć, ile tylko chcesz i...
 - Nie chcę z tobą rozmawiać, nie mogę dłużej siedzieć z tobą w jednym pokoju, nie mogę nawet na ciebie patrzeć - powiedziała ze smutkiem.
 Odprowadziłem ją wzrokiem, gdy wyszła z pokoju i podszedłem bliżej drzwi, patrząc jak wchodzi do łazienki. Wychyliłem się bardziej na korytarz, zauważając Ashtona na dole, który nerwowo zerkał w stronę lustra na ścianie, upewniając się, czy dobrze wyglądał i czułem nawet, jakbym to mu wyrządził jakąś krzywdę. Mówił mi, żebym jej powiedział o wszystkim sam, ale uparłem się, że potrzebuję więcej czasu. A teraz Rose dowiedziała się o tym przed samą randką z Ashtonem i oczywiste było, że to nie skończy się dobrze.
 Gdy Rose wyszła po chwili z łazienki, z jej twarzy zniknęły wszelkie ślady makijażu i choć nie miała go już rozmazanego po policzkach, to z daleka można było poznać, że płakała. Minęła mnie bez słowa i zeszła na dół, a ja schowałem się z powrotem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi. Oparłem się o nie plecami, po czym wolno osunąłem się na podłogę i podciągnąłem kolana pod brodę, dopiero wtedy pozwalając sobie na to, by zaczął bezgłośnie płakać.

*

 Nacisnąłem przycisk dzwonka kilka razy, bo byłem zbyt zniecierpliwiony, żeby czekać, aż ktoś mi otworzy. Pewnie wszedłbym po prostu do środka, gdyby nie to, że na podjeździe stał samochód należący do rodziców Luke'a, co znaczyło, że są w domu. Włożyłem dłonie do kieszeni i spuściłem wzrok na moje buty, próbując wyrzucić z głowy obraz smutnej twarzy mojej siostry. To zdecydowanie był najgorszy dzień w moim życiu.
 - Michael, nie wiedziałam, że dzisiaj nas odwiedzisz.
 Uniosłem głowę, słysząc wesoły głos mamy Luke'a i uśmiechnąłem się do niej niepewnie. Jej mina lekko zrzedła, pewnie zobaczyła moje zaczerwienione oczy, ale ostatecznie starała się zachowywać normalnie.
 - Luke jest w swoim pokoju, słonko - powiedziała, pokazując mi ręką, żebym wszedł do środka.
 Pokiwałem głową i ściągnąłem buty w korytarzu, a później zacząłem wchodzić schodami na górę, skupiając swoją uwagę na głośnej muzyce, którą było słychać nawet tutaj. Dlatego gdy wszedłem do jego pokoju, najpierw nawet mnie nie zauważył, bo nie usłyszał dźwięku otwieranych i zamykanych drzwi. Luke leżał na łóżku z laptopem na swojej piersi i poduszkami pod głową, tak żeby było mu wygodnie. Był ubrany w to samo co wcześniej, gdy widziałem go kilka godzin temu i pewnie ledwo co ruszył się ze swojego miejsca, odkąd stamtąd wyszedłem. Robiło mi się cieplej na sercu, widząc jak włosy opadały mu na czoło w ten uroczy sposób, a jego usta ruszały się lekko, gdy ledwo dosłyszalnie podśpiewywał razem z wokalistą.
 Przez chwilę stałem w miejscu, po prostu na niego patrząc, ale Luke w końcu obrócił głowę w bok, pewnie czując na sobie mój wzrok. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko, ale szybko kąciki jego ust opadły po zauważeniu tego, jak wyglądałem.
 - Co się stało? - spytał i uniósł się do pozycji siedzącej, odkładając laptop na bok.
 Ściszył dźwięk muzyki, żebyśmy mogli normalnie rozmawiać, ale dalej było słychać ją w tle. Wziąłem głęboki oddech, przygotowując się na tę rozmowę, po czym podszedłem do łóżka i usiadłem na jego krawędzi w pewnej odległości od Luke'a. Był zmartwiony, widziałem to po jego minie i sposobie w jaki na mnie patrzył. Przesunął się w moją stronę i położył dłoń na moim udzie, pocierając je lekko i nie spuszczając ze mnie wzroku ani na chwilę.
 - Rose wie o wszystkim - powiedziałem w końcu. - Wie, że jesteśmy razem.
 Luke uniósł brwi ze zdziwieniem i przesunął wolno językiem po dolnej wardze, a wtedy odpowiedział:
 - Powiedziałeś jej? Myślałem, że nie chciałeś jej jeszcze o tym powiedzieć.
 - Nie powiedziałem jej - mruknąłem i sięgnąłem dłonią do mojej kieszeni. - Sama się dowiedziała, bo zobaczyła to.
 Wyciągnąłem w jego stronę rękę, pokazując mu nasze zdjęcia, które wtedy zrobiliśmy i obserwowałem, jak na jego twarzy pojawiał się wyraz zrozumienia. Schowałem je z powrotem do kieszeni, a on zaczął kręcić kciukiem kółka na mojej nodze, jakby chciał mnie w ten sposób uspokoić.
 - Nie martw się, kotku, Rose jest teraz zła, ale w końcu się pogodzicie.
 Pokręciłem przecząco głową i spuściłem wzrok na jego dłoń, mrugając intensywnie, bo naprawdę nie chciałem znowu zacząć płakać.
 - Nawet na mnie nie krzyczała, tylko tak bardzo płakała i... wiedziałem, że to ją zrani, ale to było jeszcze gorsze niż sobie wyobrażałem.
 Luke zabrał rękę z mojej nogi, ale zamiast tego objął mnie ramieniem i przyciągnął bliżej siebie, a ja nie zaprotestowałem w żaden sposób. Nie mogło mi to teraz jednak poprawić humoru, choć normalnie tak właśnie by było.
 - Co w takim razie mówiła? - spytał cichym, kojącym głosem.
 - Po prostu... domyśliła się wszystkiego, że zdradziłeś ją ze mną i dlaczego spotkała cię wtedy u nas w domu - zacząłem mówić, a oczy znowu mnie zapiekły. - I że to z tego powodu przepraszałem ją po pijaku. Nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć i próbowałem ją przeprosić, ale to było głupie i ona nawet nie chciała tego słuchać.
 Zmieniliśmy lekko nasze pozycje, tak że siedziałem już całkiem wtulony w Luke'a i gdy jedną ręką trzymał mnie przy sobie, wolną dłonią przesuwał wolno przez moje włosy. Opierałem głowę o jego ramię i jedyne co miałem teraz przed oczami to dresy, w które był ubrany. Nie bardzo jak miałem spojrzeć na jego twarz.
 - Niezbyt wiele możesz jej teraz powiedzieć, musisz trochę poczekać, dać jej ochłonąć i przemyśleć to wszystko na spokojnie - powiedział, ale nie wydawało mi się, żeby kiedykolwiek moje relacje z siostrą wróciły do normy.
 - Nigdy mi nie wybaczy, przestała mi ufać... I nie chciała ze mną rozmawiać, mówiła, że nie może nawet ze mną siedzieć w jednym pokoju - odpowiedziałem i kilka łez spłynęło po moich policzkach. - Spieprzyłem wszystko.
 Luke pocałował czubek mojej głowy, zostawiając swoje usta w tym miejscu przez kilka sekund, a ja przesunąłem dłońmi przez moją twarz. Starałem się całkiem nie rozklejać, ale ciężko było mi to zrobić, biorąc pod uwagę, co stało się tego dnia.
 - Nie obwiniaj się za bardzo, ok? Możesz obwiniać mnie, to ja starałem się poderwać cię od samego początku. Jeśli chcesz, mogę nawet pogadać z Rose, wiesz, że potrafię dobrze dobierać słowa i...
 - Nie, nie rozmawiaj z nią - rzuciłem szybko i podniosłem głowę, odsuwając się od niego lekko, by móc na niego spojrzeć.
 - Ok, w porządku - odpowiedział, przesuwając wzrokiem po całej mojej twarzy. - Wszystko w końcu będzie dobrze, zobaczysz, może nie jutro ani za tydzień, ale to twoja siostra i nie będzie na ciebie zła do końca życia.
 W tym momencie naprawdę wyglądało to dla mnie, jakby mogła nie chcieć ze mną rozmawiać już nigdy. Na jej miejscu tak właśnie bym zrobił. Tak powinna zrobić.
 Westchnąłem głośno i rozejrzałem się po pokoju, choć byłem tu jeszcze tego samego dnia, więc nic raczej nie mogło się w nim zmienić. Wszystko wyglądało tak samo, łącznie z bałaganem, który Luke wcześniej zostawił. Odsunąłem się od niego bardziej i ściągnąłem z siebie jego rękę, na co spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem.
 - Mam jeszcze jedną ważną rzecz, o której musimy pogadać - zacząłem, unikając patrzenia na niego.
 Wiedziałem, że musiałem to zrobić, nie mogłem postąpić inaczej. Nie po tym, gdy zobaczyłem, jak bardzo moja siostra cierpiała z tego powodu.
 - Michael, nie... - powiedział Luke, podejrzewając już, o co mi chodzi.
 Zacisnąłem dłonie w pięści, wbijając lekko paznokcie w skórę, powtarzając sobie w głowie, że to była prawidłowa rzecz do zrobienia. W końcu jeśli naprawdę było mi przykro z powodu tego, co zrobiłem, to nie mogłem dalej ranić Rose, będąc z Lukiem.
 - To koniec, wybacz - wyrzuciłem z siebie.
 Luke złapał palcami za mój podbródek i uniósł moją głowę do góry, tak że musiałem na niego spojrzeć. Poczułem się jeszcze gorzej, widząc że jego twarz też była teraz pełna smutku.
 - Nie rób tego, kotek, w końcu wszystko się ułoży, zobaczysz - odpowiedział miękkim głosem, patrząc prosto w moje oczy.
 To było tak cholernie ciężkie, ale już postanowiłem, że muszę to skończyć. I choć normalnie Luke swoimi słowami mógł nieźle zamieszać mi w głowie, teraz to nie mogło niczego zmienić. Najbardziej zależało mi, by naprawić wszytko między mną a moją siostrą, a żeby do tego doszło, musiałem zerwać z Lukiem. Nie widziałem innej możliwości.
 - Przepraszam - powiedziałem to słowo kolejny raz tego dnia. - Nie możemy być dłużej razem, nie utrudniaj mi tego, Luke, proszę.
 Złapałem palcami za jego nadgarstek, chcąc zabrać z siebie jego rękę, tylko że nawet nie próbowałem jeszcze jej od siebie odsunąć. Zamiast tego na chwilę trzymałem ją, korzystając z ostatniej chwili, gdy byliśmy tak blisko siebie. W końcu później nie miałem pojęcia, czy znowu przydarzy się taka okazja.
 - Kocham cię.
 Normalnie słyszenie tych słów z jego ust powodowało uśmiech na mojej twarzy, ale teraz sprawiało, że czułem się jeszcze gorzej. Nie dość, że zraniłem dziś moją siostrę, to teraz to samo robiłem Luke'owi, ale nie miałem innego wyboru.
 - A ty kochasz mnie - dodał, gdy się nie odezwałem. - To głupie, żebyśmy nie byli razem.
 Zamknąłem oczy, gdy przysunął się bliżej mnie, tak że mogłem poczuć jego oddech na moich ustach. Patrzenie na niego w tym momencie było naprawdę bolesne.
 - Muszę to zrobić, jeśli chcę, żeby moja siostra kiedykolwiek mi wybaczyła - powiedziałem cicho i choć nie chciałem nawet wyobrażać sobie, że naprawdę mogłoby się tak stać, dodałem: - Znajdziesz sobie kogoś innego, jestem pewien, że tak będzie.
 - Nie chcę kochać kogoś innego.
 Otworzyłem oczy i jedyne co widziałem to jego twarz niesamowicie blisko mojej. Przełknąłem nerwowo ślinę, spuszczając wzrok na jego usta i naprawdę miałem ochotę pocałować je ostatni raz, choć nie byłem pewien, czy to dobry pomysł. W końcu jednak musnąłem jego wargi moimi, na co Luke od razu odpowiedział mi mocniejszym pocałunkiem i przez krótki moment całowaliśmy się, póki się nie opamiętałem.
 Odsunąłem się od niego i odciągnąłem jego dłoń od mojej twarzy, a później wstałem z łóżka, starając się nie zacząć płakać. Przynajmniej nie przy nim.
 - Michael...
 Pokręciłem przecząco głową, dając mu do zrozumienia, że nie zmienię zdania.
 - Pewnie zobaczymy się niedługo - powiedziałem niezręcznie.
 Luke odetchnął głęboko i gdy ruszyłem w stronę drzwi, poszedł za mną. Bałem się, że znowu zacznie mówić, bym tego nie robił, a ja jednak mógłbym mu ulec, mimo tego jak bardzo byłem pewien swojej decyzji. Zamiast tego jednak, zanim zdążyłem wyjść z pokoju, przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno, chowając twarz w mojej szyi. Niepewnie objąłem go rękami, czując że rozkleję się całkiem, jeśli nie wyjdę stąd szybko.
 - Poczekam, aż do mnie wrócisz - szepnął przy moich uchu i odsunął się z powrotem.
 Nie patrząc już na niego, wyszedłem na zewnątrz, a później praktycznie zbiegłem po schodach i ubrałem jak najszybciej buty. Opuściłem jego dom, gryząc mocno wnętrze policzka, próbując skupić się na czymś innym niż to, jak bardzo bolało mnie teraz serce.
 Płakałem całą drogę do domu.

*

wróciłam! nie zabijcie mnie za ten rozdział ;x

jestem ciekawa, jak dużo z was będzie na Janoskians w Warszawie? ;D

#esitf