To była zdecydowanie jedna z najbardziej stresujących sytuacji w moim życiu i tylko gorsze od tego mogło być, gdy Rose dowiedziała się o Luke'u i mnie. Teraz właściwie nic nie mogło już bardziej się spieprzyć, prawda? I tak przez ostatni czas ze sobą nie rozmawialiśmy, więc wszystko mogło albo być lepiej albo pozostać w tym samym beznadziejnym stanie. Mimo tego zżerały mnie nerwy, ale może właściwie nie było to takie dziwne, skoro chodziło o dalsze relacje z moją siostrą... Albo ich całkowity brak.
Choć prawdopodobnie nie minęła nawet minuta, odkąd Ashton wyszedł, wydawało mi się, jakby cisza między nami ciągnęła się w nieskończoność. Zająłem w końcu miejsce na łóżku Aleca, siadając twarzą w stronę Rose, ale unikając patrzenia jej w oczy. Zastanawiałem się, czy powinienem powiedzieć coś pierwszy, skoro póki co Rose dalej się nie odezwała, choć to ona przyjechała tutaj, żeby ze mną porozmawiać. Wcześniej nigdy nie mieliśmy problemu z mówieniem sobie wszystkiego, co tylko chcieliśmy, ale teraz stało się to naprawdę trudne.
- Chyba właśnie zaczynają mi się zajęcia - mruknąłem cicho, bo była to jedyna rzecz, która przyszła mi na myśl.
- Och, ok... W takim razie pogadamy później? - odezwała się Rose i kątem oka widziałem, jak była już gotowa, żeby wstać i stąd wyjść.
Nie wydawało mi się dobrym pomysłem, żeby odkładać to na później, ale ona chyba stresowała się tym tak samo jak ja.
- Nie, nie - rzuciłem szybko, po czym zaśmiałem się sztucznie. - Mam urodziny, mogę zrobić sobie wolne z tej okazji.
Rose pokiwała głową i odetchnęła głęboko, jakby szykowała się na to, co właśnie ma powiedzieć. Oparłem dłonie o moje nogi i zacisnąłem palce na kolanach, myśląc że musiało chodzić o coś dobrego, ale też starając się nie robić sobie niepotrzebnie nadziei.
- To nie był pomysł Ashtona, żeby tutaj przyjechać.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, obserwując jak nerwowo przekręca pierścionek na palcu i niepewnie spytałem:
- Nie?
- Ale to właśnie dzięki niemu pomyślałam, żeby odwiedzić cię na urodziny i porozmawiać - dodała, rozglądając się po pokoju.
Wiedziałem, że Ashton miał mi za złe parę rzeczy, ale poza tym wydawało mi się, że staliśmy się całkiem dobrymi przyjaciółmi, czyli musiało to znaczyć coś dobrego. Nie nagadałby Rose czegoś takiego, co spowodowałoby, że tu przyjedzie i powie mi, jak bardzo mnie nienawidzi. To nie miałoby w ogóle sensu.
- Dlaczego dzięki niemu? - zapytałem, chcąc się upewnić, czy dobrze myślałem.
- Bo już od jakiegoś czasu mówił mi, że powinnam się z tobą pogodzić i że przechodzisz to równie ciężko jak ja - odpowiedziała i popatrzyła w moją stronę. - Na początku prawie w ogóle nie rozmawialiśmy na temat... tej całej sytuacji, chyba chciał trochę odczekać, ale ostatnio praktycznie codziennie o tym mówił, że będę czuła się o wiele lepiej, jeśli to zrobię.
Za każdym razem, gdy rozmawiałem z Ashtonem, mówiłem mu, że wszystko było ze mną w porządku i starałem się zachowywać, jakbym wcale nie umierał od wewnątrz. Dlatego musiał domyślić się, że kłamałem albo Gabby i Alec powiedzieli mu, jak było naprawdę. To nawet nie było ważne w tym momencie, o wiele ważniejsze było, co dokładnie Rose właśnie powiedziała. Że powinna się ze mną pogodzić.
- To, co zrobiłeś, było naprawdę okropne - odezwała się znowu, a zarys uśmiechu, który zaczął pojawiać się na mojej twarzy, szybko zniknął. - I wątpię, żebym kiedykolwiek mogła o tym zapomnieć, pewnie jeszcze jakiś czas będę miała ci to bardzo za złe, bo była to najgorsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła...
- Rose, przepraszam - wtrąciłem szybko, przerywając jej. - Naprawdę, tak cholernie mi przykro.
- Wiem, Mikey, to jednak nie naprawi tego, co zrobiłeś - odpowiedziała, a ja zacisnąłem mocno usta.
Nie wiedziałem, co więcej mogę jej powiedzieć, poza przepraszaniem, które nie miało zbyt dużo sensu, nie było nic, co mogłem zrobić. Zostało mi tylko czekać na to, co Rose jeszcze powie.
- Ale... - zaczęła znowu głośno. - Nie mogłam znieść myśli, że będziemy pokłóceni ze sobą w dniu twoich urodzin, że nie będziemy ze sobą rozmawiać. Nie potrafię tak długi czas się na ciebie gniewać.
Patrzyłem na nią niepewnie, po tym wszystkim, co powiedziała, nie wiedząc już nawet, co mam myśleć. Nie chciałem zareagować zbyt szybko i pochopnie, zgarniając ją w uścisk, gdy okazałoby się, że nie do końca o to jej chodziło. W końcu mówiła, że jeszcze jakiś czas będzie miała mi to złe, więc może i mogliśmy teraz rozmawiać, ale nie znaczyło to, że wszystko wraca całkiem do normy.
Rose uśmiechnęła się do mnie lekko i to było takie dziwne widzieć jej uśmiech skierowany właśnie w moją stronę. Ostatnim razem, gdy ją widziałem, ledwo mogła na mnie spojrzeć. Nie mogłem się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy i powiedziałem:
- To świetny prezent urodzinowy, chyba najlepszy, jaki mi dałaś.
- Dałam ci kilka naprawdę świetnych prezentów - odpowiedziała Rose z udawanym oburzeniem.
Zaśmiałem się cicho, choć to, co powiedziała nawet nie było zabawne, ale byłem teraz zbyt wesoły, żeby tego nie zrobić. Trudno było mi uwierzyć, że rozmawialiśmy normalnie, choć jeszcze kilka godzin wcześniej byłem przekonany, że mnie nienawidzi. Ta rozmowa zdecydowanie poprawiła wszystko na lepsze i niepotrzebnie w ogóle bałem się tego, co się stanie.
Rose podniosła się z łóżka i podeszła do mnie, zajmując miejsce obok, po czym objęła mnie rękami w pasie. Byłem trochę zdziwiony jej zachowaniem, szybko jednak przytuliłem ją mocno, czując jakby wielki ciężar spadł mi z serca.
- Razem z Ashem mamy dla ciebie prezent, nasze odwiedziny to nie wszystko - dodała, a ja przypomniałem sobie, że muszę z nią poruszyć jeden, bardzo ważny temat.
- Ty i Ashton, co? - spytałem, ruszając znacząco brwiami.
Rose odsunęła się ode mnie i jakby trochę się zmieszała, ale jej uśmiech tylko się powiększył, po czym pokiwała lekko głową.
- Jest świetny, nie wiem, czemu tak długo mi zajęło, żeby to zauważyć... - powiedziała, po czym umilkła, gdy oboje zdaliśmy sobie sprawę, że powodem tego był Luke, a wtedy odchrząknęła i dodała: - A ty? Masz może kogoś nowego?
Nie spodziewałem się, że mnie o to spyta, zresztą brzmiało to tak dziwnie z jej ust ze względu na zaistniałą sytuację, że nie tylko ja musiałem się teraz czuć niezręcznie. Rose wyglądała trochę, jakby żałowała tego pytania, ale starała się tego po sobie nie pokazać i uśmiechała się lekko. Chyba chciała zachowywać się, jakby wszystko było normalnie.
- Nie... - odpowiedziałem cicho. - Nikogo nowego.
Nie mogłem mieć nikogo nowego, skoro ciągle czułem tak wiele do Luke'a. Chciałem jakoś z nią o tym porozmawiać, sprawić, żeby była w stanie zaakceptować nas razem, ale nie wydawało mi się, żeby to był odpowiedni moment. Dopiero co się pogodziliśmy i nie chciałem tego psuć, ale jednocześnie bałem się, że nigdy nie będzie dobra chwila na to, żeby to zrobić. Do tego czułem się winny, że dopiero co spędziłem całą noc z Lukiem, a teraz tak po prostu siedziałem tu z Rose, która myślała, że nie utrzymuję z nim kontaktu.
- Zapomnij o tym dupku - powiedziała, trochę źle interpretując moją minę, ale dobrze zgadując, że myślałem akurat o Luke'u. - Znajdziesz sobie kogoś o wiele lepszego.
Otworzyłem usta, chcąc coś powiedzieć, ale szybko zamknąłem je z powrotem i uśmiechnąłem się wymuszenie. Nie mogłem jej powiedzieć, nie mogłem tego zrobić, to z powrotem zniszczyłoby wszystko.
Drzwi pokoju otworzyły się i przez chwilę wystraszyłem się, że to mógł być Luke, choć przecież myślał, że byłem na zajęciach. Ashton wszedł do środka i spojrzał na nas z uniesionymi brwiami, a gdy Rose pokiwała głową, uśmiechnął się szeroko.
- Nie mogłem znaleźć Caluma, ale rozmawiałem z nim przez telefon i okazało się, że jest na zajęciach, kończy wcześnie i mówił, że może się z nami spotkać.
- To dobrze - mruknąłem i wyciągnąłem telefon. - Napiszę do Gabby i Aleca.
Wszedłem na wiadomości, ale wcale nie miałem zamiaru pisać do nich, tylko do Luke'a, żeby poinformować go, że jednak nie będę mógł się już z nim dzisiaj spotkać.
- Nie musisz, już wszystko wiedzą - odpowiedział Ashton i wyglądał na zadowolonego z siebie, że wcześniej o tym pomyślał.
Odchyliłem komórkę tak, by Rose nie mogła nic zobaczyć i wysłałem szybko SMSa. Napisałem Luke'owi tylko, że się nie zobaczymy i nie wytłumaczyłem mu, dlaczego bo za długo by mi to zajęło. Wiedziałem, że zacznie do mnie wypisywać i wydzwaniać, żeby dowiedzieć się, o co chodziło, dlatego wyłączyłem telefon.
- Ok - powiedziałem i klasnąłem w dłonie, po czym podniosłem się z łóżka. - To gdzie najpierw idziemy?
*
Gabby w ogóle nie miała zajęć tego dnia, więc poszła z nami od razu (najpierw prawie dusząc mnie w swoim uścisku) i przez jakiś czas po prostu chodziliśmy po mieście, pokazując Rose i Ashtonowi ciekawsze miejsca. Później dołączył do nas Calum i Alec, a wtedy udaliśmy się do centrum handlowego. Alec zniknął na jakiś kwadrans, po czym wrócił, dając mi prezent urodzinowy, który dopiero co kupił. Gabby spojrzała za to na niego wzrokiem, jakby właśnie kogoś zabił.
Rose i Ashton szli obok mnie, trzymając się za ręce i było to naprawdę dobrą rzeczą. Nie mogłem jednak przestać myśleć o tym, gdzie był teraz Luke i czy jeszcze kiedyś będę miał możliwość wyjść z nim gdzieś, mając jego palce splecione z moimi. Cieszyłem się szczęściem mojej siostry, ale przypominało mi to tylko o tym, jak skomplikowanie wyglądała teraz relacja z jedyną osobą, z którą mógłbym widzieć się w przyszłości.
- Hej, solenizant powinien się uśmiechać.
Spojrzałem ze zdziwieniem na Caluma, który przyglądał mi się z uniesionymi brwiami i wymusiłem na twarz lekki uśmiech. Gabby i Alec szli gdzieś z przodu, kłócąc się między sobą, prawdopodobnie o miejsce, w którym usiądziemy, żeby coś zjeść albo wypić. Tylko Calum aktualnie zwracał na mnie uwagę, choć wcześniej byłem pewien, że nie oderwie się od swojego telefonu, na którym ciągle pisał. Podejrzewałem, że ze swoją dziewczyną.
- Po prostu się zamyśliłem - powiedziałem i nie chcąc, żeby zaczął mnie o to wypytywać, zawołałem głośno: - Chcę iść na milkshake'a!
Gabby popatrzyła na Aleca z zadowoleniem i nawet dźgnęła go palcem w pierś, a on westchnął głośno. Chyba właśnie nieświadomie pomogłem jej w ich kłótni.
- Znam cię tak dobrze, Mike, mówiłam Alecowi, że będziesz chciał tam pójść - powiedziała, gdy wyrównała ze mną krok i złapała mnie pod ramię.
- Czemu nie zabrałaś swojego chłopaka? - spytałem i szturchnąłem ją lekko, nakierowując ją w stronę stolików i krzeseł, które widziałem już niedaleko.
- Powiedział, że nie chce wpraszać się na twoje urodziny, choć mówiłam mu kilka razy, że nie będziesz miał nic przeciwko. Jest taki słodki - odpowiedziała z uśmiechem.
Pokiwałem głową, nie mówiąc nic więcej, a ona tak jak się spodziewałem, zaczęła więcej o nim mówić. Calum chyba nie był ani trochę zainteresowany, bo szybko wrócił do pisania na swoim telefonie, za to Rose zostawiła Ashtona i przysunęła się bliżej Gabby, słuchając wszystkiego z podekscytowaniem. Wyślizgnąłem moją rękę z uchwytu Gabby, czego ona nawet nie zauważyła i ominąłem je, żeby móc iść obok Ashtona.
- Chyba muszę ci podziękować - powiedziałem cicho, żeby mieć pewność, że nikt oprócz niego mnie nie usłyszał.
Ashton spojrzał na mnie z niezrozumieniem, naprawdę wyglądając, jakby nie miał najmniejszego pojęcia, o czym mówię.
- Dzięki tobie pogodziłem się z Rose - dodałem, a na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. - Naprawdę dzię...
- Możecie się pośpieszyć? Nigdy nie widziałem ludzi idących wolniej - rzucił głośno Alec, przerywając mi w pół zdania.
Doszedł już do stolików i zatrzymał się przy tym, gdzie zawsze najczęściej siedziałem, a teraz spoglądał na nas oczekująco. Pokazałem mu środkowy palec, co on odwzajemnił tym samym.
- Nie ma sprawy, Michael - rzucił Ashton i poklepał mnie w przyjaznym geście po ramieniu.
Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością i przyśpieszyłem kroku, tak jak chciał tego Alec, a gdy doszedłem do stolika, od razu usiadłem na moim ulubionym miejscu, Rose zajęła krzesło obok, a Gabby po mojej drugiej stronie.
- Ok, wiesz, jaki zawsze biorę - powiedziałem do Aleca, który jedyny jeszcze nie usiadł, bo Ashton i Calum właśnie to zrobili.
Alec wyciągnął do mnie rękę po pieniądze, a ja zmarszczyłem brwi i wysunąłem do przodu dolną wargę.
- Myślałem, że zapłacisz... Są moje urodziny...
Miałem ochotę się zaśmiać na widok miny mojego przyjaciela, ale w końcu nie powiedział nic więcej i poszedł mi kupić to, co chciałem, nie pytając nawet reszty, czy coś chcieli. Dlatego Ashton i Gabby też musieli tam pójść, ale wszyscy dość szybko wrócili i z zadowoleniem zabrałem się za picie mojego shake'a. Korzystając z tego, że zaczęli rozmawiać na temat tego, co działo się u nich przez czas, gdy się nie widzieli, wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem go, chcąc sprawdzić, jak dużo mam nieodebranych połączeń i wiadomości.
Naprawdę wielkie było moje zdziwienie, widząc tylko jedną nową wiadomość, spodziewałem się ich raczej dziesięć razy więcej. Może jeszcze nie doszły, niemożliwe było, żeby Luke nie zaczął do mnie wypisywać, chcąc żebym wyjaśnił mu, o co chodziło. Wpatrywałem się ze zdezorientowaniem w ekran, co chwilę na niego naciskając, żeby komórka się nie zablokowała, ale nic się nie zmieniło. Pociągnąłem dużego łyka shake'a i oparłem twarz na dłoni, nie spuszczając wzroku z telefonu.
- Hej wszystkim.
Przez to że trzymałem ciągle rurkę w ustach, w tym momencie dźgnąłem się nią w podniebienie, bo tak bardzo zaskoczył mnie dźwięk głosu Luke'a. Jęknąłem głośno i zasłoniłem usta dłonią, więc wszyscy teraz patrzyli to na niego, nie spodziewając się jego obecności, to na mnie przez to, co właśnie zrobiłem. Jedynie Rose nie spuszczała z niego wzroku, wyglądając na mocno poirytowaną tym, że tu był, Calum za to patrzył tylko na mnie, śmiejąc się pod nosem. I dopiero teraz domyśliłem się, że to z Lukiem ciągle pisał i pewnie napisał mu, gdzie jesteśmy, bo inaczej nie wyglądałby teraz na całkowicie spokojnego.
Widziałem, jak kącik ust Luke'a drgnął, gdy miał ochotę się zaśmiać na to, co zrobiłem. Starał się jednak pozostać poważnym i naprawdę bałem się, co znowu wymyślił, czemu w ogóle tutaj przyszedł. Nie wydawał się zaskoczony tym, że Rose i Ashton tutaj byli, więc musiał o tym wiedzieć. A skoro tak to pewnie miał właśnie zrobić coś, na co nigdy bym się nie zgodził. Próbowałem przekazać mu wzrokiem, żeby stąd poszedł, ale jego spojrzenie nawet nie było skierowane w moją stronę, zamiast tego patrzył na Rose.
- Wiem, że mnie nienawidzisz i nie chcesz ze mną rozmawiać, ale chcę tylko, żebyś mnie przez chwilę posłuchała, a później sobie pójdę - powiedział do niej i widziałem, jak jej wzrok na moment ląduje na mnie.
Żałowałem, że zdecydowałem się na shake'a, bo teraz czułem, jakbym miał go zaraz zwymiotować na stół przede mną. Co może nie byłoby, aż takie złe, bo wtedy to mogłoby na tyle odwrócić uwagę wszystkich, że Luke w końcu nic nie powiedziałby mojej siostrze. Rozejrzałem się dookoła, licząc na to, że znajdę w otoczeniu coś, co mi pomoże, ale nic z tego, wokół nas nawet nie było praktycznie ludzi.
Rose wyglądała, jakby chciała mu odmówić, ale Ashton złapał za jej dłoń, która leżała na blacie i ścisnął lekko, a wtedy wyraz jej twarzy złagodniał. Alec i Calum wymienili się znaczącymi spojrzeniami, po czym wstali od stołu, nawet nie tłumacząc, gdzie idą. Po prostu chcieli uniknąć tej niekomfortowej sytuacji. Miałem nadzieję, że Gabby nie zrobi tego samego i miałem rację, bo została na swoim miejscu, a nawet położyła dłoń na moim kolanie i zaczęła przesuwać kciukiem po materiale spodni, co było w jakiś sposób kojące.
- Ok - powiedziała w końcu Rose. - Mów.
- Nie wydaję mi się... - zacząłem, szybko jednak umilkłem i osunąłem się trochę na moim miejscu, decydując, że tylko gorzej na tym wyjdę, jeśli będę się odzywał.
Na krótką sekundę Luke popatrzył na mnie, widziałem po jego oczach, że był spokojny i pewny tego, co miał zamiar zrobić, nie do końca mnie to jednak uspokajało.
- Ani trochę nie żałuję tego, że zszedłem się wtedy z Michaelem - powiedział, a ja wytrzeszczyłem na niego oczy, bo to nie brzmiało dobrze. - Ale żałuję sposobu, w jaki to zrobiłem. Nie powinienem był dalej z tobą być, wiedząc że poczułem coś do kogoś innego. Nie powinienem był robić tego wszystkiego za twoimi plecami i namawiać do tego Michaela. Powinienem był zerwać z tobą, zanim cokolwiek się wydarzyło, gdy tylko zacząłem o nim myśleć w taki sposób, w który nigdy nie myślałem o nikim innym. A wtedy odczekać trochę czasu, może kilka miesięcy i najlepiej porozmawiać najpierw o tym z tobą.
Wydawało mi się, jakbym słyszał jego głos z oddali, bo tym, co najbardziej teraz słyszałem, było moje szaleńczo bijące serce. Spoglądałem nerwowo na Rose, która siedziała z ustami zaciśniętymi w cienką linię i co jakiś czas podnosiła wzrok ze stołu na Luke'a, bo chyba nie była w stanie ciągle na niego patrzeć.
- Prawdopodobnie byś się nie zgodziła, ale właśnie tak powinienem postąpić, gdybym nie był samolubnym dupkiem. Tylko że będąc z tobą, miałem pretekst, żeby często go widzieć, a inaczej on wtedy nigdy sam z siebie nie zgodziłby się spędzać ze mną czasu. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak musiałem się starać, żeby mnie polubił, żeby dał mi szansę, bo ciągle myślał o tym, jak ciebie to zaboli. To wszystko było całkowicie moją winą - powiedział, ciągle starając się złapać z Rose kontakt wzrokowy, którego ona unikała.
Ashton objął ją teraz ramieniem, wyglądając jakby nie był pewien, czy ma posyłać Luke'owi mordercze spojrzenia czy raczej zachowywać się neutralnie.
- Nie chciałem cię skrzywdzić, naprawdę tego nie chciałem, ale człowiek nie może panować nad tym, co czuje. Nie zrobiłem tego celowo czy po to, żeby zrobić ci na złość... - kontynuował Luke, po czym spojrzał na mnie i nie odwracając wzroku, dodał: - Po prostu się w nim zakochałem i nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego. Michael jest miłością mojego życia, jestem tego pewien. Ten czas, gdy się rozeszliśmy, był okropny i tylko bardziej uświadomił mi, że nie mogę wyobrazić sobie mojego życia bez niego. Nie mogłem spać, nie mogłem skupić się na niczym, nie mogłem normalnie funkcjonować, wiedząc że nie jest mój.
Czułem, jak gorąca jest teraz moja twarz i moje dłonie lekko się trzęsły, więc schowałem je pod stół, a wtedy Gabby od razu złapała je w swoje, powstrzymując ich drżenie. Jeśli ta cała jego przemowa pójdzie na nic, to naprawdę nie wiedziałem już, co innego mógłbym zrobić.
- I wiem, że on kocha mnie tak samo mocno - powiedział, patrząc z powrotem na Rose. - Ale nie chce ze mną być, jeśli to znaczy, że już nigdy z nim nie porozmawiasz. Bo zależy mu bardziej na tobie niż na swoim szczęściu i pewnie nie odważy się na to, żeby ci to powiedzieć, ale jedyne o czym marzy to, żebyś powiedziała, że może ze mną być, a między wami wszystko będzie w porządku. Bo inaczej oboje będziemy cholernie nieszczęśliwi. - Luke wziął głęboki oddech, a gdy nikt nic nie zrobił, skończył: - To wszystko, co chciałem, żebyś usłyszała.
Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało i czułem, jakby czas kolejny raz tego dnia leciał w spowolnionym tempie. Chciałem coś zrobić, nie mogłem wytrzymać siedząc w tej ciszy, ale wiedziałem, że to Rose miała teraz odpowiedzieć. Nie miałem najmniejszego pojęcia, co zrobi, za bardzo bałem się na nią popatrzeć, żeby spróbować wyczytać coś z jej twarzy.
- Ja... - zaczęła w końcu słabym głosem. - Nie wiedziałam, że jesteście w sobie zakochani. Mikey?
Spojrzenia wszystkich wylądowały na mnie i miałem nagle wrażenie, że w pomieszczeniu jest zdecydowanie za mało powietrza. Starałem się zachować spokojny oddech, ale powoli zaczynałem panikować.
- Jesteś w nim zakochany? - dodała, gdy nie uzyskała żadnej reakcji z mojej strony.
- Tak - odpowiedziałem i niepewnie odwróciłem wzrok w jej stronę. - Ale nie musisz się na nic zgadzać, poradzę sobie, nie przejmuj się tym.
Rose pokręciła głową i otarła dłonią oczy, wyglądając jakby miała zacząć zaraz płakać. I jeśli by to zrobiła, to wiedziałem, że ja skończę tak samo.
- W takim razie powinieneś z nim być - powiedziała cicho.
Przełknąłem głośno ślinę i przez moment patrzyłem na nią z niedowierzaniem, bo na pewno musiało mi się przesłyszeć. Nie mogła właśnie tego powiedzieć, prawda?
- Jesteś pewna? - spytałem, a ona posłała mi lekki uśmiech.
- Jestem pewna, chcę, żebyś był szczęśliwy i w końcu przyzwyczaję się do tego, że jesteś z Lukiem. Po prostu zajmie mi to trochę czasu.
Pokiwałem energicznie głową, by pokazać jej, że rozumiem, a nawet że nie spodziewałbym się niczego innego. Oczywiste, że nie będzie skakać z radości albo chodzić z nami na podwójne randki. Wyciągnąłem do niej ręce i uściskałem ją mocno, na co odpowiedziała mi tym samym. Reszta nie odzywała się przez ten czas i jedyne co mogłem słyszeć to ciche pociąganie nosem, które dochodziło od strony Gabby i wiedziałem, że się popłakała.
- Pójdziemy teraz poszukać Caluma i Aleca - powiedziała Rose, odsuwając się ode mnie. - Spotkamy się za niedługo, ok?
Rozumiałem, co chciała przez to powiedzieć, żebym porozmawiał z Lukiem, spędził z nim trochę czasu, a później wrócił do nich bez niego. Nie przeszkadzało mi to, teraz mogłem zgodzić się na wszystko, skoro Rose nie miała problemu z tym, żebyśmy byli razem.
Obserwowałem, jak Ashton i Rose wstali, Ash rzucił znaczące spojrzenie Gabby, więc w końcu zrobiła to samo i odeszli we trójkę. Patrzyłem za ich oddalającymi się sylwetkami i dopiero gdy zniknęli z mojego pola widzenia, odwróciłem się w stronę Luke'a. On już patrzył na mnie, a na jego twarzy znajdował się zadowolony uśmiech.
- Wiedziałem, że wystarczy, jeśli ja z nią porozmawiam.
Podniosłem się i obszedłem stolik, idąc w jego kierunku, po czym zatrzymałem się tuż przed nim. Złapałem za jego kark, ciągnąc go w moją stronę i połączyłem nasze usta w mocnym pocałunku, nie myśląc w ogóle o tym, że jesteśmy w miejscu publicznym. Nic mnie już nie obchodziło oprócz Luke'a.
On zareagował prawie od razu, kładąc dłonie na moich biodrach i przysuwając moje ciało jeszcze bliżej swojego tak, że stykaliśmy się w każdym możliwym miejscu. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie zacząć uśmiechać się szeroko, za bardzo ciesząc się z tego, co właśnie się stało. To spowodowało, że musieliśmy przestać się całować i Luke oparł swoje czoło o moje, wzdychając lekko.
- Kocham cię - powiedziałem cicho. - Cholernie mocno.
Luke musnął moje usta raz, drugi i trzeci, pocierając kciukami skórę nad moimi biodrami pod materiałem koszulki.
- Ja też cię kocham, kotek.
Staliśmy tak przez chwilę, po prostu trzymając się i musiało to wyglądać naprawdę dziwnie z punktu widzenia kogoś, kto przechodził obok, nie potrafiłem się jednak zmusić, żeby się teraz od niego odsunąć. Chciałem zostać w tym miejscu już zawsze.
- Lucyfer - mruknąłem, na co on zaśmiał się cicho.
- Mhm?
Przygryzłem wargę i odsunąłem trochę głowę, by móc na niego spojrzeć. Przesunąłem wzrokiem po całej jego twarzy, podziwiając każdy najmniejszy szczegół, a na koniec zatrzymując się na jego oczach.
- Moje życzenie urodzinowe się spełniło.
*
ok, boję się, że zjebałam ten rozdział ;x
ale tak, to był ostatni rozdział! i spokojnie to jeszcze nie jest całkowity koniec, bo będzie epilog!
i mam do was super ważne pytanie, nie jestem pewna, jakie ff o Muke'u zacząć pisać po tym, więc chciałabym, żebyście mi doradzili, co wolicie:
a) podobne do esitf po tym względem, że Michael jest znowu tym uroczym, słodkim itp. (tak, to moja słabość)
b) Luke jest bardziej uroczy, a Michael dominujący
c) takie dość depresyjne i może trochę straszne (nie jestem pewna, jak dokładnie to wyjdzie)