Minął prawie kolejny tydzień i czułem się o wiele lepiej. No może nie do końca, ale przynajmniej przestałem płakać całymi dniami w łóżku i nawet przebierałem się z moich brudnych dresów w bardziej wyjściowe ubrania, idąc na zajęcia. Do których właśnie teraz zostało mi jeszcze pół godziny, ale były w budynku zaraz obok akademika, więc nie musiałem specjalnie się śpieszyć.
Alec patrzył na mnie jak na idiotę, gdy skakałem prawie po całym pokoju, próbując wciągnąć na nogi moje nadzwyczaj wąskie spodnie. Inaczej nie dało się tego zrobić. Uśmiechnąłem się z satysfakcją, zapinając ich guzik i sięgnąłem po koszulkę, którą położyłem wcześniej na łóżku. Byłem już praktycznie gotowy do wyjścia, dlatego opadłem z powrotem na materac i podniosłem mój telefon, a wtedy moje oczy rozszerzyły się w szoku po zobaczeniu nieodebranego połączenia od mojego taty.
- Alec, mój tato do mnie dzwonił, on prawie nigdy do mnie nie dzwoni - powiedziałem, mrugając kilka razy, jakby wtedy te litery miały zniknąć z ekranu.
- Oddzwoń do niego - odpowiedział ze znudzeniem.
- Oszalałeś?! Nie, pewnie chce... - przerwałem, gdy komórka zaczęła wibrować w mojej dłoni, a ekran się rozświetlił. - Boję się, odbierz to.
Popatrzyłem na mojego przyjaciela błagalnie, a on uniósł wysoko brwi i widząc, że mówiłem poważnie, rzucił:
- Tobie już całkiem odwaliło, nie będę rozmawiał za ciebie z twoim tatą.
- W takim razie wyjdź z pokoju? - mruknąłem niepewnie, po czym wziąłem głęboki oddech, szykując się na tę rozmowę.
- Chętnie.
Spojrzałem na moment w stronę Aleca, widząc jak wstaje ze swojego łóżka i kieruje się w stronę wyjścia, zabierając wcześniej swoje buty. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, przeciągnąłem po ekranie zieloną słuchawkę, akceptując połączenie.
- Hej, Mike.
- Hej - powiedziałem cicho. - Um, co słychać?
- U nas nic nowego - odpowiedział mi tym razem głos mamy.
Zacząłem myśleć o setkach różnych powodów, dla których mogli dzwonić do mnie razem. Żaden z nich nie był dobry. Teraz stresowałem się jeszcze bardziej, wyobrażając sobie jak siedzą na kanapie w salonie pochyleni nad telefonem, a na ich twarzach widnieją niezadowolone miny.
- O nie, chcecie mnie wydziedziczyć? - wyrzuciłem szybko.
Poczułem się kompletnie zdezorientowany, gdy usłyszałem śmiech mojego taty, a później dźwięk, jakby mama uderzyła go w tył głowy. Nie rozumiałem, co właśnie się działo i co takiego śmiesznego było w tym, co powiedziałem. Dalej bałem się, że zaraz usłyszę potwierdzenie z ich strony, mimo tego że w tym momencie nic na to nie wskazywało.
- Nie, Mikey, o czym ty mówisz... - powiedziała mama ze zmartwieniem.
- Wiem, że mnie teraz nienawidzicie i po prostu...
- Nie nienawidzimy cię, nigdy nie moglibyśmy cię nienawidzić - przerwała mi.
Tak to jednak wyglądało ostatnim czasem i nie dziwiłbym się im ani trochę, jeśli właśnie by tak było. Oparłem się plecami o ścianę i wyciągnąłem przed sobą nogi, tak że od połowy łydek wisiały za materacem.
- Ale przecież ostatnio gdy rozmawialiśmy, rozłączyłaś się tak szybko - odpowiedziałem, trzymając się swojego.
- Mówiłam ci, że zaraz spali mi się ciasto, no i rzeczywiście trochę za długo było w piekarniku, ale twój tato i tak zjadł wszystko - mruknęła bez cienia zawahania w głosie, więc wiedziałem, że to była prawda.
- Och... myślałem, że to było takie kłamstwo, żeby się mnie pozbyć - przyznałem i czułem się naprawdę głupio, że mogłem tak pomyśleć.
- Nie jesteśmy zadowoleni z tego, co zrobiłeś i byliśmy dość źli, dlatego też woleliśmy poczekać, aż opadną wszystkie emocje - dodał tato.
Przygryzłem wargę i pokiwałem głową, mimo tego że nie mogli tego zobaczyć. Oni nie chcieli się na mnie wydzierać, a ja wolałem, gdyby właśnie to zrobili. To właśnie powinni zrobić, a nie obchodzić się ze mną ostrożnie i uważać, by nie urazić moich uczuć.
- Ok - powiedziałem wolno. - To skoro nie próbujecie wykopać mnie z domu ani nic w tym stylu, to o co chodzi?
- Chcemy powiedzieć ci, że cię kochamy, nieważne co zrobisz - zaczęła mama. - Oczywiście, że nie podoba nam się to, co się stało i że jesteś pokłócony z Rose, ale kochamy cię zawsze mimo wszystko, ok?
Co za szczęście, że powiedziałem Alecowi, żeby wyszedł z pokoju, bo w moich oczach właśnie zaczęły zbierać się łzy, ale pierwszy raz w ostatnim czasie nie było to ze smutku.
- Ja... ok... - wymamrotałem i pociągnąłem cicho nosem.
- Przestań płakać - rzucił tata.
- Wcale nie płaczę - odpowiedziałem obronnym tonem, pocierając jednocześnie wolną dłonią oczy.
- Mhm - mruknął z niedowierzaniem.
Na chwilę zapadła między nami cisza i nie byłem pewien, co mam zrobić. Poczułem wielką ulgę, słysząc to, ale mimo wszystko nie wiedziałem, jak się zachować. Czy to znaczyło, że wszystko między nami było już normalnie czy jednak byli jeszcze na mnie trochę źli?
- Rozmawiałeś z Rose, odkąd stąd pojechaliście?
Westchnąłem cicho, słysząc to pytanie. Nic się nie zmieniło w moich kontaktach z siostrą i postanowiłem na razie dać jej spokój.
- Nie, ona nie chce ze mną rozmawiać - powiedziałem niechętnie, nie lubiąc sobie o tym przypominać.
- Za jakiś czas wszystko wróci do normy - dodał tata i choć wszyscy mi to mówili, nie bardzo mogłem w to uwierzyć.
- Czyli... Luke i ty, co? - spytała mama, używając trochę zbyt sztucznego, lekkiego tonu, jakby chciała mi pokazać, że mogę porozmawiać z nią na ten temat, jeśli tylko chcę, nawet jeżeli było to coś dziwnego, biorąc pod uwagę całą sytuację.
- Nie jesteśmy już razem - zapewniłem ich od razu.
Za każdym razem gdy wypowiadałem te słowa, brzmiało to dla mnie dziwnie, jakby było czymś nieprawdziwym, ale Luke i ja nie byliśmy ze sobą już prawie dwa tygodnie. Ledwo co widziałem go od tego czasu, gdy przyszedłem do jego pokoju, zabrać moje rzeczy. Nie byłem pewien, czy cieszę się z tego powodu czy raczej przeciwnie. Wiedziałem, że widzenie go byłoby dla mnie ciężkie, ale równie trudne było nie spotykanie go w ogóle.
- Czy ten gnojek zerwał z moim kolejnym dzieckiem? Chyba naprawdę będę musiał nagadać mu do rozumu! - zawołał tata z oburzeniem.
To sprawiło, że zaśmiałem się wesoło, nie mogąc się powstrzymać. Rzeczywiście nieważne co zrobiłem, oni ciągle troszczyli się o mnie równie mocno co o Rose.
- Nie, to ja z nim zerwałem - powiedziałem w końcu po chwili mojego małego ataku śmiechu i zdezorientowania rodziców.
- Ze względu na Rose?
Mruknąłem potwierdzająco i nie chcąc sprowadzać tej rozmowy na niezręczne tematy, powiedziałem:
- Muszę już kończyć, zaraz zaczynam zajęcia.
- Mam nadzieję, że zdobywasz same najlepsze oceny!
- Um, jasne - rzuciłem szybko, podnosząc się z łóżka. - Do pogadania niedługo, kocham was, hej.
Oboje odpowiedzieli mi tym samym, a wtedy zakończyłem połączenie i uśmiechnąłem się do samego siebie. Moje kontakty z rodzicami wróciły do normy i teraz została mi tylko Rose, ale wszystko wydawało mi się teraz trochę bardziej optymistyczne. Przynajmniej wiedziałem, że nie wszyscy mnie nienawidzą, tak jak do tej pory mi się wydawało.
Dlatego wychodząc z pokoju, dalej miałem lekki uśmiech na twarzy i wyjątkowo nie byłem załamany myślą, że musiałem przeżyć jeszcze cały dzień, zanim będę mógł zakopać się pod kołdrą.
*
Otworzyłem kolejną butelkę i odłożyłem otwieracz na szafkę obok, po czym wziąłem dużego łyka zimnego piwa. Nie byłem pewien, które to już było, ale wiedziałem, że kończyłem je dość szybko. Po prostu zbyt dawno nie piłem alkoholu, a teraz nie mogłem się powstrzymać przed sięganiem ciągle po kolejne piwo. Smakowało zbyt dobrze, żebym mógł sobie odpuścić i może byłem teraz już trochę pijany. Może.
- To wszystko przez te głupie zdjęcia - powiedziałem, machając w stronę Aleca i Gabby wygniecioną fotografią. - Gdybym tylko nie miał tego w portfelu, gdybyśmy w ogóle ich nie zrobili! - uniosłem głos, po czym urwałem, by napić się alkoholu. - Wtedy Rose by o niczym nie wiedziała, dalej by ze mną rozmawiała i... tak, to wszystko wina tych zdjęć.
- Michael, może trochę zwolnij z piciem - mruknęła Gabby, ignorując to, co powiedziałem.
- Ostatnio narzekałaś, że nie poszedłem pić! - zawołałem. - Mówiłaś, że jestem pierwszy do picia, a teraz piję, widzisz?
Pomachałem butelką na boki, wylewając trochę jej zawartości na moją koszulkę, a wtedy zakląłem głośno.
- Siedzisz w swoim pokoju... - odpowiedziała wolno, jakby bała się, że nie będę mógł jej zrozumieć.
Wzruszyłem ramionami i wziąłem kilka dużych łyków piwa, a wtedy jeszcze raz spojrzałem na zdjęcia, przesuwając powoli wzrokiem po każdym z nim. Głównie skupiałem się na patrzeniu na Luke'a i podziwianiu jego pięknej twarzy. Pamiętałem ten dzień tak dokładnie, jakby to było wczoraj, zapomniałem jednak o tym jednym, małym szczególe. Tym, który okazał się najważniejszy. Gdzie dałem to cholerne zdjęcie.
Gabby wciągnęła ze świstem powietrze, gdy przedarłem zdjęcia na pół i później jeszcze raz, tak że twarze moje i Luke'a nie były już razem na jednym kawałku. Myślałem, że poczuję się po tym lepiej, ale miałem wrażenie, jakby ktoś wbił szpilki w moje serce. Dlatego znowu napiłem się sporo z mojej butelki.
- Co ty robisz, Mike? - spytał Alec ze zrezygnowaniem.
- Upijam się - odpowiedziałem, a później uśmiechnąłem się w ich stronę sztucznie. - Świetnie się bawię.
Gabby i Alec spojrzeli na siebie z powątpiewaniem, przez chwilę wyglądali, jakby próbowali porozumieć się ze sobą za pomocą wzroku, a w końcu ona pokiwała głową. Zmarszczyłem brwi z niezrozumieniem, przykładając butelkę do ust i dalej się im przyglądając.
- Może gdzieś wyjdziemy, co? - zaproponowała Gabby, wstając z łóżka Aleca i podchodząc w moją stronę.
- Nie, tu mi dobrze - odpowiedziałem, po czym odłożyłem pustą już butelkę na podłogę, gdzie dołączyła do reszty.
Gabby popatrzyła w tamtą stronę i westchnęła głośno, siadając tym razem obok mnie.
- Jesteś naprawdę pijany, Mike - powiedziała, a Alec oparł się łokciami o swoje uda, wychylając się trochę bardziej do przodu.
- Nic nowego - mruknąłem, wyciągając telefon z kieszeni.
- Nie mam ochoty sprzątać twoich rzygów - burknął Alec, ale nawet nie uniosłem na niego wzroku. - Kolejny raz.
Zignorowałem to, co powiedział i wszedłem na listę kontaktów, a później zacząłem wpatrywać się w tą jedną nazwę, której szukałem. Lucyfer. Nacisnąłem na to i wybrałem opcję edytowania, a wtedy mój palec zawisł nad napisem "usuń kontakt". Czułem na sobie wzrok Gabby, która widziała wszystko, co robiłem, ale nie powiedziała nic, pozwalając samemu mi zdecydować, czy właśnie to chciałem zrobić.
- Potrzebuję jeszcze jednego piwa - powiedziałem, na co Gabby westchnęła głośno.
Niezgrabnie zgramoliłem się z łóżka i zabrałem ostatnią pełną butelkę - zmarszczyłem nos z niezadowoleniem, gdy zdałem sobie z tego sprawę - po czym ściągnąłem kapsel otwieraczem. Przyłożyłem ją do ust, zamknąłem oczy i zacząłem pić, odchylając głowę do tyłu.
- On na pewno się dzisiaj porzyga. - usłyszałem zrezygnowany głos Aleca.
Otarłem usta, odkładając puste już naczynie i przyłożyłem znowu rękę do twarzy, przez moment nie będąc pewnym, czy to co powiedział Alec, nie nastąpi już zaraz. Gabby patrzyła na mnie wielkimi oczami, wyglądając jakby była gotowa zerwać się ze swojego miejsca i zaciągnąć mnie nad ubikację, ale uniosłem dłonie do góry, żeby ich uspokoić.
- Wszystko jes...t pod kontrolą - powiedziałem, uśmiechając się głupio i wróciłem na moje miejsce.
Podniosłem znowu telefon, wracając do tego, co miałem zrobić, spoglądając niewyraźnym wzrokiem na ekran. Miałem już nacisnąć na miejsce, dzięki któremu usunę numer Luke'a z komórki, ale rozmyśliłem się w ostatniej chwili i zamiast tego powiedziałem:
- Mam ochotę do niego zadzwonić.
- Nie - odpowiedział Alec, a gdy na niego spojrzałem, zaczął przecząco kręcić głową.
- Mike, wiesz, że uwielbiam was razem, ale nie rób tego, będziesz tego żałował - dodała Gabby i wyciągnęła rękę w moją stronę, żeby zabrać mi telefon.
Odsunąłem go od niej, tak żeby nie mogła dosięgnąć, jeśli nie chciała się na mnie położyć.
- W porządku - mruknąłem, ale ona dalej patrzyła na mnie niezbyt przekonana moimi słowami. - Nie zadzwonię do nie-ego.
Gabby pokiwała nieznacznie głową, a ja oparłem się plecami o ścianę i utkwiłem wzrok w podłodze, pocierając wolną dłonią moje zmęczone oczy. Alec zaczął mówić coś na temat, który nie interesował mnie ani trochę, Gabby za to słuchała go, patrząc to na niego, to na mnie, upewniając się że na pewno nie zadzwonię do Luke'a. I nie miałem już zamiaru tego zrobić.
Odblokowałem znowu telefon, obracając go tak, by Gabby nie mogła widzieć ekranu i wszedłem w wiadomości. W końcu nie obiecałem, że do niego nie napiszę, prawda? Teraz pod wpływem alkoholu to wydawało mi się genialnym pomysłem, a na dodatek jeszcze gorzej radziłem sobie z tęsknotą, którą czułem. Potrzebowałem zobaczyć Luke'a, potrzebowałem z nim porozmawiać, nie obchodziło mnie teraz, czy mogę tego żałować następnego dnia.
Do: Lucyfer
ptrzyjdx do moegi pokoj
Wcisnąłem "wyślij" i uniosłem wzrok na Gabby, która przyglądała mi się podejrzliwie, więc uśmiechnąłem się niewinnie w jej stronę.
- Nie zadzwoniłem do niego, ale napisałem.
Gabby wzięła ode mnie telefon, chcąc upewnić się, że mówiłem prawdę i przesunęła wzrokiem po ekranie, po czym mruknęła coś pod nosem. Wyglądała, jakby nie była pewna, jak ma na to zareagować, czy cieszyć się czy raczej odwrotnie.
- Wrócił Michael, którego znamy, upijający się i robiący cholernie głupie rzeczy - skomentował Alec.
Zaśmiałem się na jego słowa, choć prawdopodobnie powinienem czuć się obrażony, teraz jednak było mi wszystko jedno. Jedyne co mnie obchodziło w tym momencie, to kiedy Luke tutaj przyjdzie.
- Luke napisał, czy wszystko w porządku - powiedziała Gabby, patrząc na mój telefon.
- Będzie, gdy tutaj przyjdzie - odpowiedziałem, a ona uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Teraz dopisał, że zaraz tu będzie, więc nie odpisuję mu nic - dodała i odłożyła telefon na bok.
Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech, gdy tylko to usłyszałem i nie mogłem się już doczekać, aż się tutaj pojawi. Alec za to westchnął głośno i powiedział:
- Michael, tylko to dla siebie komplikujesz.
- Jestem pijany, nie obchodzi mnie to - rzuciłem wesoło i szturchnąłem Gabby w bok. - Zejdź z mojego łóżka.
Gabby pokręciła głową i zaśmiała się cicho, ale zrobiła to, czego chciałem.
- Ok, niech robi, co chce - odezwała się, kierując swoje słowa do Aleca.
- Mówisz tak, bo chcesz, żeby do siebie wrócili - burknął, a ona uśmiechnęła się niewinnie.
Ledwo co zwracałem na nich uwagę i zrezygnowałem z dołączania do tej rozmowy, bo nie miałem nawet siły tłumaczyć im, że nie zejdę się z Lukiem, a to nic nie znaczyło. To wcale nic nie znaczyło.
Prawie zasnąłem na moim miejscu i gdy usłyszałem pukanie do drzwi, podniosłem wyżej głowę, automatycznie się rozbudzając. Nie czekając, aż ktokolwiek mu otworzy czy zawoła, że jest otwarte, Luke wszedł do środka, a jego spojrzenie od razu spotkało się z moim. Uśmiechnął się z rozbawieniem, przyglądając mi się i na moment spojrzał w stronę Gabby i Aleca, kiwając do nich głową, zanim znowu zaczął patrzeć na mnie.
- Jak dużo wypiłeś?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem. - Ale myślałem o tobie.
Luke zatrzymał się przed moim łóżkiem, stając bezpośrednio przede mną i uniósł lekko brwi. Słyszałem gdzieś w tle, jak Gabby i Alec cicho się o coś kłócili, Luke odwrócił głowę w ich stronę, obserwując jak wychodzą z pokoju. Do czego pewnie Gabby zmusiła Aleca. Ale ja nawet nie patrzyłem na nich, zamiast tego przyglądałem się jemu.
Dresom, które zwisały luźno na jego biodrach, włosom opadającym na czoło i zarostowi, którego zdecydowanie nie miał, gdy widziałem go ostatnim razem. Każda najmniejsza część składająca się na jego wygląd była idealna i możliwe, że dzięki alkoholowi, który wypiłem wydawał mi się wyglądać jeszcze sto razy lepiej niż zawsze.
- Co o mnie myślałeś? - spytał, siadając na końcu materaca, prawie dotykając moich nóg.
- Możesz... możesz mnie przytulić?
Luke spojrzał na mnie ze zdziwieniem i jakby nie do końca był przekonany, czy to dobry pomysł. Pewnie zastanawiał się, czy jak wytrzeźwieję, nie będę na niego zły i nie będę go o to obwiniał, ale ja wiedziałem, że tak nie zrobię. Mogłem jutro tego żałować, będę jednak zdawał sobie sprawę z tego, że to ja chciałem, by tu przyszedł i to ja chciałem się z nim przytulać.
Przysunąłem się do niego i objąłem go ramionami w pasie, chowając twarz w materiał jego koszulki i wdychając jego znajomy, kojący zapach. Po chwili poczułem jego ręce wokół siebie, a gdy dłonią zaczął przesuwać po moich plecach, uśmiechnąłem się z zadowoleniem, wtulając się w niego bardziej. Właśnie tu czułem się najlepiej i nie wiedziałem, jak będę mógł wytrzymać, nie mogąc już nigdy więcej przebywać w moim ulubionym miejscu.
- Mogłeś napisać do mnie wcześniej, gdy jeszcze zostało jakieś piwo - powiedział Luke żartobliwym tonem i jego ręka z moich pleców przesunęła się na włosy, gdzie zaczął przeciągać przez nie palcami.
Zamruczałem cicho z przyjemności, a on zaśmiał się lekko na ten dźwięk i pewnie powiedziałby coś o tym, że naprawdę jestem kotem, gdyby nie to, że ostatnio kazałem mu przestać mnie tak nazywać. Choć nigdy wcześniej go to nie powstrzymywało.
- Wtedy nie mógłbym do ciebie napisać - odpowiedziałem w końcu, zaciskając mocniej dłonie na materiale jego koszulki, żebym mieć pewność, że tutaj był i nie miał zamiaru się nigdzie ruszać.
- Dlaczego? - spytał, choć pewnie podejrzewał, jaka była odpowiedź.
- Bo nie byłbym na tyle pijany, żeby to zrobić - wymamrotałem, po czym zacząłem wiercić się na moim miejscu i w końcu przełożyłem nogę przez jego uda, praktycznie siadając mu na kolanach. - To nie znaczy, że do siebie wracamy.
- No tak, oczywiście - skomentował, nie brzmiąc na ani trochę rozczarowanego czy smutnego, raczej jakby spodziewał się, że powiem coś takiego.
Ziewnąłem głośno, trochę zagłuszając to tym, że moje usta przyciśnięte były do jego piersi i zamrugałem parę razy, próbując się trochę rozbudzić. Nic dziwnego, że byłem taki zmęczony, chciało mi się spać przez ilość alkoholu, jaką spożyłem.
- Zasypiasz?
- Trochę - powiedziałem i uśmiechnąłem się sennie, gdy poczułem, jak pocałował czubek mojej głowy. - Luke?
- Tak?
Uniosłem głowę, by na niego spojrzeć, a on uniósł lekko kąciki ust w uśmiechu, przesuwając wzrokiem po całej mojej twarzy.
- Wyglądasz uroczo - dodał, a ja schowałem się znowu przed nim, tym razem wtulając się w zagłębienie jego szyi.
- Zostaniesz tu na noc? - spytałem niepewnie. - A później... wstaniesz rano, zanim się obudzę i po prostu stąd wyjdziesz?
To pewnie był naprawdę zły pomysł, ale mając go już teraz przy sobie, nie chciałem zasypiać sam, nie mógłbym zasnąć, nie mając jego rąk wokół siebie. Luke przez chwilę się nie odzywał, pewnie też zastanawiając się, co powinien zrobić. Tylko że w jego wypadku raczej chodziło o to, czy trzeźwy ja nie będę na niego zły za to, że nie odmówił.
- Ok, zostanę, zawsze z tobą zostanę - odpowiedział w końcu.
Uśmiechnąłem się na jego słowa, co mógł poczuć na swojej skórze i zamknąłem oczy, a on odchylił się do tyłu, kładąc na łóżku i ciągnąc mnie za sobą. Większość mojego ciężaru spoczywała teraz na nim, ale nie wydawało mu się to przeszkadzać, bo tylko zacieśnił bardziej swój uścisk wokół mnie.
Zapomniałem jakie to cholernie przyjemne uczucie, zasypiać właśnie w ten sposób.
*
mam nowe opowiadanie, tym razem o Malumie! sprawdźcie je, jeśli macie ochotę ;)
-> Wonderwall <-
#esitf