czwartek, 10 września 2015

39.

 Nie mogłem spać całą noc.
 Gdy wróciłem do domu od Luke'a, Rose jeszcze nie było, a po swoim powrocie zamknęła się od razu w pokoju, zanim zdążyłem się odezwać. Postanowiłem póki co dać jej spokój i spróbować porozmawiać z nią na następny dzień. Tylko że dalej nie wychodziła z pokoju i nie chciała otworzyć mi drzwi, nieważne jak bardzo ją o to prosiłem i jak długo stałem na korytarzu, dostając dziwne spojrzenia od rodziców. Pytali mnie, czy coś się stało, ale mówiłem im wtedy, że to nic takiego i sam też chowałem się w mojej sypialni.
 Nie byli jednak głupi, wiedzieli, że coś było nie tak. Nie dość, że Rose nie chciała ze mną rozmawiać, to wyglądałem, jakbym przepłakał całą noc. Co może nawet było prawdą... Mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia w tym momencie, ale nic mnie to nie obchodziło. Najważniejsze było dla mnie, by pogodzić się z moją siostrą, ale póki co nic nie szło tak, jakbym tego chciał. Na co całkowicie sobie zasłużyłem, wiedziałem, że to nie będzie takie łatwe, by z powrotem zyskać zaufanie Rose. Nie po czymś takim.
 Wrzuciłem kolejną koszulkę do plecaka i czekałem ze zniecierpliwieniem, aż przestanę słyszeć dźwięk połączenia z telefonu, a zamiast tego usłyszę witający się ze mną głos. Zostało mi pół godziny do pociągu, nie miałem okazji pogadać z Rose i nawet Ashton nie chciał odebrać ode mnie telefonu, choć dzwoniłem już do niego dobre kilkanaście razy. Jeśli on też teraz nie miał zamiaru ze mną gadać przez to co się stało, to naprawdę miałem już dość wszystkiego. Nie umiałem poradzić sobie z tą sytuacją, nie umiałem sprawić, by wszystko wróciło do normy.
 - Co?
 Ashton nie brzmiał na zbyt szczęśliwego tym, że ze mną rozmawiał, ale przynajmniej wreszcie odebrał, a to było dla mnie wystarczające.
 - Ash, hej - mruknąłem i otarłem wierzchem dłoni nos. - Opowiedz mi, co stało się, gdy Rose z tobą wyszła.
 - Rose byłaby naprawdę zła, gdyby wiedziała, że z tobą rozmawiam - powiedział Ashton, po czym westchnął głośno. - I tak miałem prawie przejebane, bo dowiedziała się, że wiedziałem o tobie i Luke'u. Chyba jednak była już zbyt zła na ciebie, by móc jeszcze obrażać się na mnie.
 Skrzywiłem się lekko, słysząc to, ale prawdopodobnie taka właśnie była prawda. Zresztą jeśli już miała się na kogoś gniewać, to powinienem być to tylko ja, nie chciałbym, żeby przeze mnie inne osoby też miały z nią problemy. Dlatego z jednej strony cieszyłem się z tego, co powiedział Ashton, ale z drugiej przypomniało mi to tylko, jak bardzo Rose nie chciała mieć teraz ze mną nic wspólnego.
 - Możesz powiedzieć mi, co działo się, gdy wyszliście, proszę? - spytałem po chwili.
 Rozejrzałem się po pokoju, sprawdzając czy czegoś jeszcze nie zapomniałem spakować i zapiąłem plecak, gdy nic takiego nie znalazłem. Chciałem już wrócić do mojego pokoju w akademiku, gdzie będę mógł żalić się nad moim beznadziejnym życiem dwójce moich ulubionych przyjaciół, ale bałem się też tego, jak często będę wpadał tam na Luke'a. Miałem nadzieję, że przynajmniej teraz nie spotkam go na stacji albo że nie będzie siedział gdzieś niedaleko mnie w pociągu, bo widząc go, pewnie wybuchnąłbym głośnym płaczem, nie przejmując się tym, jak dużo osób mnie widzi. Musiałem go unikać, jak najbardziej się dało.
 - Ok, w porządku - odpowiedział Ashton dość niechętnie. - Od razu zauważyłem, że płakała, ale ona próbowała udawać, że nic się nie stało, tylko nie bardzo jej to wychodziło. Dlatego powiedziałem jej, że wcale nie musimy iść tam, gdzie to zaplanowałem, a możemy po prostu usiąść w parku i pogadać.
 Uśmiechnąłem się lekko na ostatnią część jego wypowiedzi, wiedziałem, że Ashton był najlepszą osobą, z którą Rose mogłaby zacząć się umawiać.
 - Po tym praktycznie od razu się rozpłakała - zaczął mówić dalej, a uśmiech szybko zniknął z mojej twarzy - i powiedziała mi o wszystkim, próbowałem ją pocieszyć, ale to nie bardzo pomagało. Przypadkiem wygadałem się, że też o wszystkim wiedziałem i wtedy była na mnie dość zła, na szczęście w miarę szybko jej przeszło. Skończyło się na tym, że ją trzymałem, a ona płakała w moje ramiona, później odprowadziłem ją do domu.
 Zacisnąłem mocno zęby na mojej górnej wardze, starając się nie rozpłakać i nie sprawiać, by ten moment był przez to jeszcze bardziej niekomfortowy.
 - Och, ok, dzięki - rzuciłem cicho i potarłem palcami oczy. - Przepraszam, że przeze mnie nie wyszła wam randka.
 Ashton przecież miał spytać ją, czy chciałaby z nim być, ale nie mógł tego zrobić, skoro ona siedziała i płakała z powodu tego, co zrobiłem. Podszedłem do lustra, po czym przejrzałem się w jego odbiciu ze zrezygnowaniem. Dzisiaj chyba nic nie mogło mi pomóc, zresztą nie zamierzałem nawet się tym kłopotać. Ashton nie odzywał się przez kilkanaście sekund i myślałem, że najlepiej będzie jeśli się już z nim pożegnam, ale wtedy spytał:
 - Z tobą wszystko dobrze?
 Popatrzyłem jeszcze raz na moje zaczerwienione oczy i wielkie cienie pod nimi, później na pogryzione usta i jeszcze bledszy odcień skóry niż zawsze. Włosy wyglądały, jakby przeszło przez nie tornado, a to wszystko razem nadawało mi wygląd wielkiego nieszczęścia. Co dokładnie odwzorowywało, jak się teraz czułem.
 - Jasne - skłamałem. - Po prostu muszę dać Rose trochę czasu i w końcu się pogodzimy.
 - Mhm, wszystko się ułoży - dodał Ashton, brzmiąc jakby próbował przekonać samego siebie.
 - Muszę kończyć, pogadamy później - powiedziałem szybko, chcąc już skończyć tę rozmowę, skoro dowiedziałem się od niego tego, czego chciałem.
 Ashton pożegnał się, a wtedy zakończyłem połączenie i schowałem telefon do kieszeni, nie sprawdzając wiadomości od Gabby czy Aleca. Nie mieli jeszcze o niczym pojęcia, dlatego pewnie pisali o jakichś głupotach, a ja nie miałem teraz ochoty, żeby to czytać.
 Przerzuciłem pasek plecaka przez ramię i wyszedłem z pokoju, zerkając jeszcze raz w stronę zamkniętych drzwi pokoju Rose. Może i lepiej, że nie udało mi się z nią porozmawiać tego dnia, gdy dam jej więcej czasu do przemyślenia tego wszystkiego, rozmowa powinna nam pójść łatwiej, a przynajmniej miałem taką nadzieję.
 Ale gdy wszedłem do kuchni, spotkało mnie zaskoczenie, bo Rose siedziała przy stole i trzymała w dłoniach kubek, który co chwilę przykładała do ust. To była moja jedyna szansa, żeby z nią porozmawiać, a musiałem wyjść niedługo z domu, może nawet Rose była tutaj, właśnie dlatego, że myślała, że mnie już nie było.
 - Rose - powiedziałem, na co kubek prawie wyślizgnął się jej z rąk.
 Moja siostra od razu wstała od stołu i nie patrząc na mnie, chciała wyjść z pomieszczenia, ale stanąłem przed nią, blokując jej drogę. Wyglądała równie okropnie jak ja, nie miałem wątpliwości, że jej noc była tak samo ciężka.
 - Zerwałem z Lukiem - wyrzuciłem z siebie szybko, licząc na to, że te słowa sprawią, że będzie chciała ze mną porozmawiać. - To wszystko nie powinno nigdy się wydarzyć, przepraszam. 
 Miałem małą nadzieję, że Rose może uśmiechnie się po tym, okaże w jakiś sposób, że to coś poprawiło, ale tylko pokręciła głową, a jej wzrok ani na chwilę nie opuścił jej stóp. Nie wiedziałem, w jaki sposób mam to zinterpretować.
 - Wszystko między nami skończone, obiecuję - dodałem błagalnym tonem.
 - Nie wiem, co chcesz, żebym teraz powiedziała, to że z nim zerwałeś, nie sprawi, że nagle zapomnę o tym wszystkim  - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Ale tak, gdybyś ciągle z nim chodził, to na pewno nie chciałabym już z tobą nigdy gadać, zresztą póki co dalej nie chcę.
 Pokiwałem głową, chociaż nawet tego nie widziała, ale dalej nie ruszyłem się z mojego miejsca. Powiedziała, że póki co dalej nie chce ze mną rozmawiać, co odbierałem za dobry znak, znaczyło to, że w końcu się to zmieni i wszystko wróci między nami do normy. Mogło to jednak zająć naprawdę dużo czasu.
 Usłyszałem, jak otwierają się drzwi wejściowe i spojrzałem na korytarz, zauważając rodziców. To był dla mnie znak, że powinienem się już zbierać. Rose przeszła obok mnie, ale zanim zdążyła dojść do schodów, mama zawołała:
 - Hej, stój! Oboje nigdzie się nie ruszać i nie zamykać się znowu w swoich pokojach. Co się stało?
 Przełknąłem nerwowo ślinę i spojrzałem w stronę Rose, a ona popatrzyła na mnie twardo, jakby chciała, żebym to ja wszystko wytłumaczył. Może niekoniecznie chodziło jej o to, żebym mówił prawdę, ale po prostu chciała, żebym to ja męczył się z wymyślaniem jakiegoś kłamstwa, skoro to wszystko było moją winą. Nie byłem pewien, co zrobić. Rodzice pewnie w końcu i tak dowiedzą się w jakiś sposób o wszystkim, zresztą miałem już dość tego całego kłamania.
 - Ja... chodziłem z Lukiem.
 Mama popatrzyła na Rose, która wyglądała na zdołowaną, a później z powrotem na mnie i widziałem, że była w poważnym szoku. Tata za to zmarszczył brwi ze zdezorientowaniem, jakby nie do końca zrozumiał, o co chodziło.
 - Jakim Lukiem?
 Pewnie po prostu nawet nie przeszło mu przez myśl, że mogło chodzić o tego Luke'a, że mogłem odbić chłopaka siostrze.
 - Byłym chłopakiem Rose - mruknąłem cicho, przesuwając dłonią po karku.
 Po tym zapadła niekomfortowa cisza, bo żadne z nich chyba nie wiedziało, jak miało na to zareagować. Rose wykorzystała tę chwilę, żeby wbiec po schodach i pójść do swojego pokoju, a mi zostało znosić oskarżycielskie spojrzenia rodziców.
 - Michael... - zaczęła mama tonem pełnym rozczarowania i zamilkła, jakby nawet nie miała teraz odpowiednich słów do użycia.
 Tato poszedł do salonu, zostawiając to bez komentarza, ale widziałem po nim, że był na mnie zły. W ogóle się mu nie dziwiłem, to było normalne, że tak właśnie czuł, byłem tylko zaskoczony, że na mnie nie nawrzeszczał.
 - Um, muszę już pójść - wymamrotałem, robiąc kilka kroków w stronę drzwi, przy czym niestety zbliżałem się do mamy.
 - Kiedy zacząłeś z nim być? - spytała, a ja wstrzymałem oddech, bo jeśli jeszcze mnie nienawidziła, to zaraz zacznie, gdy jej odpowiem.
 - Gdy... gdy jeszcze był z Rose - powiedziałem i odchrząknąłem cicho, mrugając intensywnie powiekami, by pozbyć się zbierających w oczu łzach. - Przepraszam.
 Ominąłem ją szybko i wyszedłem z domu, nie mogąc znieść spojrzenia, którym mnie obdarzała. Miałem spieprzone już wszystko z Rose i Lukiem, a teraz nawet rodzicami.
 Nie sądziłem, że w tak krótkim czasie mogę stracić tak wiele.

*

 Nie spotkałem Luke'a na stacji, nie widziałem go też w pociągu ani w drodze do akademika. Może pojechał o innej godzinie, nie miałem pojęcia, w końcu nie rozmawialiśmy ze sobą, odkąd dzień wcześniej wyszedłem z jego domu. Idąc korytarzem budynku, co chwilę rozglądałem się na boki, żeby móc w razie czego szybko zauważyć blondyna i wtedy jeszcze bardziej przyśpieszyć kroku. Choć wcześniej mogło mi trochę nie pasować to, że nie miał pokoju na tym samym piętrze, teraz byłem z tego zadowolony, bo pomagało mi to w szansach unikania go jak najdłużej.
 Odetchnąłem z ulgą, gdy znalazłem się przed drzwiami mojego pokoju, bo naprawdę nie mogłem się doczekać, aż będę mógł schować się pod kołdrą i pewnie znowu trochę porozpaczać nad tym, jak okropne było moje życie. I nad tym, że nie jestem już z Lukiem, choć była to wyłącznie moja decyzja.
 Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, po czym uniosłem wysoko brwi, zauważając że oprócz Aleca i Gabby (jej obecność w naszym pokoju nawet mnie nie zdziwiła), był tu też jakiś chłopak, którego widziałem pierwszy raz na oczy. Siedział razem z Gabby na moim łóżku, a ona wtulała się w jego bok, póki nie zobaczyła mnie i zerwała się z łóżka, żeby mnie przywitać.
 - Mike, hej! - zawołała, ściskając mnie, a później odsunęła się trochę, żeby na mnie spojrzeć. - Co się stało? Wyglądasz okropnie.
 Ledwo co zarejestrowałem, co powiedziała, bo spoglądałem na tego kolesia, próbując zrozumieć, co się tu działo. Popatrzyłem na Aleca, chcąc by mi to wytłumaczył, ale on spoglądał na mnie ze zmartwieniem, bo oczywiście też od razu rzucił mu się w oczy mój kiepski wygląd.
 - Um, później wam opowiem - powiedziałem, omijając Gabby i położyłem plecak na podłodze. - My chyba się nie znamy, jestem Michael.
 Wyciągnąłem rękę w stronę chłopaka, który ciągle siedział na moim łóżku i uśmiechnął się lekko, wyglądając na dość nieśmiałego. Uścisnął moją dłoń i widziałem, że już otwierał usta, chcąc się przedstawić, ale Gabby go uprzedziła.
 - To Dominic, mój... nowy znajomy.
 Odwróciłem się szybko w stronę Gabby, a ona uśmiechnęła się znacząco i opadła z powrotem na miejsce obok niego. Prawie o tym zapomniałem, ale rzeczywiście pisała mi o jakimś chłopaku, gdy akurat byłem u Luke'a, jeszcze zanim wydarzyła się cała późniejsza akcja. Z tego co wiedziałem, Gabby znała się z nim naprawdę krótko, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę, by usiąść jak najbliżej niego i patrzeć w jego stronę, jakby był najlepszą rzeczą w jej życiu.
 Przez chwilę nie byłem pewien, co ze sobą zrobić i stałem w miejscu, po prostu się im przyglądając, jakkolwiek dziwne mogło się to wydawać. Dominic miał brązowy odcień skóry, trochę ciemniejszy od Gabby, a na jego głowie znajdowała się gęsta czupryna kręconych, czarnych włosów. Tylko patrząc na nich, miało się wrażenie, jakby idealnie do siebie pasowali. Zastanawiałem się, czy tak samo uważali ludzie, patrząc na mnie i Luke'a.
 Normalnie naprawdę cieszyłbym się, że Gabby kogoś znalazła - może tym razem rzeczywiście na trochę dłużej niż dwa tygodnie - ale w tym momencie to sprawiało, że miałem ochotę wybuchnąć płaczem. Nie potrafiłem patrzeć na nich i nie myśleć o tym, że właśnie zakończyłem mój jedyny związek z chłopakiem, którego wciąż kochałem.
 - Napiłbym się piwa, chcesz iść ze mną? - zaproponował Alec, wstając z łóżka i patrząc na mnie oczekująco.
 Nie miałem ochoty pić, nie miałem ochoty nigdzie wychodzić. Chciałem zostać w moim pokoju, najlepiej samemu, ale jak widać nie bardzo mogłem to zrobić. To znaczy zawsze mogłem poprosić Gabby, by zabrała stąd swojego "chłopaka", ale nie chciałem wyjść na kompletnego chuja przed ledwo poznaną przeze mnie osobą. Gabby przyglądała mi się uważnie, jej uśmiech dawno zniknął i musiała się domyślić, że stało się coś naprawdę poważnego. Nie chciałem psuć jej dnia, który miała pewnie zamiar spędzić z Dominiciem, nie miałem zresztą ochoty, by opowiadać jej teraz o wszystkim, a na pewno do tego właśnie, by mnie zmusiła.
 - Jasne - odpowiedziałem w końcu.
 Liczyłem na to, że Alec nie każe mi opowiedzieć mu, co się stało, a raczej pozwoli mi zrobić to w swoim czasie. Skoro nie mogłem pobyć sam, to wolałem już pójść się z nim napić. Wyszedłem z powrotem z pokoju, choć ledwo co do niego wszedłem i odetchnąłem głęboko, wycierając szybko pod oczami, gdy spłynęło mi kilka łez.
 - Chodź, wiem, że trzy pokoje obok mają pełno alkoholu i trochę się z nami podzielą - powiedział Alec i przerzucił mi rękę przez ramiona.
 Pokiwałem głową, idąc obok niego i starając się nie wyglądać tak bardzo żałośnie, jak się czułem. Alec udawał, że nic nie zauważa i zachowywał się normalnie, za co byłem mu wdzięczny. Poszliśmy do pokoju, o którym mówił i jakimś cudem Alecowi udało się namówić ich, żeby dali nam za darmo dwa piwa. Może miało to coś wspólnego z tym, że były to dwie dziewczyny i obie patrzyły na niego z rozmarzeniem, co on wykorzystał, by dostać alkohol.
 Gdy wyszliśmy z powrotem na korytarz, miałem trochę lepszy humor po obserwowaniu flirtowania Aleca z tymi dziewczynami. Moim zdaniem robił to dość zabawnie, ale im musiało się spodobać, skoro właśnie nieśliśmy po butelce piwa w dłoni.
 - Nie mam pojęcia, jak to na nie zadziałało - powiedziałem, a on posłał mi urażone spojrzenie. - Gdybyś pokazał im swoją klatę, to rozumiem, ale...
 Urwałem nagle, bo zauważyłem Luke'a i Caluma, a wtedy spanikowałem i praktycznie wbiegłem z powrotem do pokoju, z którego dopiero co wyszliśmy i zamknąłem za sobą drzwi. Dziewczyny spojrzały na mnie dziwnie, a ja wymusiłem na twarz lekki uśmiech, choć było to teraz dla mnie cholernie trudne.
 - Coś jeszcze? - spytała jedna z nich niezbyt miło, pewnie dlatego, że nie było ze mną Aleca.
 - Ja um...
 - Michael, co robisz? - usłyszałem zza drzwi głośny głos mojego przyjaciela.
 Calum i Luke musieli teraz być blisko niego, więc na pewno go usłyszeli i pewnie zatrzymali się, by sprawdzić, co się dzieje. Zakląłem pod nosem, wiedząc że muszę tam wyjść, tym bardziej, że miałem na sobie teraz dwie pary morderczych spojrzeń.
 Niechętnie wróciłem na korytarz i Alec spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale mój wzrok od razu skierował się do Luke'a, który stał obok niego. Calum musiał pójść dalej, bo nigdzie nie było go widać. Nie wiem, czego spodziewałem się, gdy zobaczę Luke'a, może że będzie wyglądał równie źle jak ja. Z czerwonymi oczami i sińcami pod oczami, które wskazywałyby na to, że też przepłakał całą noc.
 Nie zauważyłem jednak żadnej z tych rzeczy, jego wygląd był idealny jak zawsze. Tak jakby nic się nie stało. To sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej, jeszcze bardziej żałośnie, bo choć wczoraj prosił mnie, żebym tego nie kończył, teraz wydawało się, jakby zbytnio go to nie obeszło.
 - Hej, kotek - powiedział i uśmiechnął się niepewnie.
 Otworzyłem parę razy usta i zamknąłem, nie wiedząc co odpowiedzieć. Luke znowu wszystko mi utrudniał, jeszcze na dodatek nazywając mnie tym głupim słowem. Nie potrafiłem z nim teraz normalnie rozmawiać i już czułem, jak oczy wypełniają mi się łzami. Jak mogło mu to wszystko tak łatwo przychodzić, gdy ja nie mogłem na niego spojrzeć, nie czując jakby ktoś wyrywał serce z mojej piersi?
 - Ja... nie możemy ze sobą rozmawiać - wykrztusiłem w końcu, kręcąc mocno głową na boki.
 Luke przygryzł wargę i poruszył się niekomfortowo na boki, spoglądając na Aleca, pewnie chcąc, żeby sobie poszedł. Choć dopiero co powiedziałem mu, że nie będziemy przeprowadzać żadnej rozmowy.
 - Michael...
 - Nie wydaję mi się, żeby Mike chciał z tobą teraz gadać - przerwał mu Alec i przyciągnął mnie do siebie ramieniem.
 - To sprawa między naszą dwójką - odpowiedział Luke chłodniejszym tonem.
 Alec musiał chyba pomyśleć, że Luke mi coś zrobił, bo posyłał mu mordercze spojrzenie, na co on odpowiadał mu podobnym, dlatego że utrudniał mu próbę porozmawiania ze mną. Nie mogłem dłużej tego wytrzymać.
 - Do zobaczenia kiedyś, Luke - powiedziałem cicho i zauważyłem, jak Luke posmutniał, słysząc to, ale nie mogłem teraz zbyt wiele o tym myśleć.
 Ruszyłem szybko w stronę pokoju, nie oglądając się za siebie. Alec mnie nie dogonił, co znaczyło, że pewnie teraz ze sobą rozmawiają i nie byłem z tego ani trochę zadowolony. Nie chciałem, żeby Alec był dla niego niemiły, bo Luke nie zrobił nic złego, wszystko przecież było wyłącznie moją winą i to ja z nim zerwałem. Nieodwrotnie, więc nie mogłem zachowywać się, jakbym był ofiarą w tym wszystkim. Nie potrafiłem się jednak zmusić do tego, żeby się tam wrócić, bo przebywanie w towarzystwie Luke'a było zbyt trudne. Dlatego mogłem tylko mieć nadzieję, że Alec nie zrobi niczego zbyt głupiego.
 Wziąłem kilka dużych łyków mojego piwa, czując przyjemne zimno spływające moim przełykiem. Może jednak właśnie tego potrzebowałem. Choć wcześniej wyszedłem z pokoju, bo nie chciałem siedzieć z Gabby i jej znajomym, to teraz już niewiele mnie to obchodziło. Przebywanie na korytarzu równało się z szansą spotkania Luke'a, dlatego mogłem już nawet wytrzymać siedzenie z nimi.
 Gdy wróciłem do pokoju, okazało się, że Gabby była już tam sama, a Dominica musiała się pozbyć, wiedząc że byłem smutny. Usiadłem obok niej na łóżku, a ona od razu objęła mnie ramionami i cichym głosem spytała:
 - Rose się dowiedziała, tak?
 Pokiwałem głową, po czym napiłem się więcej piwa i odłożyłem je na komodę obok. Wtedy też przytuliłem Gabby, przysuwając się jeszcze bliżej niej. Jej dłoń zaczęła przesuwać się po moich włosach w przyjemny, uspokajający sposób, ale z jakiegoś powodu nie było to takie samo, jak wtedy gdy robił to Luke.
 - A ty zerwałeś z Lukiem, prawda?
 Po tym zacząłem płakać, a ona nie powiedziała już nic więcej, choć byłem pewien, że zacznie zadawać mi mnóstwo innych pytań. Zamiast tego po prostu trzymała mnie mocno i pozwalała moczyć swoją bluzkę moimi łzami, a gdy wrócił Alec, usiadł po mojej drugiej stronie i poklepał mnie pocieszająco po kolanie.
 - Nic mu nie zrobiłem, nie musisz płakać - powiedział, chcąc trochę poprawić mi humor.
 Zaśmiałem się przez łzy i uniosłem trochę głowę, a on uśmiechnął się do mnie pocieszająco, popatrzyłem na Gabby i na jej twarzy też znajdował się lekki uśmiech.
 Całe szczęście, że przynajmniej miałem dalej tę dwójkę.

*

ech, czuję, że ten rozdział jest dość chujowy... wybaczcie

#esitf

8 komentarzy:

  1. Boooże Luke i Mike muszą być razem jezu! ������a Rose musi wybaczyć Michaelowi! ��zawaliste �� niecierpliwie czekam na next ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, ja nie płaczę.. Ta Niagara wypływająca z moich oczu to tylko pot, przysięgam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Mikey :( jest mi go strasznie żal.
    A rozdział jest bardzo dobry!

    OdpowiedzUsuń
  4. jak zobaczylam ze dodalas rozdzial, wpatrywalam sie tylko w numerek "39" przez kilka minut i pytałam samą siebie czy jestem na to gotowa. omg a kiedy juz weszlam i czytlam, to plakalam i wciaz placze boze
    szkoda mi Mike'a :( Luka zresztą też :(
    boze, dziewczyno no mowilam, ze lubisz doprowadzac ludzi do placzu. no
    nie wiem czy zniose kolejny rozdzial jesli bedzie dalej taki wszechogarniajacy smutek
    bo ja jestem bardzooooo uczuciowa
    i placze jak widze to cudowne slowo "kotek", wypowiadane z ust Luka
    i placze no z powodu kazdej drobnostki nawet
    uprzedz przeed nastepnym, czy bedzie taki bo ja odrazu prygotuje chusteczki i zmyje makijaz hahaha
    no to tyle narazie
    pisz szybciutko kolejny
    kocham <3
    i jeszcze zrobie chamską reklamę:
    zapraszam do mnie:
    much-imperfections.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Rycze jak HUJ ! :"""(

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest świetny.
    Biedny Mikey:( jejku, fajnie, ze chociaz ma prawdziwych przyjaciol, co rzadko sie zdarza:(
    Czekam na nastepny z niecierpliwością xx
    G.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie było mnie tu trochę czasu a tu taka niespodzianka! :o Jeju oni muszą być ze sobą!

    OdpowiedzUsuń